Między Duchem a strategią

Między Duchem a strategią
Fot. Depositphotos.com

Czego od siebie chce Kościół w Polsce? Jaką ma wizję swojej przyszłości? Jakimi środkami chce tę wizję osiągnąć? To niby jasne, a jednak… trudno powiedzieć.

Trudno powiedzieć po pierwsze dlatego, że polski Kościół mając jeden, wystarczający cel – bycie wspólnotą zmierzającą do zbawienia – pozostaje po ludzku bezradny wobec zjawisk mocno utrudniających osiąganie tego celu. Mam tu na myśli spadek autorytetu kapłanów, gwałtowny odpływ młodych, letniość wiernych pozbawionych dobrej katechezy dorosłych, bycie pozornie niekonkurencyjnym w obliczu innych ofert świata.

Reakcje na te zjawiska są różne: od stwierdzania ze spokojem, że „oto Bóg oczyszcza swój Kościół z niewierzących”, aż po (wewnętrzną) panikę i przygnębienie.

Zastanawiałam się ostatnio, czy rozwiązaniem problemu nie byłoby dobre ułożenie strategii (prawdziwej strategii na kolejne kilka lat, nie tylko kolejnego programu duszpasterskiego). Strategia zakłada, że poza celami do osiągnięcia wyznaczamy sobie skuteczny sposób ich realizowania, ludzi, którzy będą za niego odpowiedzialni, budżet na ich sfinansowanie i konkretny plan działań krok po kroku, a potem się z osiągnięć rozliczamy; mam wrażenie, że w Kościele trzy ostatnie punkty idą nam bardzo opornie. 

Jeśli celem jest skuteczne zaproszenie młodych do Kościoła, strategia mogłaby wyglądać tak: priorytetem jest przyciągnięcie młodych do głównej wartości, jaką ma Kościół, czyli do mocnej i głębokiej relacji z Jezusem, która sprawia, że człowiek czuje się ważny i kochany, a życie staje się lepsze, bo relacja owocuje ogromem łaski. Gdy się patrzy na dzisiejsze dzieciaki, ilość prób samobójczych, depresji, cyfrowe osamotnienie i ogromny głód miłości, relacja z Jezusem wydaje się najlepszym rozwiązaniem.

Jaki mierzalny cel mógłby mieć taki roczny program duszpasterski? Na przykład taki, żeby w ciągu roku dziesięć procent młodych wróciło na katechezę, do czytania Pisma Świętego i do życia sakramentami. Jak to skutecznie przeprowadzić? Główne sposoby są dwa: dać przestrzeń do preewangelizacyjnego spotkania i zaprosić do przeżycia czegoś pięknego związanego z wiarą. Kto powinien być za to odpowiedzialny? Kilka grup: proboszczowie, którzy decydują o posiadaniu w parafii lub nie przyjaznej przestrzeni do spotkań, osoby duchowne, które opiekują się młodymi i zachęcają ich albo zniechęcają swoją postawą, inni młodzi, którzy służą jako animatorzy czy liderzy grup i potrafią to albo nie, rodzice, którzy chcą sami wprowadzać dzieci w relację z Bogiem albo nie umieją i zostawiają to innym. To wszystko nic nowego, wiemy to z badań społecznych i mówimy o tym od kilku lat. Ale gdy dochodzimy do budżetu, sprawa zaczyna się komplikować.

Chciałabym zobaczyć roczny plan duszpasterski na Polskę, który ma swój budżet i są w nim jasno, precyzyjnie i odgórnie wskazane środki (lub sposoby ich pozyskania), które zostaną przeznaczone na przygotowanie w konkretnych parafiach i dekanatach przestrzeni do preewangelizacji, czyli mówiąc prostym językiem – miłych i ładnych miejsc z pufami, grami planszowymi, czajnikiem i ekranem, na którym można obejrzeć film, otwieranych nie tylko wtedy, kiedy spotyka się jedna ze stałych grup, ale dostępnych cały czas. Problem polega na tym, że odgórny cel programu duszpasterskiego jest wspólny dla całej Polski, ale nie zakłada żadnych konkretnych liczb.

 

A gdyby tak zapytać, ile konkretnie ludzi chcemy przyprowadzić w tym roku do Jezusa? Jeśli myślimy o dziesięciu procentach młodzieży, zakładając, że interesująca nas grupa to około 3 miliony, dziesięć procent z niej to trzysta tysięcy, czyli średnio 30 osób w parafii. Osób w tzw. wieku produkcyjnym mamy ok. 23 mln. Gdyby założyć, że chcemy przeprowadzić katechezy dla dorosłych i zaprosić do relacji z Jezusem dziesięć procent – średnio wychodzi nam 230 osób na parafię. To są bardzo konkretne liczby i bardzo konkretna… robota do wykonania. Z której na koniec roku można się rozliczyć. Jeśli w małej wiejskiej parafii chcemy „mieć więcej młodzieży”, efekty na koniec roku mogą być lub może ich nie być. I co to właściwie znaczy: „więcej?” A jeśli chcemy zawalczyć o dziesięć procent, czyli trzydziestkę dzieciaków i przeznaczamy na to tysiąc złotych miesięcznie, po roku będzie nam o wiele łatwiej stwierdzić, czy cel został osiągnięty i czy pieniądze nie zostały zmarnowane.

Po co strategia, skoro wiara jest łaską? Uszami wyobraźni już słyszę te komentarze: „to nie jest takie proste”, „co pani może o tym wiedzieć”, „dziesięć procent to bardzo dużo”, „nie ma na to pieniędzy”. I jeszcze jeden, koronny argument: jeśli Duch Święty zechce, to i bez strategii sobie poradzi, vide nawrócenie trzech tysięcy ludzi na pierwszym kazaniu św. Piotra. I to jest zbyt często nasz kościelny styl: widzimy cel, marzymy o nim, ale chcemy, żeby Duch Święty mocno dmuchnął i żebyśmy tam Jego mocą dolecieli. Bo tak jest pokorniej. A planowanie i mówienie Bogu, co ma się wydarzyć i za jakie pieniądze, jest objawem pychy.

Tymczasem tak nie jest. Doświadczenie pokazuje, że przez bardzo niewiele rzeczy Bóg tak bardzo uczy pokory, jak przez strategiczne planowanie i rozliczanie się z konkretnego celu. Co więcej, Duch Święty kocha współpracę z nami, a współpraca zakłada pracę, czyli że trzeba się zwyczajnie narobić. On i tak dołoży do całości swoje nieprzewidywalne niespodzianki. A jak już jest przed nami ten ogrom roboty, czemu nie wziąć się do niej strategicznie i mądrze? Bo wtedy będzie po ludzku, nie po Bożemu? Przecież mądrość daje Bóg (tylko trzeba u jej drzwi siąść o poranku i bardzo jej pragnąć), a wszystko, co robimy, zawsze będzie trochę po ludzku, bo nie da się inaczej (przeżywali to nawet najwięksi święci).   

My siejemy, a Bóg daje wzrost. To jasny układ, ale siać można w różnym stylu. Tylko Bóg jest takim siewcą, że może siać gdzie popadnie jak wariat, rozsypując ziarno na drogę, między cierniste krzewy i na kamienie, bo wszystko do Niego należy i nigdy nie braknie Mu ziarna. Człowiek zarządza tylko ograniczoną ilością Bożych zasobów: dostaje talent złota, ale czy go rozmnoży do dziesięciu, czy zakopie – zależy tylko od niego i jego strategii pomnażania. Czytając Ewangelię o talentach i sługach, którzy poszli pomnażać złoto, zawsze mam wrażenie, że przyczyną ich sukcesu było kilka rzeczy: nie bali się zaryzykować, mieli plan i wiedzieli, które rozwiązania wybrać, żeby zadziałały.

Tysiąc procent zwrotu z inwestycji to imponujący wynik. Trzeba mieć odwagę, by tak planować! Ale gdyby tak siać strategicznie, planując, że wzejdzie tylko dziesięć procent, i robić wszystko, by plan się powiódł? Zrezygnować z koła ratunkowego, jakim jest podpieranie się „wolą Bożą” – ile On zechce, tyle wzejdzie, więc nie ma sensu określać tego w liczbach – jednocześnie wiedząc, że On gorąco pragnie, by wzeszło sto procent, by zwrot z inwestycji wyniósł tysiąc procent?

Obserwuję, że lokalne, małe strategie w części parafii i duszpasterstw się sprawdzają. Coraz więcej jest takich miejsc, w których ludzie naprawdę potrafią i robią to na imponującym poziomie. Ale globalnie nasz Kościół ugrzązł gdzieś między Duchem a strategią, nie potrafiąc ani dać się nieść jak święty Piotr po Zesłaniu, ani planować jak budowniczy, który najpierw siada i oblicza, czy starczy mu na tę wieżę. Żeby poradzić sobie z trudnościami, które Pan stawia na drodze polskiego Kościoła, trzeba mieć oba: strategię i Ducha. I zamiast modlić się „Panie, błogosław to, co robimy” mówić do Niego: „Panie, pomóż nam planować i robić to, co Ty błogosławisz”.   

 

  

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Marta Łysek

Zło jest bliżej niż ci się wydaje…

Sokółka, mała urokliwa miejscowość na Podlasiu. Spokojne życie mieszkańców przerywa zagadkowe zaginięcie proboszcza. Strach i napięcie potęguje wiadomość, że w okolicy doszło do brutalnej zbrodni.

Grzegorz Sobal, kiedyś...

Skomentuj artykuł

Między Duchem a strategią
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.