Najtrudniejsze zadanie – być wielkodusznym sługą przebaczania
Spowiedź w Kościele katolickim jest bardzo wymagającą praktyką duchową. Z jednej strony jest potrzebna, wręcz konieczna do normalnego duchowego życia. Z drugiej nagromadzone wokół niej jest tyle negatywnych emocji, wyobrażeń i przesądów, że wielu nie potrafi się z tym zmierzyć. Czasami jednak chyba trzeba.
Dlaczego taki temat? Kilka dni temu pojawiła się informacja o spotkaniu papieża Franciszka ze współbraćmi jezuitami w czasie pielgrzymki do Azji i Oceanii. Ojciec Święty powiedział wówczas, jako jeden z wielu wątków rozmowy, że przez 53 lata swojego kapłaństwa nie zdarzyło mu się, żeby komuś odmówił rozgrzeszenia. Dodał też, żeby nie zamieniać konfesjonału na ‘przychodnię psychiatryczną’ czy ‘salę sądową’.
Mówienie o praktyce spowiedzi nie jest łatwe dla nikogo. Ani dla spowiadających się, ani dla księży. To bardzo szczególny i często budzący wiele emocji moment, zwłaszcza wtedy, kiedy sytuacje są bardziej skomplikowane i mniej ‘regularne’ niż zwykle. A dzisiaj o takie komplikacje jest łatwo.
Żyjemy w epoce, która nie gwarantuje prywatności. Wręcz dąży do tego, aby wszystko ‘upubliczniać’. Jesteśmy wciąż w jakiejś formie ‘monitoringu’. Plotka albo ujawnianie poufnych informacji jest dla wielu sposobem na życie i zarabianie, możliwością zwiększania ‘zasięgów’. Nie zawsze dokonuje się to z poszanowaniem dotychczasowych reguł troski o etos informacyjny i rzeczywiste dobro innych ludzi, w tym także całej naszej społeczności.
W takiej atmosferze spowiedź z jej drażliwą tematyką dla wielu może być dużym wyzwaniem. Mówić o swoich słabościach i grzechach jest trudno tak, czy inaczej, a tym bardziej mając na względzie niesprzyjające okoliczności i wyobrażenia, jakie otaczają tę delikatną sferę życia religijnego katolików.
Choć czasami jest trudno, warto przypominać sobie, że spowiedź ma ogromną wartość. Świat jej nie rozumie, ale nie powinniśmy z niej zbyt łatwo rezygnować. Zdarzyć się może, że nawet czasami przytrafią się nam jakieś negatywne doświadczenia. Nic nie jest doskonałe. Także żaden ze spowiedników nie jest nieomylny w swoich ocenach, wyczuciu czy sposobie wyrażania się, ale spowiedź mimo wszystko, jest niezwykle ważnym narzędziem i pomocą w osobistym rozwoju duchowym i drodze do Boga.
O potrzebie budowania Kościoła, który nigdy nie zamyka swoich drzwi, który oferuje każdemu otwarcie na nieskończoność, ewangelizuje, żyje radością Ewangelii i czyni miłosierdzie – mówił Franciszek w Brukseli. #Belgia https://t.co/QzHsBmF4BO
— Vatican News PL (@VaticanNewsPL) September 28, 2024
Pierwsza trudność, jaka nam się pojawia, i trzeba się z nią jakoś rozprawić to przekonanie, że spowiedź to wyłącznie myślenie o grzechu, słabościach, jednym słowem – życiowych porażkach. To jest duża pokusa, by myśleć w ten sposób, ale to nie jest od ducha dobrego. Słowa Jezusa do ‘kobiety pochwyconej na cudzołóstwie’ – „Ja ciebie nie potępiam” – są tutaj taką ‘gwiazdą polarną’, wyznaczającą kierunek. Grzech, słabość, życiowa porażka to nie jest najważniejszy element spowiedzi, choć wielu tak może myśli i czuje wewnętrzny opór wobec sakramentu pojednania.
Wbrew temu, co niektórzy mogą sobie wyobrażać, intencją księdza idącego do konfesjonału jest udzielanie rozgrzeszenia. W tym sensie wyznanie Franciszka jest echem Chrystusowych słów – „idź a nie grzesz!” Spowiednik jest tym, który działa w imieniu Pana i jego głównym zadaniem w sakramencie pojednania jest ‘odpuszczanie grzechów’. Nie jest panem niczyjego sumienia, a jedynie przedstawicielem Kościoła, który dostał wielki duchowy skarb do służenia nim wobec wszystkich, którzy szukają pokoju wewnętrznego i zgładzenia win.
Bardzo ważne są też te dwie uwagi, które papież dodał o tym, by nie traktować spowiedzi, jak wizyty u terapeuty, bo w sakramencie pojednania nie chodzi o odzyskanie komfortu psychicznego czy samozadowolenia. Nie mniej istotne jest to, by spowiedź nie zamieniła się w drobiazgowe przesłuchanie i prawne dywagacje, ale by stała się okazją do doświadczenia przebaczenia i miłosierdzia.
Spowiedź to delikatny ‘instrument’ duchowy. Nie zawsze udaje się wykorzystać go w pełni, ale wtedy nie wolno dać sobie wmówić, że to nie dla nas, nie na dzisiejsze czasy. Korzystanie z sakramentu pojednania to wymagające zadanie, ale najtrudniejsze jest to, by stawać się wielkodusznym sługą Bożego przebaczenia.
Skomentuj artykuł