Nie rozminąć się z Bogiem
Na podstawie Biblii można z całą pewnością stwierdzić, że ci, którzy tak właśnie postępowali, z Bogiem się nie rozminęli. Żyjąc całkiem po świecku, żyli jak najbardziej pobożnie - po Bożemu.
"Ponieważ w Betlejem jest zawsze Boże Narodzenie, każdego dnia jest Boże Narodzenie w sercach chrześcijan", powiedział Jan Paweł II w betlejemskiej bazylice Narodzenia Pańskiego. Skoro tak, to nic dziwnego, że w szopkach bożonarodzeniowych mamy gaździnę spod Nowego Targu, szałas z Doliny Chochołowskiej, pasterzy w tyrolskich kapeluszach, królów w kapach koronacyjnych, turbany na głowie, kolczyk w uchu, obok wielbłądów konie, słonie, osła i wołu, no i oczywiście merynosy.
Tandetne te nasze szopki, kiczowate, a jednak, co by było, gdyby ich zabrakło? Podobnie rzecz się ma z innymi świątecznymi zwyczajami, obrzędami, wierzeniami. Może, zanim skończy się adwent, warto by się temu wszystkiemu przyjrzeć i zobaczyć, jak daleko odeszliśmy od pierwotnego znaczenia choćby wieczerzy wigilijnej, a zwłaszcza owego wolnego krzesła i nakrycia.
Mówimy, że to wolne miejsce przeznaczone jest dla niespodziewanego gościa. Wyraża ono naszą gotowość ugoszczenia tego kogoś, gdy się zjawi. Tymczasem - oczywiście najprawdopodobniej - nasza rodzinna kolacja wigilijna, pełna ciepła, światła, pokoju i spokoju, w nie tak dalekiej przeszłości miała zupełnie inny charakter. Była to uczta ku czci zmarłych. Wolne miejsce i nakrycie było dla nich.
W niektórych krajach mówi się, że wolne miejsce jest przeznaczone dla małego Jezusa. Tak czy inaczej, urodziny Jezusa z Nazaretu, naszego brata i Boga, obchodzimy tak samo, jak urodziny każdego z nas. Dom, stół, posiłek, krewni i przyjaciele, i ta zwyczajność, to całkowite zanurzenie naszego świętowania w codzienności, w materii, w zmysłowości, w czasoprzestrzeni, najlepiej oddaje sens wcielenia Syna Bożego.
On przychodzi do nas, a raczej to my odkrywamy Go, jako już obecnego tu i teraz. Nie spada z góry, z nieba, nie przychodzi nagle, bo w ogóle nie potrzebuje przychodzić. Jest, bo jest. A ponieważ jednym z Jego wielu imion jest Miłość, nie może nie być.
Boża wszechmoc polega na tym, że Bóg nie potrafi, nie umie, choćby nawet tego chciał, oderwać się od człowieka. Stąd Maryja odkrywa obecność Boga w sobie, w swoim ciele. Elżbieta odkrywa Obecnego w ciąży swojej kuzynki. Jeśli można mówić, że Jezus rodzi się, przychodzi, to nie przychodzi z jakiegoś sacrum, ale z łona kobiety i z łona Ziemi, czego symbolem jest grota.
Nasz Bóg nie przychodzi z zewnątrz rzeczywistości, jako że dla Boga nic nie jest ani na zewnątrz, ani wewnątrz. Dlatego zbliżające się święta podpowiadają wszystkim szukającym Boga, by nie szukali Go poza horyzontem Ziemi, w jakiejś bezczasowej i niematerialnej, czysto duchowej krainie, by nie "wpatrywali się w niebo", a rozglądali się wewnątrz siebie i wokół siebie. Na podstawie Biblii można z całą pewnością stwierdzić, że ci, którzy tak właśnie postępowali, z Bogiem się nie rozminęli. Żyjąc całkiem po świecku, żyli jak najbardziej pobożnie - po Bożemu.
Skomentuj artykuł