O pracach służebnych w Kościele
"To my, przełożeni, spowiednicy, kierownicy duchowi, myślimy za nich i za nich odpowiadamy, oni mają słuchać i wykonywać, tak będzie dla wszystkich korzystniej i bezpieczniej. Muszą tylko wiernie służyć, ponieważ do niczego innego, bardziej odpowiedzialnego, nie są po prostu zdolni. Dlaczego tak? Bo tak żeśmy zdecydowali" - pisze Wacław Oszajca SJ.
W "Na ostrzu pióra", zgodnie z tytułem, bywa ostro. Ostatnio z powodu wypowiedzi Michała Zalewskiego SJ zatytułowanej "Czas kościelnej emancypacji".
Tekst ostry, i dobrze, bo kto jak nie młodzi, zgodnie z zaleceniem papieża Franciszka, ma w Kościele "robić raban". A nie da się tego dokonać przy pomocy wachlarzyka z piórek kolibra. Do obrazu sióstr zakonnych, jaki nakreślił M. Zalewski SJ, chciałbym dodać jeszcze jeden wątek dotyczący braci zakonnych. Co prawda ich usytuowanie w strukturach zakonnych wygląda znacznie lepiej, niemniej nie na tyle dobrze, by nie należało się nad tym zastanowić. Podobnie rzecz się ma z wikariuszami, ale też z kościelnymi, katechetami, organistami. Stojącym wyżej w hierarchii, nawet nie tyle sakramentalnej, co administracyjnej, ze strony tych z niższych szczebli należy się z urzędu cześć i posłuszeństwo, ale w przeciwną stronę już coś szwankuje.
Należy więc zapytać o przyczyny takiego stanu rzeczy. Trop prowadzi do środka Kościoła, do liturgii, która przecież jest szczytem i źródłem chrześcijańskiego życia. Podczas obrzędu święceń biskup mówi, że "już w czasach Starego Przymierza rozwinęły się posługi ustanowione dla sprawowania świętych obrzędów, bo kiedy [Ty, Boże] wybrałeś Mojżesza i Aarona, aby uświęcali lud i nim kierowali, ustanowiłeś im do pomocy mężów niższych stopniem i godnością". Ale zaraz, czy godność da się stopniować?
Jest się albo godnym, albo nie, zaś jako chrześcijanie jesteśmy w naszej chrześcijańskiej godności sobie równi na mocy chrztu. A jak wiadomo, na chrzest nikt z nas nie zasłużył ani nie zarobił, jest łaską, a więc darem, samoudzielaniem się Boga człowiekowi. Owszem, różnimy się stopniem, czyli sposobem realizacji chrześcijańskiego powołania, ale z tego nie wynika, że możemy stać jeden nad drugim lub na drugim, bo i tak bywa. Każdy z nas, począwszy od papieża, a skończywszy na zakrystianie i odwrotnie, posiada tę samą misję - odczytać na swój sposób znaki czasu, czyli czego Pan oczekuje od swego Kościoła. Po tragediach dwudziestowiecznych wojen wiemy też, że godność człowieka nie zależy nawet od jego postępowania. To dlatego winnych wojennych zbrodni osądzono i ukarano po ludzku, zachowując respekt przed ich człowieczeństwem.
W tym miejscu przypomnijmy ową ciemną noc Piotra Apostoła na dziedzińcu pałacu (Sic!) najwyższego kapłana. Najpierw zaczepiła Piotra jedna służąca, a potem druga. Swoją drogą, w przeciwieństwie do zgromadzonych na dziedzińcu, którzy byli bardziej predysponowani, choćby z urzędu, jako np. kapłani, to jednak nie oni, ale one "miały oko" i rozpoznały Piotra. Dopiero "po chwili także ci, którzy tam stali, podeszli i powiedzieli Piotrowi: «Na pewno jesteś jednym z nich, bo twoja wymowa cię zdradza!»". Twoja wymowa, tzn. to, jak akcentujesz słowa, wiele o tobie mówi, przede wszystkim, w jakim świecie żyjesz i skąd przychodzisz.
Nie wiem, ale być może to dlatego Franciszek nie mieszka w pałacu i nie nakłada na siebie szat godnych imperatora, gdyż każdy z nas o sobie opowiada nie tylko słowem, ale i tym, co na sobie nosi i jak mieszka. Słusznie więc M. Zalewski SJ zwraca uwagę na to, byśmy przestali wreszcie dzielić dzieci Boże na godne i niegodne w zależności od tego, jaką posługę pełnią w Kościele. "Twoja wymowa cię zdradza", a zatem po kolei.
Na szczycie piramidy terminologii kościelnej, związanej z posługiwaniem, mamy Jego Świątobliwość, poniżej Eminencje, następnie Ekscelencje, później Przewielebnych i wreszcie Wielebnych, ale wśród nosicieli tych tytułów kobiet jak na lekarstwo.
Chociaż pierwsze jaskółki na tym kościelnym niebie już się pojawiły. Ale popatrzmy, jak się nazywa, przy naszej cichej zgodzie, tych na pierwszym szczeblu hierarchicznej drabiny: księżuś, mateczka, siostrzyczka, braciszek, wikarzyna, kleryczek, a w jakimś zakonie kleryków nazywa się niewolnikami. O czym to świadczy? Przecież traktujemy tych ludzi, jakbyśmy mieli do czynienia z małymi dziećmi, które trzeba traktować po ludzku, ale liczyć się z ich zdaniem nie warto. To my, przełożeni, spowiednicy, kierownicy duchowi, myślimy za nich i za nich odpowiadamy, oni mają słuchać i wykonywać, tak będzie dla wszystkich korzystniej i bezpieczniej. Muszą tylko wiernie służyć, ponieważ do niczego innego, bardziej odpowiedzialnego, nie są po prostu zdolni. Dlaczego tak? Bo tak żeśmy zdecydowali.
Z założenia więc przeznaczeni są do wykonywania tzw. prac prostych, służebnych, a więc cichych i pokornych, które można wykonywać nawet w niedziele i święta. Prac co prawda koniecznych, ale niegodnych, by się im oddawali ci z "wyższego stopnia", czyli wyżej stojący w hierarchii kościelnej, ale świeckiej również. Nie wiem, czy takie podejście do pracy i wykonujących ją ludzi jest wymysłem kościelnym czy świeckim, ale powiedzieć np., że w oczach Bożych posługa papieża jest tak samo ważna jak praca w miejskiej toalecie to narazić się na zarzut nieomal świętokradztwa.
Taka hierarchizacja prac jest nie lada jaką pokusą, której łatwo ulegamy, gdyż pozwala tym wyżej z wyższością patrzeć np. na kobiety pracujące w toaletach i nazywać je pisuaresami, największych zbrodniarzy rzeźnikami, przeklętników szewcami. Straszyć dzieci, że jak nie będą się uczyć, to skończą jako śmieciarze albo szambonurki itd. Jak się wydaje, wszystko po to, żeby nie dopuścić do siebie myśli o tym, iż oni wszyscy wykonują za nas i dla nas robotę, której jednym palcem tknąć byśmy nie chcieli, bo jesteśmy, jak już to trafnie ujął M. Zalewski SJ, parafrazując znaną jezuicką maksymę, stworzeni do wyższych rzeczy. W ten sposób w społeczeństwie i w Kościele tworzymy kasty nietykalnych, utrwalamy niesprawiedliwe i niechrześcijańskie struktury.
Nie nowa to sprawa, skoro ktoś, proszę zgadnąć kto, gdzieś pewnie w latach trzydziestych ubiegłego wieku, nosząc się z zamiarem założenie nowego zakonu, tak pisał: "Pomiędzy sobą [zakonnice] nie będą się dzielić na żadne chóry ani na żadne matki i mateczki, ani na wielebne, ani na przewielebne, wszystkie będą sobie równe, chociażby je różniło pochodzenie bardzo wielkie. Wiem, kim był Jezus, a jak się uniżył i z kim przestawał".
"Przełożona będzie często zmieniać obowiązki sióstr, a w ten sposób dopomoże im do oderwania się od tych drobiazgów, do których niewiasty mają wielką skłonność. Naprawdę, nieraz mnie to śmieszy, jak widzę na własne oczy, że dusze opuściły rzeczy naprawdę wielkie, a przywiązują się do fatałaszków, czyli drobiazgów". Ale czy tylko kobiety grzeszą taką małostkowością? "Niech się nie ważą przełożone wchodzić w dziedzinę sumień sióstr".
Zakonnice "nie będą nosić habitu, ale ubranie świeckie". Jakby tego było mało, to autorka mówi jeszcze: "Kiedy przyjęłam tę Hostię, którą [kapłan] mi podał - druga upadła mi na ręce. (...) Jednak kiedy miałam Hostię w ręku, odczułam taką moc miłości, że przez dzień cały nie mogłam nic ani jeść, ani wrócić do przytomności. Z Hostii usłyszałam te słowa: pragnąłem spocząć na rękach twoich, nie tylko w sercu twoim, i nagle w tym momencie ujrzałam małego Jezusa". Cytaty pochodzą z "Dzienniczka" świętej Faustyny Kowalskiej.
Tak, mamy sobie służyć jak słudzy, ale tacy, do których nasz Pan nieustannie mówi: "To jest (...) moje przykazanie, abyście się wzajemnie tak miłowali, jak Ja was umiłowałem. Nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś poświęca swoje życie za przyjaciół. Wy jesteście moimi przyjaciółmi, jeśli spełniacie wszystko, co wam polecam. Nie nazywam was sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan. Nazwałem was przyjaciółmi, gdyż dałem wam poznać wszystko, czego dowiedziałem się od Ojca. Nie wy wybraliście Mnie, lecz Ja wybrałem was i Ja wyznaczyłem was, abyście szli, przynosili owoc i aby wasz owoc był trwały; aby mój Ojciec dał wam wszystko, o co Go poprosicie w moje imię. To wam nakazuję, abyście się wzajemnie miłowali".
Jeśli więc szukamy korzeni kryzysu w Kościele, zacznijmy od siebie. Od tego, jak traktujemy tych, których skrzywdziliśmy, zapominając, że między nami ma być "inaczej" niż na feudalnych dworach, choć mówiąc to, pewnie krzywdzę niejednego feudała. Panie, odpuść!
Wacław Oszajca SJ - teolog, dziennikarz, publicysta i poeta. Wielokrotny laureat nagród dziennikarskich i literackich
Skomentuj artykuł