Opowieść o Krzyżu rodem z Missouri

Opowieść o Krzyżu rodem z Missouri
(fot. Piotr Drabik / (CC BY 2.0) / flickr.com)
Joanna Petry-Mroczkowska

Wszyscy z nas kojarzą "krzyż Jana Pawła II", a raczej zwieńczenie jego pastorału. Pamiętamy, jak papież go wznosił i jak się na nim pochylał, opierając na nim czoło w modlitwie i zadumie. Pastorał ten odziedziczył Benedykt XVI, a teraz posługuje się nim także papież Franciszek. Krzyż z brązu, o poprzecznej belce wygiętej w kształcie łuku, z Jezusem boleśnie zwisającym na konstrukcji o sękatej, szorstkiej  teksturze.

Nie zastanawiałam się nad historią tego emblematycznego już krzyża aż do momentu, kiedy parę tygodni temu znalazłam się na Dalekim Zachodzie, w Górach Skalistych Kolorado. Podczas spaceru po eleganckim deptaku wśród wystylizowanych na Tyrol  alpejskich domków znanego narciarskiego kurortu zainteresowała mnie jedna z galerii. Galeria rzeźby. Tuż przy wejściu w oczy rzucał się  klimat Dzikiego Zachodu -  pełne dynamiki postaci kowbojów, Indian, rewolwerowców. Ale  zaraz otworzył się świat Starego i Nowego Testamentu - Mojżesz, król Dawid, Noe, Czterej Jeźdźcy Apokalipsy, Droga Krzyżowa, Pieta, Chrystus Zmartwychwstały, Gołębica, a także święci - Franciszek, Ignacy Loyola. I właśnie "łukowaty"  krucyfiks.

Twórcą tych dzieł jest Gib Singleton, zmarły pół roku temu jeden z najwybitniejszych amerykańskich rzeźbiarzy w brązie. Warto o nim powiedzieć, bo sam był bardzo skromny. Gdy tuż po śmierci Jana Pawła II  media zobaczyły okazję do nagłośnienia sprawy autorstwa pastorału - w owej chwili  wszechobecnego wraz z wizerunkami zmarłego papieża - Singleton odmówił wywiadów. Uważał, że w tym momencie żałoby byłoby to niestosowne.

DEON.PL POLECA

Jak widać, miał szczególną wrażliwość, i to nie tylko artystyczną. Znane mu były trudy - w młodości zdarzało mu się sypiać na parkowych ławkach, na ulicach Nowego Jorku sprzedawał swoje obrazki - i poważniejsze cierpienia osobiste, w których potrafił znajdować  jądro inspiracji. Swoją sztukę określał jako "realizm emocjonalny". Mówił: "Nie ważne, jak dzieło sztuki wygląda, ważne, jakie uczucia w nas budzi. Właśnie to, że budzi uczucia. Że zwraca naszą uwagę, że wciąga nas do wewnątrz i otwiera. A w tym świecie, w którym tyle nas rani albo znieczula, to rzecz cholernie dobra." Drugą ambicją Singletona było wprowadzenie "duchowej sztuki" do głównego nurtu współczesnej sztuki amerykańskiej. "Ludzie nawet bardziej potrzebują odnaleźć  się  w świecie metafizycznym niż w fizycznym. Wiele rzeczy wydaje się nie mieć "obiektywnego" sensu, kiedy próbujemy je analizować. Ale mają sens - duży sens - kiedy podchodzimy do nich  kierując się sercem, a nie głową. To właśnie przyświeca mi w tym, co robię."

Gib (Gilbert) Singleton urodził się  w 1935 roku w skromnych warunkach, w rodzinie dzierżawców rolnych na samym południu stanu Missouri (szczycącego się w dziedzinie literatury takimi nazwiskami jak Mark Twain, T.S. Eliot, Tennessee Williams  czy  Maya Angelou). Figurki z patyków i gliny lepił od najmłodszych lat, jako nastolatek sam z odpadów zbudował piec odlewniczy, bo zaczął interesować się brązem. Z biegiem czasu wstąpił do wojska, następnie zdobył wykształcenie uniwersyteckie i uzyskał pełne stypendium do Akademii Sztuki w Chicago. Stypendium Fulbrighta wykorzystał na studia w Akademii Sztuk Pięknych we Florencji. Tam też pomagał przy renowacji zabytków uszkodzonych w wyniku powodzi, katastrofalnego wylania Arno w 1966. Później Watykan zlecił mu także renowacje różnych cennych dzieł, w tym Piety Michała Anioła, uszkodzonej przez wandala w 1972 roku. Po powrocie z Europy kierował Wydzialem Sztuki na uniwersytecie w Connecticut. Definitywnie jednak przeniósł się do Santa Fe, w stanie Nowy Meksyk, gdzie pracował do końca życia. W 2004 roku zdiagnozowano u niego bardzo poważną chorobę płuc i odesłano do hospicjum przewidując rychły koniec. Singleton jednak się nie poddał i choć na wózku inwalidzkim, pracował jeszcze blisko dziesięć lat. Wtedy powstały jego wybitne rzeźby. Pytany o własną wizję przeznaczenia rzeźb mówił: " Nie  przystrajam komuś salonu, nie przystrajam komuś ogrodu, przystrajam  komuś serce".

Nie licząc paru galerii i otwartego kilka lat temu w Santa Fe muzeum poświęconego wyłącznie twórczości Singletona, jego prace są obecne w ważnych ośrodkach kultury na świecie. Są m.in. w Watykanie, Yad Vashem, w Muzeum Sztuki Biblijnej w Dallas w Teksasie i w Muzeum Sztuki Współczesnej w Nowym Jorku. Jego monumentalne rzeźby czternastu stacji Drogi Krzyżowej  umieszczono w bazylice pw. św. Franciszka z Asyżu w Santa Fe.
Żadne z tych dzieł nie może jednak poszczycić się taką  rozpoznawalnością jak Krzyż Chrystusowy, którego zamysł artystyczny powstał ponoć jeszcze w latach młodości Giba Singletona w Missouri.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Opowieść o Krzyżu rodem z Missouri
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.