Po co zmieniać "Ojcze nasz"?

Po co zmieniać "Ojcze nasz"?
(fot. Natasa Adzic / shutterstock.com)

Poruszony przez Franciszka problem tłumaczenia szóstej prośby Modlitwy Pańskiej nie jest nowy. Krytyczne głosy, wskazujące, że tradycyjny przekład dla wielu wiernych jest dzisiaj niezrozumiały, co gorsza, błędnie go interpretują, upatrując w Bogu kusiciela do zła, pojawiają się od dawna w różnych krajach.

Pod koniec stycznia uczestniczyłem w rekolekcjach dla księży. Zauważyłem, że rekolekcjonista raz po raz, cytując Pismo Święte, zwracał uwagę na problemy wynikające z przekładu tekstów biblijnych na język polski. Nie on jeden. Coraz częściej można spotkać tego typu spostrzeżenia w wypowiedziach ludzi Kościoła. Nawet papież Franciszek w telewizyjnej rozmowie poruszył kwestię przekładu jednego z fundamentalnych tekstów zawartych w Piśmie Świętym - modlitwy "Ojcze nasz".

Na czym polega problem z przekładami Biblii na języki narodowe (w tym na polski)? Okazuje się, że problemów jest wiele. Na przykład zdarza się, że wykorzystane przez tłumaczy słowo lub sformułowanie mocno zawęża rzeczywiste znaczenie oryginału. Bywa także, że konkretny przekład tekstu biblijnego w pewnym sensie "narzuca" jego określoną, jednostronną, a nawet "ideologiczną" interpretację.

DEON.PL POLECA

To nie wszystko. Utrwalone w świadomości wierzących zwroty z Pisma Świętego kształtują postawy, zachowania, poglądy i decyzje. Przy okazji dyskusji o uchodźcach ktoś całkiem serio sugerował, że gdyby w najpopularniejszym polskim przekładzie Biblii zamiast słowa "przybysz" użyto "cudzoziemiec", "obcy", być może łatwiej byłoby niejednemu katolikowi w naszym kraju przezwyciężyć obawę przed migrantami.

Poruszony przez Franciszka problem tłumaczenia szóstej prośby Modlitwy Pańskiej nie jest nowy. Krytyczne głosy, wskazujące, że tradycyjny przekład dla wielu wiernych jest dzisiaj niezrozumiały, co gorsza, błędnie go interpretują, upatrując w Bogu kusiciela do zła, pojawiają się od dawna w różnych krajach. Długotrwałe dyskusje przyniosły różne efekty w poszczególnych strefach językowych.

Np. w strefie francuskojęzycznej po trwającej kilkanaście lat dyskusji od ubiegłorocznego Adwentu obowiązuje nowe brzmienie modlitwy "Ojcze nasz". Sformułowanie "Nie poddawaj nas pokusie" zastąpione zostało zwrotem "Nie pozwól, abyśmy popadli w pokusę". Kilka dni temu pojawiła się informacja, że o zmianie tłumaczenia zdecydowała konferencja biskupów Włoch. Natomiast niemiecka konferencja biskupów ogłosiła 25 stycznia br., że po specjalnych badaniach dotychczasowego tekstu Modlitwy Pańskiej nie zamierza w jej przekładzie niczego zmieniać.

W Polsce niespełna trzy lata temu wprowadzenie zmiany postulował na łamach DEONu Tomasz Ponikło, podkreślając, że przedstawia "praktyczną wątpliwość zwyczajnego wiernego", a nie teologiczny postulat. Liczne argumenty za pozostawieniem dotychczasowej wersji w minionym roku wielokrotnie prezentował biblista, ks. Wojciech Węgrzyniak. Ze strony polskiego episkopatu brak oficjalnych informacji, czy ta kwestia w ogóle jest rozważana w gronie biskupów. Co ciekawe, w Kościele katolickim w Polsce mamy pod tym względem "dualizm" - w lekcjonarzu znajduje się inna wersja modlitwy, której nauczył nas sam Jezus, niż ta, która znajduje się w Mszale. Zdarza się więc, że czasami podczas jednej Mszy św. wypowiadane są dwa różne sformułowania.

Kwestia szóstej prośby w modlitwie "Ojcze nasz" jest przejawem o wiele szerszego problemu, z którym musi mierzyć się Kościół. To sprawa komunikatywności języka, którym się posługuje. Język jest tworem żywym, nieustannie zachodzą w nim zmiany, czasami bardzo istotne, dotyczące np. znaczenia słów. Nadążanie za tymi zmianami jest niezbędne dla rzeczywistej i prawidłowej komunikacji międzyludzkiej. Papież Franciszek w Orędziu na tegoroczny 52. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu już w pierwszym zdaniu przypomniał, że "W Bożym zamyśle ludzka komunikacja jest istotnym sposobem, aby żyć w komunii". Wspólnota wiary potrzebuje języka, który łączy, który pozwala nie tylko sprawnie się porozumiewać, ale również umożliwia jak najlepsze poznanie i wyrażanie tego, w co wierzy. Używany przez Kościół język nie może prowadzić do nieporozumień i błędów, ani dawać podstaw do fałszywych interpretacji jego przekazu.

Rok temu Szymon Żyśko alarmował w DEONie, że "Język wiary skończył się": "Jeżeli nie zmienimy języka, jakim mówimy o Ewangelii, ona de facto przestanie istnieć. Już teraz powoli tracimy jej sens" - napisał. Mam nadzieję, że do katastrofy nie dojdzie. Być może i w Polsce przydałaby się jednak szeroka i pogłębiona dyskusja wokół brzmienia Modlitwy Pańskiej, wsparta poważnymi badaniami języka, którym Kościół się posługuje. Mogłaby ona się stać - zwłaszcza w kontekście zbliżającego się synodu biskupów poświęconego młodzieży - elementem pracy nad tym, w jaki sposób kształtować przekaz wiary kolejnym pokoleniom.

ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Po co zmieniać "Ojcze nasz"?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.