Podejdź no do płota i porozmawiajmy o AI. Potęga przykładu
Przy okazji wakacyjnego pobytu w rodzinnych stronach zabraliśmy się za renowację drewnianego płotu wokół posesji. Pracy było sporo i dla każdego z naszej sześcioosobowej rodziny
Spoglądałam raz po raz na zacięte miny naszych starszych dzieci, dziesięciolatka i ośmiolatki, gdy próbowały naśladować spokojne, szerokie ruchy pędzla taty i uśmiechałam się za każdym razem, słysząc ich pełne frustracji: "Dlaczego mi się tak chlapie, a tobie nie, tatuś?". Obserwowałam, jak nasz sześciolatek przekuwa w dyscyplinę olimpijską zapasy z mchem, trawą i wyłażącymi zewsząd ślimakami i cieszyłam, że jego niespożyta energia znajduje tak produktywne ujście. Z nieustającą wdzięcznością w sercu zerkałam na babcię, która niestrudzenie ganiała za naszym dwulatkiem, dostarczającym nam wszystkim ... ekhm, ekhm... koktajlu emocji i - nierzadko - rozrywki w monotonii pracy. Last but not least - byłam naprawdę dumna z mojego męża, który - choć z natury jest perfekcjonistą, jeśli idzie o tego typu roboty domowe - to cierpliwie znosił i korygował wszystkie dziecięce chlapnięcia, pobieżne pociągnięcia pędzla i pomylone kolory...
Cała ta praca była kapitalnym doświadczeniem współpracy, szacunku do rzeczy materialnych i uczenia się od podstaw troski o dom, w którym zawsze, ale to zawsze jest COŚ do zrobienia.
Wieczorem długo rozmawialiśmy z Mężem o tym, jak dzisiaj zmienia się ta międzypokoleniowa zdolność do przekazywania sobie umiejętności technicznych. Choć oczywiście nie brakuje ojców uczących swoje dzieci przykręcania śrubek, wymiany kranów i zbicia prostych desek w elegancką półeczkę na książki, to jednak wydaje się, że współczesny człowiek coraz częściej prędzej zaglądnie do internetu, by znaleźć tam kontakt do usługodawcy, który go w naprawie wyręczy niż zanurzy się w osobiste wspomnienia i odwoła do tego, czego ktoś starszy kiedyś go nauczył. A przecież nie ma efektywniejszej nauki niż przez przykład. Widziałam to w te wakacje wielokrotnie! Choćby wtedy, gdy zwaliła mnie z nóg choroba.
Przez kilka dni dosłownie nie byłam w stanie wstać z łóżka. W tym czasie wszyscy moi bliscy otoczyli mnie troskliwą opieką. Z zadziwieniem obserwowałam, jak starsze z naszych dzieci sprawnie przygotowują posiłki, ziółka czy inhalatory. Nagle okazało się, że kiedy jest taka konieczność dziesięciolatek potrafi zmienić bratu pieluchę, a ośmiolatka bez problemu przykręci szlauch do kranu, by podlać warzywniak. Może nieporadnie, ale grunt, że efektywnie! Podglądając ich z poziomu łóżka, co krok się zaskakiwałam...ile siebie i swoich zachowań widzę w nich. Wykonując gros codziennych czynności naśladowali moje ruchy i naturalnie powielali moje wybory (np. jeśli deska do krojenia, to tylko drewniana, a nie plastikowa).
Myślę o tym wszystkim, mając na horyzoncie zbliżający się rok szkolny. Na stronie MEN pojawił się na początku sierpnia dokument dotyczący Polityki Cyfrowej Transformacji Edukacji*. W toku "dyskusji" o ograniczaniu religii w szkołach informacja o tym projekcie niezbyt przebija się do rodzicielskiej świadomości. A szkoda, bo jest w nim wiele obszarów, o których warto byłoby publicznie i szeroko rozmawiać. Sama nie skończyłam jeszcze lektury tego dokumentu, ale jedna myśl wraca do mnie natrętnie.
Polska szkoła potrzebuje edukacji cyfrowej, to pewne. Ale czy naprawdę musimy uporczywie traktować uczniów i nauczycieli jak żywe laboratorium, nakazując im pracę ze sztuczną inteligencją, której oddziaływanie na procesy uczenia się nie zostały jeszcze nijak wiarygodnie zweryfikowane? Czy nie powinniśmy sobie najpierw zafundować narodowego badania postaw cyfrowych, by rzetelnie zweryfikować, jak wykorzystujemy internet, nowe media, w tym także innowacje w rodzaju "ChatGPT"? My, dorośli. Bo przykład idzie z góry...
Bezradność wobec cyfrowych zachowań to temat, który łączył wszystkie moje rozmowy przy wakacyjnych ogniskach - niezależnie, czy toczyliśmy je z harleyowcami nad Morzem Bałtyckim, przyjaciółmi ze wspólnoty podczas rekolekcji, czy z sąsiadami na podbeskidzkiej wsi. Świadomość, że komórki i internet dewastują nasze relacje i jakość życia, jest coraz większa. Coraz więcej z nas, dorosłych, jest w stanie przyznać - że nie potrafimy zapanować nad tym, co miało być tylko wsparciem i uatrakcyjnieniem naszego życia. A skoro my nie potrafimy, to jaki przykład dajemy młodszym?
Czy naprawdę uwierzymy zapewnieniom, że da się ot tak, na pstryknięcie palca i uchwalenie kolejnej stery dokumentów programowych sprawić, że rzesze nauczycieli nagle staną się ekspertami od technologii, o których tak wielu współczesnych myślicieli krzyczy: "Uwaga - smok!!!". Problemem nie jest to, że ludzie nie widzą tego wyzwania, tylko, że nie są w stanie sami przeciwstawić się potędze przemysłu skupiania uwagi. Potrzeba tu mądrego, instytucjonalnego wsparcia. I przykładu, który będzie szedł z góry.
Skomentuj artykuł