Pokój osiągnięty kosztem ofiar jest tylko interwałem przed następną wojną
Pokój jest wielką wartością. Jedynie ludzie niespełna rozumu twierdzą inaczej. Historia podaje jednak wiele przypadków, gdy to nie amoralni dyktatorzy, ale chrześcijanie stawali przed alternatywą wojny i pokoju. Każde z rozwiązań miało swoje uzasadnienie i swoją cenę.
W 1926 roku wybuchło w Meksyku powstanie przeciw brutalnym rządom masońsko-lewicowym, w ramach których niszczono Kościół katolicki prawnie i fizycznie. Powstanie to zwane Cristiadą, było ruchem oddolnym, sprzeciwem prostych ludzi zdeterminowanych wobec barbarzyństwa rządów prezydenta Plutarco Callesa. Cristeros walczyli i ginęli z okrzykiem "Viva Cristo Rey!". Gdy ich walka zaczęła przynosić rezultaty, do akcji wkroczył ambasador USA, któremu zależało na pokoju, gdyż wojna psuła biznes wydobycia ropy. Biskupi byli podzieleni, jednak część z nich przystąpiła do pokojowego projektu. Największą rolę odegrał tu biskup Pascual Díaz y Barreto, jezuita zresztą. Jego współbrat zakonny Miguel Agustin Pro został rozstrzelany w 1927 roku. Inny ksiądz, Aristeo Pedroza prosił w liście do arcybiskupa Ruiza, by pasterze nie wydawali swych owiec katowi. Jednak perspektywa zaprzestania walki wydawała się bardzo ewangeliczna. Rząd poszedł na pewne ustępstwa i hierarchowie Kościoła podpisali porozumienie. Wynegocjowali kompromis: amnestię dla powstańców i zwrot majątku Kościoła. W wyborach w 1929 roku wsparli nawet kandydata rządu, nie opozycji.
Cristeros byli rozczarowani, tym bardziej, że porozumienie zostało osiągnięte za ich plecami. Posłuszni jednak kościelnym zwierzchnikom złożyli broń. Tym, którzy nie chcieli się poddać, zagrożono ekskomuniką. Rząd Callesa od razu przystąpił do masowych aresztowań. Zamordowano wówczas ponad 5 tysięcy bezbronnych powstańców, w tym 500 przywódców Cristiady, również księży. Biskupi zaangażowani w proces pokojowy napisali wówczas rozpaczliwy list do papieża Piusa XI informując, że Kościół w Meksyku ginie. Nowy prezydent Portes Gil tak na bankiecie podsumował decyzję hierarchów:
"Drodzy Bracia, kler uznał teraz całkowicie państwo i otwarcie zadeklarował podporządkowanie się prawom. (…) Walka się nie zaczyna, walka jest wieczna. Walka rozpoczęła się przed XX wiekami. (…) Oświadczam przed masonerią, iż dopóki pozostanę w rządzie, stać będę bezwzględnie na straży prawa".
Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna rządziła krajem nieprzerwanie do roku 2000. Kiedy Jan Paweł II udał się na swoją pierwszą pielgrzymką do Meksyku w lutym 1979, episkopat musiał zapłacić za niego grzywnę za pojawienie się w miejscu publicznym w sutannie, stroju zakazanym. W 2005 roku 13. cristeros zostało ogłoszonych męczennikami i błogosławionymi.
Logika postępowania niektórych przedstawicieli Kościoła cierpi na naiwność bądź grzeszy oportunizmem. Motywacje te niezmiennie szkodzą Kościołowi i jego integralności. Stara lekcja nakazuje, by mając szlachetne intencje nie zakładać, że przeciwnik jest moim alter ego. Zawsze zastanawia fenomen dobrych chęci, którymi podobno wybrukowane jest piekło. W starym chińskim traktacie "Sztuka wojny" można przeczytać takie słowa:
"Oświecony władca, rozumiejący jako przestrogę to, co stało się wcześniej, z pewnością popierałby w stolicy naukę i cnotę, a w polu szykowałby się do obrony. Toteż władca niezdolny uderzyć, gdy znajdzie się wobec wroga, nie jest sprawiedliwy, a taki, co patrzy na trupy poległych w bitwie i żałuje ich, nie jest dobrotliwy".
Warto pamiętać, że konsekwencje każdej jednostronnej idei, jak każdej utopii, mogą okazać się katastrofalne. Eksperymentowanie na społeczeństwach, nierespektujące zdrowego rozsądku i praw, do jakich rodzaj ludzki dochodził przez wieki, jest skrajnie nieodpowiedzialne. A jednak stale powraca. W Meksyku, jedną z pierwszych rzeczy, którą wprowadził rząd, aby zapewnić sobie pole działania, było prawne zmuszenie przeciwników, ze szczególnym uwzględnieniem ludzi Kościoła, do milczenia. Uciszanie, zakaz krytyki, są znakiem rozpoznawczym tej formacji, pełnej farmazonów o wyzwoleniu i sprawiedliwości. Pierwszą jaskółką tej nowej wolności jest zniesienie wolności słowa.
Chcemy wolności, chcemy pokoju. Nasze polskie doświadczenie historyczne dalekie jest od koncepcji pokoju za wszelką cenę. Ile warta jest wolność? Teologia katolicka nie popiera fanatyzmu przebranego za idealizm, czy męczeństwa, które miałoby być samobójstwem. Mówi jednak o Prawdzie, która jest cenniejsza niż życie i za którą wierzący stale życie oddają. Dziś wielu katolików wzdryga się na wzmiankę o potrzebie walki, a określenie "Ecclesia Militans wydaje się anachroniczne. Ludzie Kościoła czasem więcej życzliwości i wyrozumiałości okazują swoim wrogom niż swoim wiernym. Nie wynika to nawet z kalkulacji, ale z koncepcji chrześcijaństwa »na nowo przemyślanego«, które śmiertelnie obawia się posądzenia o przemoc". Antonio Gramsci, włoski komunista, który poszukiwał metody zastąpienia Kościoła tak, by ten stał się bezużyteczny, pisał o "kompromisie praktycznym". Miałaby to być najlepsza metoda demoralizacji Kościoła, która przyniosłaby zmiany stopniowo, raz poprzez kuszenie korzyściami, innym razem przez zawstydzanie.
Postulat pokoju z zasady jest słuszny. Może się jednak okazać zbyt tani, jeśli pokój miałby być osiągnięty kosztem ofiar i miałby być nagrodą dla agresora. Jaką miałby wartość, gdyby pogłębił tylko poczucie krzywdy i niesprawiedliwości? Byłby wówczas jedynie interwałem przed następną wojną. Społeczeństwa mają prawo do obrony przeciw złu, które im zagraża.
Skomentuj artykuł