Pokrzywdzeni powinni założyć własną fundację. Potrzebne "drugie płuco"

Pokrzywdzeni powinni założyć własną fundację. Potrzebne "drugie płuco"

Jakub Pankowiak powinien teraz przejść od słów do czynów i ludzie, którzy są w tej chwili obok niego powinni mu w tym z całych sił pomóc. O jakich czynach mowa?

„Żadne walki na zewnątrz ani wewnątrz Kościoła mnie nie interesują. (…) Chcę po prostu walczyć o lepszą przyszłość dla poszkodowanych i o to, żeby w przyszłości poszkodowanych było coraz mniej” – to słowa Jakuba Pankowiaka, jednego z bohaterów filmu „Zabawa w chowanego”, wypowiedziane w rozmowie z Piotrem Żyłką, który kilka dni temu został opublikowany na deon.pl. Te słowa, od których właściwie rozpoczęła się cała rozmowa można uznać za credo Pankowiaka. I kolejne jego wypowiedzi to potwierdzają.

DEON.PL POLECA

Nie chodzi mu o żadną walkę z Kościołem lecz jego – szeroko pojęte – dobro. Zacytuję jeszcze jeden fragment: „(…) przez wiele lat dusiłem się w Kościele w takim, jakim wielu z nas go zna. W Kościele, w którym najważniejsze były dogmaty i skrupulatne wykonywanie czynności religijnych, a gdzieś w tym wszystkim zagubiła się Ewangelia i Jezus. Dzięki zaangażowaniu się w pracę na rzecz walki z pedofilią poznaję teraz wielu ludzi, którzy chcą takiego Kościoła, jakiego mi brakuje. Widzę, że nie jestem sam, że inni też mają podobne marzenia. Mogę się z nimi spotkać, porozmawiać, zobaczyć, że nadajemy na tych samych falach. Dzięki temu buduje się we mnie wiara, że możemy wpłynąć na zmianę w Kościele i wyrwać się ze schematu »oblężonej twierdzy«, szukania wszędzie wrogów, że nie będziemy dostrzegać tylko dogmatów, ale zaczniemy widzieć człowieka i traktować go z ewangeliczną wrażliwością”.

Celowo skupiam się tylko na tych dwóch fragmentach, bo wydaje mi się, że Jakub powinien teraz przejść od słów do czynów i ludzie, którzy są w tej chwili obok niego powinni mu w tym z całych sił pomóc. O jakich czynach mowa? Otóż jestem przekonany, że tą dobrą energię, która pojawiła się w Jakubie, jego bracie, innych pokrzywdzonych, a także wśród osób, które żadnej krzywdy ze strony ludzi Kościoła nie doświadczyły, ale leży im na sercu dobro dzieci trzeba sformalizować. Konieczne jest założenie stowarzyszenia, fundacji (forma prawna jest w tej chwili sprawą z drugiego planu), by powstało w Kościele drugie płuco. Świadomie używam tego sformułowania zaczerpniętego od Jana Pawła II, który podkreślał, że bez Kościoła tradycji zachodniej i Kościoła tradycji wschodniej kultura europejska nie istnieje. O historii Europy mówił zaś, że jest ona „jakby wielką rzeką, do której wpadają rozliczne dopływy i strumienie, a różnorodność tworzących ją tradycji i kultur jest jej wielkim bogactwem”. Jak tą metaforę papieża-Polaka odnieść do problemu molestowania seksualnego nieletnich?

Mamy w tej chwili do czynienia z kilkoma rzekami, które wypływają z jednego źródła. Nurt pierwszej – głównej – w której umieszczam naszą hierarchię jest mocno zanieczyszczony i zamulony. I chociaż pojawia się w nim woda czysta, orzeźwiająca, to płynie ona wciąż powoli i ciągle napotyka jakieś przeszkody. Obok tej rzeki płynie druga – to środowisko skupione wokół Centrum Ochrony Dziecka. Trzecią rzeką – właściwie strumykiem – jest Fundacja św. Józefa, kolejnym – ludzie skupieni wokół inicjatywy „Zranieni w Kościele”. Raz po raz strumienie te znajdują jakieś dojście do nurtu głównego, ale wciąż płyną jakby obok – choć wydaje się, że udaje im się stworzyć wspólną odnogę. Ale są też strumyki, które jak na razie się nie spotkały. Świeccy z Pomorza – ci którzy wykupili słynne już ogłoszenie w „La Reppublica”. I wreszcie pokrzywdzeni. Dziś będący w rozproszeniu. Ich wspólne połączenie i wpuszczenie wraz z trzema wymienionymi wyżej podmiotami w nurt główny mogłoby go zdecydowanie przyśpieszyć, a przede wszystkim oczyścić.

Ktoś powie, że przecież pokrzywdzeni już raz się skupili w Fundacji „Nie lękajcie się!”. To prawda. Tyle tylko, że tamta – dziś będąca wciąż w likwidacji fundacja – choć zapowiadała troskę o los pokrzywdzonych skupiała się w istocie na walce z Kościołem. A kiedy weszła do niej polityka – przede wszystkim ta, która hasła walki z Kościołem ma wypisane na sztandarach – wszystko właściwie było przesądzone. Dziś znajdujemy się całkowicie w innym miejscu. Jakub Pankowiak wspomina wprawdzie o zadośćuczynieniu ze strony ludzi Kościoła, ale przede wszystkim jest – trudno nie wierzyć w jego szczerość – nastawiony na dialog, na rozmowę, na podjęcie próby wspólnego rozwiązywania problemów. Musi jednak stać się partnerem do dialogu – a tego w pojedynkę nie osiągnie. Pożądana jest zatem jakieś połączenie sił i formalizacja. Także po to, by inne osoby pokrzywdzone, które z różnych powodów nigdy do biskupów, Fundacji św. Józefa czy „Zranionych w Kościele” nie zapukają miały jakąś organizację, której będą w stanie zaufać. A dziś takiej nie mają. Pora ich odszukać i zacząć działać wspólnie, by „widzieć człowieka”.

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Tomasz Krzyżak

Jeden człowiek, kilkadziesiąt lat historii polskiego Kościoła

Wielkie marzenie o małej plebanii na Suwalszczyźnie. Niezwykle bliska relacja z Ojcem Świętym Janem Pawłem II, udokumentowana nigdy niepublikowanymi listami. Kulisy dwukrotnego wyboru na Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Sekrety...

Skomentuj artykuł

Pokrzywdzeni powinni założyć własną fundację. Potrzebne "drugie płuco"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.