Politycy w końcu uwierzyli i zabrali się do roboty
Czas i wysiłek może wreszcie przyniosą owoce i nie będziemy płacić kar za przyjmowanie chorych do schronisk.
Kupowałam z Arturem w ogromnym centrum modowym T-shirty Zapomnieliśmy wziąć ze wsi do Warszawy koszulki "z pieskiem" i przypał. Dał się przekonać do zamienników. Jedna z jakimś piłkarzem, druga z motorem do tego hm … majtki, bośmy też zapomnieli wziąć na zmianę. W sumie w trzech sklepikach. Pakistańczyk i dwóch Wietnamczyków jako sprzedawcy. Każdy pytał: "To dla niego?" I każdy spuszczał z ceny skądinąd i tak bardzo niskiej, kiedy potwierdzałam. Taki sympatyczny gest, choć przecież się nie umawiali. Ani Słowianie to, ani, przypuszczam, chrześcijanie. Ludzie po prostu.
Czas i wysiłek może wreszcie przyniosą owoce i nie będziemy płacić kar za przyjmowanie chorych do schronisk. Ministerstwo i Kancelaria Prezydenta po zwiedzeniu schroniska Misji Kamiliańskiej i naszego dla chorych, zabrało się do roboty uwierzywszy, że nie krzyczymy z Adą z Misji bo tak lubimy i kaprys mamy, tylko sprawa dotyczy konkretnych i cierpiących ludzi. To jest real psze państwa. Błażej z Krakowa napisał sms-a, że jak zmieniał człowiekowi buty i skarpetki, to mu w tym bucie starym kawałek stopy został. My mamy już kilku panów, którym trzeba było obciąć nogi. Tak jest każdej zimy.
Renia wróciła do domu, czyli schroniska dla chorych po długim pobycie w szpitalu. Ekipa też choruje, niestety. Wpadła do biura i krzyczy: "Gdzie są moje psy?!" Dwóch panów rozmawiających z naszą panią socjalną odpowiedziało zgodnym chórem: "Tu jesteśmy". Na to Renia: "Ale moje psy!!!!" "Do usług szanownej pani" - odpowiedzieli panowie. Dopiero po chwili Renia zaskoczyła: to byli policjanci. Z poczuciem humoru do tego. Renia ma dwie suczki, przybłędy, dla wyjaśnienia. Historia ta omal nie zakończyła się zaśmianiem na śmierć naszego Wojtka - ratownika medycznego, który pił w biurze kawę.
Wchodzimy z Inżynierem do biurowca ogromnej firmy, na spotkanie z właścicielem. I co widzę: na ekranie obok recepcji miga wielki napis: "Witamy siostrę Chmielewską". No proszę, biedaków się tak wita jak jakieś VIP-y. A firma owa zaangażowana jest bardzo w dobre rzeczy. Przedszkole dla dzieci pracowników zbiło mnie z nóg. Tak wypasionego nie widziałam. Najbardziej wzruszył mnie pomysł obniżenia okien tak, żeby dziecko mogło swobodnie przez nie wyglądać, a nie patrzeć na ścianę. Przypomina się ks. Twardowski, który pytał: "Co dzieci widzą wchodząc do kościoła? Nogi dorosłych." Przedszkole w niewielkim mieście na prowincji jest angielskojęzyczne. Skok w przyszłość tych dzieciaków.
Patrzenie na tego, komu pomagamy z jego perspektywy. Ileż cierpienia wynika z uszczęśliwiania drugiego na siłę, według naszego modelu szczęścia. A jak ów nie chce się dać uszczęśliwić po naszemu, to niewdzięcznik jest i tyle. Albo go siłą do własnego szczęścia ciągniemy. Całe systemy polityczne próbowały i nadal próbują to robić, oferując nam recepty na szczęście. A ta jest jedna: Miłość. Nie ważne, czy jesteś biedny, czy bogaty, stary czy młody, zdrowy czy chory. Nasze szczęście płynie ze świadomości bycia kochanym przez Boga i miłości do ludzi.
Nad-obowiązkowo:
Chodzi mniej o zbieranie dobrych uczynków niż o to, żebyśmy pozwolili się kochać i zbawić. O przejście z ubóstwa do miłosierdzia.
Nie ma nic gorszego niż fałszywy święty, pół-święty, cnotliwy, który myśli, że jest święty. Taki człowiek jest jak starszy syn z przypowieści o synu marnotrawnym: twardy, moralizujący i osądzający. Tymczasem prawdziwy święty nie ocenia nikogo, bo wie, że mógłby upaść niżej niż najgorszy grzesznik bez Łaski Bożej. Na koniec życia św. Franciszek z Asyżu z oburzeniem odpowiedział młodzieńcowi, który nazwał go "święty": "Ty myślisz, że ja jestem święty? Nie wiesz zatem, że byłbym zdolny jeszcze tego wieczoru spać z prostytutką, gdyby Chrystus mnie nie podtrzymywał".
/ks. Andre Daigneault/
***
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org
Skomentuj artykuł