Przestaliśmy wierzyć, że możemy być święci
Jak wychowywać dziecko, by nie tylko chciało zostać strażakiem albo piosenkarką, ale miało marzenie, by być świętym strażakiem i świętą piosenkarką?
Powołanie kojarzy nam się z księdzem, ewentualnie z lekarzem lub nauczycielem, a przecież każdy z nas ma w sobie powołanie… powołanie do świętości. Dzieci zapytane o to, kim chcą być, gdy dorosną, wymieniają przeróżne zawody, ale rzadko (jeśli w ogóle) spotyka się odpowiedź: "chcę zostać świętym". A przecież to powinno być pragnienie każdego z nas od najmłodszych lat, na tę świętość bowiem od dziecka już pracujemy i wzmacniamy w sobie dobre postawy i zachowania.
Jak zatem wychowywać, by dziecko nie tylko chciało zostać strażakiem albo piosenkarką, ale miało marzenie, by być świętym strażakiem i świętą piosenkarką? Każdy moment historii Kościoła ma niewątpliwie swój unikatowy sposób postrzegania postaci świętego. Patrząc na zagadnienie świętości od początków kształtowania się wspólnoty, widać, że święty pierwszych wieków to przede wszystkim męczennik, wierny, który poniósł śmierć w imię Chrystusa i obrony wiary. Archetyp świętego ewoluuje przez wieki, skupiając się na ascetach, osobach konsekrowanych, naznaczonych szczególnymi darami od Boga, przeżywających objawienia. Żaden z tych formatów świętości nie wyczerpał się do naszych czasów, ale uległ przeakcentowaniu, bo jak wszystko poddany został ewolucji. Dziś święty to już nie tylko postać z obrazków, to niekoniecznie osoba, która żyła dawno, dawno temu. Święty to każdy człowiek, który w trakcie swojego życia był przyjacielem Boga, słuchał Jego słów, wypełniał je i czynił dobro. Święty to nie tylko ksiądz, mnich i zakonnica. Święci to rodzice, dziadkowie, prości ludzie i wielkie osobistości.
W swojej najnowszej adhortacji Gaudete et exsultate: o powołaniu do świętości w świecie współczesnym papież Franciszek mówi, że to "świętość z sąsiedztwa, świętość osób, które żyją blisko nas i są odblaskiem obecności Boga, albo, by użyć innego wyrażenia, są «klasą średnią świętości»". To powołanie do świętości jest w nas absolutnie pierwotne i wyprzedza wszelkie inne drogi i cele naszego życia. Należy zatem mówić o świętych dnia codziennego, zauważać dobro, które wydarza się wokół nas i zwracać uwagę, że ono nie dzieje się samo, że za każdym dobrym uczynkiem stoi dobry człowiek, który jest narzędziem w rękach Boga.
"Każdy święty chodzi uśmiechnięty…" - to nie tylko pusty frazes z popularnej piosenki dla dzieci. Wczytując się uważnie w treść papieskiej adhortacji, można zobaczyć, że to jeden z ważniejszych postulatów papieskiego nauczania. Błogosławiony znaczy z języka łacińskiego szczęśliwy. Hebrajskie kadosz (święty) można tłumaczyć jako inny, oddzielony od tego świata, inny od tego, co ziemskie. Dlatego właśnie święty to uśmiechnięty Boży wariat, który dla pędzącego świata wydaje się oderwany od rzeczywistości, jakby to, co ziemskie - problemy, kłótnie, smutki - nie dotyczyło go, bo zajęty jest Bożą perspektywą życia wiecznego.
Z doświadczenia wiem, że w pracy, w szkole czasami jest trudno o ten uśmiech, gdy obowiązki nawarstwiają się, jakby bez naszej wiedzy, ale właśnie wtedy przezwyciężenie własnych słabości i uśmiech jest naszym poświęceniem, ofiarą i dzięki temu daje uczniom największe świadectwo o Bogu. Wychowywać do świętości to dawać przykład tej świętości, a zatem uśmiechu i otwartości na drugiego człowieka. Być dla uczniów "odblaskiem obecności Boga" to chyba największy przywilej dany nauczycielom religii (nauczycielom w ogóle).
Po drugie, święty to nie zawsze oznacza idealny. Zbyt wysokie wymagania, przerastające nasze możliwości, zniechęcają. Nawet my - dorośli - boimy się, że nie sprostamy wymaganiom i w rezultacie nie stajemy do zawodów. Święci uczą nas przede wszystkim, że każdy ma prawo do błędu, a warunkiem koniecznym do świętości nie jest bezbłędność, ale umiejętność przyznania się do grzechu i mocne postanowienie poprawy. Wychowanie do świętości to zatem przekazanie dzieciom wiedzy, że nawet jeśli popełniają błędy i grzeszą, nadal są na drodze do świętości o tyle, o ile podejmują wysiłek poprawy swojego zachowania.
Papież Franciszek przypomina, by z łagodnością i cierpliwością zwracać uwagę na szczegóły. Wychowując młodego człowieka, pielęgnując w nim świętość, trzeba z całymi pokładami spokoju w sobie tolerować jego błędy i podziwiać sukcesy. Jako nauczyciel spotykam się z małymi błędami uczniów i z wielkimi winami, z których samym im jest trudno się podnieść. W wychowaniu do świętości nie chodzi o to, by powiedzieć im: "nic się nie stało", ale raczej wzmocnić w dziecku przekonanie, że jutro może być lepiej, ale to zależy już tylko od niego. Niejednokrotnie uczniowie nazywani "trudnymi" uwierzyli w to, że złe zachowanie i błędy są wpisane w ich charakter i wyryte w DNA. Odblokowanie w nich poczucia własnej wartości to pierwszy krok do zmiany ich postępowania i powrotu na drogę dobrego zachowania, drogę do świętości.
Wychowanie do świętości to zatem powtarzanie za papieżem Franciszkiem: "Nie lękaj się dążyć wyżej, dać się miłować i wyzwolić przez Boga. Nie bój się pozwolić, aby cię prowadził Duch Święty. Świętość nie czyni cię mniej ludzkim, ponieważ jest spotkaniem Twojej słabości z siłą łaski. W głębi, jak powiedział Leon Bloy, w życiu «istnieje tylko jeden smutek, nie być świętym»" (Gaudete et exsultate, 34).
Joanna Długosz - z wykształcenia teolog i menadżer. Z pasji i powołania "pani od religii". Prowadzi autorskiego bloga pod tym samym tytułem
Skomentuj artykuł