Rajstopy, które wywołały burzę
Producent rajstop wypuścił na rynek nowy produkt. Umieścił na nim wizerunek Bazyliki Mariackiej w Krakowie. Pod Wawelem powstał mały spór, a sprawą zajmuje się krakowska kuria oraz specjalnie wynajęta kancelaria prawna. Jak wyjaśniła mediom specjalistka do spraw komunikacji społecznej bazyliki, w tej sprawie została przekroczona "granica dobrego smaku".
Czytam tę informację po raz któryś i zastanawiam się jaką granicę przekroczyli ci, którzy wokół tej sprawy podnieśli rwetes. Granica dobrego smaku zostałaby przekroczona gdyby na rajtuzach umieszczono wizerunek Chrystusa, Matki Boskiej czy jakiegoś świętego. Można byłoby w takim przypadku mówić nawet o obrazie uczuć religijnych. Ale bić pianę z powodu rajstop z bazyliką, budynkiem który jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Krakowa? To prawda, że jak mówi specjalistka ds. komunikacji społecznej krakowskiej świątyni "bazylika Mariacka jest atrakcją turystyczną, ale jest też miejscem kultu, gdzie odbywają się msze i są udzielane sakramenty". Czy wizerunek świątyni - a de facto kontur budowli architektonicznej - na rajtuzach w jakikolwiek sposób uwłacza sprawowanym w jej wnętrzu nabożeństwom? Czy powoduje, że stają się one niegodne czy wręcz nieważne? Otóż nie. Tak samo jak nie uwłacza im to, że ktoś upije się do nieprzytomności w koszulce z wizerunkiem kościoła.
A może idzie w tej sprawie o zwyczajną zazdrość i pieniądze? Ludzie już dawno wpadli na plan, by bazylikę umieszczać na kartach pocztowych, magnesach na lodówkę, breloczkach, koszulkach, etc. Ba, umieszczają na nich nie tylko bryłę świątyni lecz także znajdujący się w jej wnętrzu słynny ołtarz Wita Stwosza. Dla wielu - także dla zarządców bazyliki - to sposób na zarobienie pieniędzy (sklep, w którym można nabyć tego typu pamiątki jest przecież tuż obok kościoła). A skoro przedsiębiorca z Łodzi wpadł na plan produkcji takich rajstop, to znaczy że wyczuł iż można na tym zarobić. Ale nie podzielić się dochodem z tymi, którzy zarządzają świątynią? Toż to grzech! Trzeba przedsiębiorcę potępić i z worem pokutnym na plecach ustawić przed wejściem do świątyni. Niech w ramach pokuty sprzedaje bilety do bazyliki (za jedyne 10 zł normalny). Ostatecznie można wydać komunikat do bojkotu produktów owego przedsiębiorcy. Przecież był czas, gdy w bazylice posługiwał św. Jan Paweł II - konfesjonał, w którym spowiadał wciąż w jej wnętrzu stoi.
Całe to zamieszanie - rzecz jasna w mniejszej skali - przypomina nieco awanturę wokół filmu "Kler". Było bicie piany, wzywanie do bojkotu, ostrzeżenia, że pójście na ten film będzie oznaczało zdradę Kościoła, itp. Tymczasem do kin wybrali się sami księża (niektórzy w sutannach), a nawet jeden biskup. I wszyscy stwierdzili, że film choć wyostrzony był dla nich w jakimś stopni ważny, a na pewno zmusił do refleksji. Inna sprawa, że wrzawa wokół filmu zrobiła mu olbrzymią - i co najważniejsze darmową - reklamę. Film w kinach wciąż jest wyświetlany, ale Kościół się nie zawalił.
Nie zawali się też bazylika Mariacka. Stoi sobie w Krakowie już blisko 700 lat i jeszcze trochę postoi. Jej mury widziały wiele gorszych rzeczy - o wiele gorszych niż damskie rajstopy, które miast głosów oburzenia winny raczej spowodować po prostu uśmiech. Ale nie potrafimy się uśmiechać, bo jednym z naszych problemów jest zwyczajne ponuractwo. Wszędzie usiłujemy być do bólu poważni. Pan Jezus na obrazach poważny, Matka Boska poważna, święci bez uśmiechu. A tymczasem chyba wszyscy wiemy, że Jezus był do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu, a to oznacza, że się śmiał. I podejrzewam, a podejrzenie to graniczy nawet z pewnością, że cała ta dyskusja o bazylice Mariackiej na rajstopach rozśmieszyła go do łez. Śmiejmy się zatem także i my. Po prostu wyluzujmy.
Tomasz Krzyżak - autor jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem".
Skomentuj artykuł