Rosyjska "święta" wojna. Tego typu deklaracje nie biorą się znikąd
Pod koniec marca br. pełnowymiarowa, okrutna wojna, która toczy się od ponad dwóch lat za naszą wschodnią granicą, została nazwana "świętą". Tego typu deklaracje nie biorą się znikąd.
Znana polska aktorka Karolina Gruszka jest żoną rosyjskiego reżysera. Przez cztery lata mieszkała w stolicy Rosji. Po roku 2014, w którym Rosja m.in. zaanektowała Krym, wraz z mężem i córeczką przeprowadziła się do Polski. Niedawno w wywiadzie dla jednego z miesięczników, podzieliła się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi Rosjan. Zwróciła uwagę, że w rosyjskich szkołach prawie nie uczy się klasyki innej niż rodzima. Zauważyła też, że większość Rosjan nie ma paszportu, nigdy nie była za granicą, nie mówi i nie czyta w żadnym innym języku niż rosyjski. "Brakuje im spojrzenia na świat z szerszej perspektywy" - zdiagnozowała aktorka, dodając, że ma poczucie, iż od dawna panuje też wśród nich strach.
To nie wszystko. Karolina Gruszka odniosła wrażenie, że Rosjanie boją się "tego co jest na Zachodzie", bo to rzeczy dla nich "nieznane i obce". "Rosjanie wierzą w obraz zgniłego Zachodu, gdzie nie uznaje się żadnych wartości" - stwierdziła, odnotowując, że taki stan rosyjskich umysłów umiejętnie podkręcają prorządowe media.
Czy tylko media? Ostatnio głośno zrobiło się wokół deklaracji Światowego Rosyjskiego Soboru Ludowego, w której pobrzmiewają podobne tony. Nie powinno to nikogo dziwić. 28 listopada 2023 r., zabierając głos na posiedzeniu plenarnym Soboru, Władimir Putin przypomniał, że został on założony w 1993 roku, w czasie, który prezydent Rosji określił jako trudny i przełomowy dla kraju. "W tamtym czasie Sobór był w stanie zjednoczyć wokół wspólnych celów przedstawicieli Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, innych organizacji religijnych, partii i ruchów politycznych, ludzi kultury, naukowców, przedsiębiorców, ludzi o różnych poglądach, przekonaniach, narodowościach, ale zjednoczonych w głównej rzeczy - ich zdecydowanym patriotycznym stanowisku" - mówił Putin.
Podziękował uczestnikom posiedzenia za wsparcie, wkład w umacnianie rosyjskiej państwowości, obywatelskiego pokoju i harmonii, w konsolidację społeczeństwa, "a także za pomoc, której zawsze udzielacie rodakom, wszystkim tym, których łączy wielki rosyjski świat". Mówił, że wielu przedstawicieli Soboru jest w Donbasie i Noworosji wśród ochotników i wolontariuszy, w szeregach jednostek wojskowych, "wraz ze swoimi towarzyszami broni walczącymi w obronie naszych braci i sióstr".
W tym kontekście nie powinno też dziwić we wspomnianej deklaracji Światowego Rosyjskiego Soboru Ludowego nazywanie rosyjskiej agresji na Ukrainę nowym etapem "walki narodowowyzwoleńczej narodu rosyjskiego przeciwko zbrodniczemu reżimowi kijowskiemu i stojącemu za nim kolektywnemu Zachodowi". Tak samo, jak twierdzenie, że jest ona "świętą wojną z duchowego i moralnego punktu widzenia" i przekonywanie, że chodzi o "obronę zjednoczonej duchowej przestrzeni Świętej Rusi" przed "atakiem globalizmu" i Zachodu, "który padł ofiarą satanizmu".
Przewodniczącym ŚRSL jest Zwierzchnik Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego patriarcha Moskwy Cyryl I. Kilka dni temu szef estońskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Lauri Läänemets powiedział, że zamierza zaproponować Riigikogu (parlamentowi estońskiemu) uznanie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej za organizację terrorystyczną i docelowo zakazanie jej działalności w Estonii. Zdaniem Läänemetsa Patriarchat Moskiewski jest podporządkowany Władimirowi Putinowi. Nie przekonały go zapewnienia jednego z estońskich biskupów prawosławnych, że tamtejszy Kościół Prawosławny, chociaż Patriarchat Moskiewski ma w nazwie, nie podlega bezpośrednio patriarsze w Moskwie i nie może ponosić odpowiedzialności za wsparcie tamtejszych prawosławnych duchownych udzielane wojnie z Ukrainą.
Z polskiej perspektywy jest oczywiste, że najnowszy dokument Światowego Rosyjskiego Soboru Ludowego wywołał duże zaniepokojenie w Światowej Radzie Kościołów. Zapewne nie tylko jej Sekretarz generalny ks. Jerry Pillay nie może zrozumieć deklaracji, w której atak Rosji na Ukrainę określany jest jako "święta wojna". Katarzyna Chawryło z Ośrodka Studiów Wschodnich zwróciła uwagę, że hierarchowie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej od początku inwazji na Ukrainę aprobowali wojnę i ją usprawiedliwiali. "Po ponad dwóch latach poparcie Cerkwi dla agresji weszło na nowy poziom" - stwierdziła, wskazując na wydaną 27 marca br. deklarację Światowego Rosyjskiego Soboru Ludowego. Mamy do czynienia z "sakralizacją" wojny.
"Święta wojna" nie jest pomysłem nowym. W dziejach świata wielokrotnie sięgano i nadal się sięga po konfesyjną argumentację dla uzasadnienia i usprawiedliwienia działań zbrojnych. W tle takich działań zwykle można dostrzec religię będącą na usługach polityki i religijnych przywódców z politycznymi ambicjami. Nie od razu wchodzą na poziom sakralizacji agresji i zabijania Bogu ducha winnych ludzi. Najczęściej zaczynają od uzasadnienia autorytetem Boga całkiem przyziemnych i doczesnych celów. Nawet nie zauważają, kiedy przekraczają granicę, zza której bardzo trudno się wycofać. Oni i religia, którą reprezentują, stają się bezwolnymi marionetkami w rękach polityków. Z ogromną szkodą dla - niejednokrotnie - milionów wyznawców.
Skomentuj artykuł