Słowa mają moc. Jaki świat budujemy dla naszych dzieci?
Dążenie do tego, żeby być mistrzem ciętej riposty, jest dla nas bardziej atrakcyjne niż wypełnianie słów Jezusa: "Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój…". Takie mamy priorytety. Jakie są ich owoce? Niewykluczone, że tragiczne zdarzenia z Gdańska to jeden z nich.
Na początku było słowo. Tak było na początku świata - "niech się stanie…". Tak było też wtedy, gdy proste "fiat" Maryi zmieniło bieg historii nie tylko świata, ale i każdego wierzącego. Słowa mają moc i fascynują. Doświadczałam tego również w moim życiu, bo to właśnie słowa, sposób, w jaki definiujemy siebie i rzeczywistość, oraz związany z tym temat tożsamości jest w centrum moich zainteresowań związanych z psychologią.
Jestem gdańszczanką - teraz już nie z zamieszkania, bo przeprowadziłam się na szeroko pojęte przedmieścia, ale z wyboru. Kocham to miasto, jego ludzi, historię i wspomnienia, jakie są z nim dla mnie związane. Dlatego wczorajszy atak na prezydenta Adamowicza przeżyłam bardzo mocno. Jedna z moich bliskich osób powiedziała, że skończyła się dla niej pewna era. Zgadzam się z tym. A miejsce, w którym stała scena WOŚP, będzie we mnie budzić od tej pory jednoznaczne skojarzenia…
Jako osoba zainteresowana tym, co dzieje się w rejonie mojego zamieszkania, śledziłam od długiego czasu internetowe debaty, komentarze, słowne przepychanki. Nasze (nie tylko trójmiejskie) fora internetowe aż roją się od ludzi, którzy z perspektywy wygodnego fotela oceniają świat, zawsze postrzegając go jako czarno-biały.
Wojciech Młynarski ujął to w takie słowa:
"Pociąg spóźnił się do Buska - wina Tuska.
Podupada kurort Ustka - wina Tuska.
Groch się jakoś marnie łuska - wina Tuska.
W Totku Ci nie wyszła szóstka - wina Tuska (...)".
W Gdańsku nie było inaczej. I pewnie w każdej miejscowości pojawia się podobny scenariusz: są przeciwnicy i zwolennicy, ci, którzy krytykują ludzi będących u władzy, i ci, którzy mieszają z błotem ich przeciwników. To mieszanie z błotem stało się naszym ulubionym sportem. Bo to przecież tylko słowa. To wolność wypowiedzi. I proszę nie zrozumieć mnie źle: nie odbieram nikomu (w tym sobie) prawa do wyrażania krytyki i protestu. Martwi mnie tylko to, jak niewiele trzeba, by w przestrzeń publiczną sączył się przekaz pełen niechęci czy wręcz nienawiści - przekaz, za który nikt nie chce brać odpowiedzialności.
Słowa mają moc. Nawet te wypowiedziane w internetowej dyskusji, w chwilowym uniesieniu, w słusznym czy niesłusznym gniewie. "Niech się stanie" - powiedział Stwórca, który każdego z nas stworzył na swój obraz i podobieństwo, w związku z czym również nam dał moc tworzenia.
Nasze słowa budują świat! Jaki on będzie? Jaki świat budujemy dla naszych dzieci? Świat, w którym jest przestrzeń dla życzliwości i słuchania racji tych, którzy się od nas różnią? Świat, w którym będzie się liczyło szukanie prawdy czy szukanie haków - nie tylko na polityków, ale po prostu na drugiego człowieka, który z bliźniego staje się przeciwnikiem?
Z jakiegoś powodu dążenie do tego, żeby być mistrzem ciętej riposty, jest dla nas bardziej atrakcyjne niż wypełnianie słów Jezusa: "Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój…". Takie mamy priorytety. A jakie są ich owoce? Niewykluczone, że tragiczne zdarzenia z Gdańska to jeden z nich.
Majka Moller - aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i współautorka książki "Ile lat ma Twoja dusza?"
Skomentuj artykuł