Słowo, które zabija
Ponad pół roku temu kanał Planete+ w ramach cyklu "Tacy jak Breivik" wyemitowała film zatytułowany "Słowa, które zabijają". W zapowiedziach materiału pisano: "Twórcy filmu próbują odgadnąć, jakie było źródło poglądów zamachowca i dlaczego wszedł na drogę terroru.
Zastanawiają się również nad tym, czy wolność słowa nie staje się tak naprawdę pożywką dla różnych odmian ekstremizmu". Pierwsze zdania, padające w dokumencie zaraz po wyświetleniu tytułu, brzmią: "Nienawiść pleni się w Internecie. To stąd zaczerpnął pomysł, tu znalazł inspirację".
Obiegowe powiedzenie mówi, że "Słowa ranią, milczenie zabija". To nieprawda. Słowa mają moc zabijania. Dzisiaj, w dobie globalnej wioski i Internetu, potrafią zabić anonimowo i na wielką odległość. Kilka tygodni temu kolejny już raz przekonali się o tym drastycznie użytkownicy serwisu ask.fm.
Zastanowiło mnie, że pierwszą po wakacyjnej przerwie homilię wygłoszoną podczas porannej Mszy św. w Domu św. Marty, Franciszek poświęcił sprawie, którą w pełnym okrągłych sformułowań języku używanym niejednokrotnie w środowiskach kościelnych nazywa się "grzechami języka". Biskup Rzymu mówił o gadulstwie, obmawianiu, plotkowaniu. Mówił o "zabijaniu językiem", praktykowanym na co dzień we wspólnotach i rodzinach.
Zastanowiło mnie, ponieważ śledząc dość uważnie wypowiedzi Franciszka, pamiętałem, że temat ten, nawet z użyciem podobnych sformułowań (obdzieranie ze skóry), poruszył całkiem niedawno - w maju br. "Jak wiele jest w Kościele plotkarstwa! Jakżeż wiele plotkujemy my, chrześcijanie! Plotkowanie jest właściwie obdzieraniem ze skóry. Wyrządzanie szkody jeden drugiemu. Jakby się chciało drugiego pomniejszyć: zamiast samemu wzrastać, sprawiam, aby drugi był niżej, a sam czuję się wielki. Tak się nie robi! Plotkowanie wydaje się piękne. Nie wiem dlaczego, ale tak się zdaje. Jak cukierki miodowe. Bierzesz jeden, drugi, następny i jeszcze jeden, a na końcu boli cię brzuch. Dlaczego? Tak jest z plotkowaniem. Jest słodkie na początku, a w końcu cię niszczy, niszczy twoją duszę! Plotkowanie jest w Kościele niszczące, bardzo destruktywne... Po trosze to duch Kaina: zabić brata językiem, zabić brata!" - mówił wtedy.
Skoro w bardzo ostrych słowach wrócił do tej kwestii niespełna cztery miesiące później, można zasadnie przypuszczać, że uważa ją za ważną. Ważną dla Kościoła.
Korzystając z globalnej sieci stykam się, m. in. na Facebooku, z aktywnością ludzi stanowczo i bardzo głośno deklarujących się jako katolicy. Czytam ich posty i komentarze. I coraz częściej skóra mi cierpnie, a nawet ogarnia strach. Poraża mnie skala agresji i wrogości prezentowanej przez niektórych z nich. Ze zdumieniem czytam słowa i określenia, po które sięgają, aby wymierzyć je przeciwko tym, którzy, choć są w tym samym, co oni, Kościele, w jakiejś kwestii mają inne zdanie.
Jak się przed tym bronić? Zauważyłem, że jeden z duchownych, należący do grona tych dość często opluwanych i hejtowanych, na swój sposób buduje kolekcję sformułowań, jakimi jest obrzucany przez użytkowników Internetu. Jednak czasami naprawdę nawet najbardziej zdystansowany człowiek nie jest w stanie skwitować wrogich słów uśmiechem.
Paul Levinson w książce "Nowe nowe media" stwierdził: "W sytuacji, kiedy ofiara ma w założeniu zetknąć się z obelgami czy złośliwymi komentarzami, a działania te prowadzi więcej niż jedna osoba - nie możemy mówić o plotkowaniu on-line, to już jest cyberprzemoc". Niejednokrotnie widziałem, jak całą grupą afiszujących się swoim katolicyzmem, niszczono kogoś w sieci.
W wspomnianym filmie dokumentalnym pod koniec jeden z bohaterów stwierdza: "Wolność słowa oznacza odpowiedzialność za to, co mówimy". Odwołuje się też do zwykłej przyzwoitości. A mnie, gdy obserwuję zdeklarowanych katolików, obrzucających inwektywami i poniżających swych współwyznawców, przypominają się słowa, które Jan Paweł II wygłosił w roku 1991 w Olsztynie: "Wolność publicznego wyrażenia swoich poglądów jest wielkim dobrem społecznym, ale nie zapewnia ona wolności słowa". Myślę, że zwłaszcza w dobie Internetu trzeba je bardzo często przypominać w Kościele. Po to, aby katolicy nie szafowali słowami, które zabijają.
Nowe nowe media są nowe w pełnym tego słowa znaczeniu. Cztery lata temu niektóre z nich nawet nie istniały. Autor książki jest nie tylko naukowcem, ale także odkrywcą, zanurzającym się w rzeczywistość Facebooka, Twittera, Wikipedii, YouTube i dziesiątek platform blogowych. Pomaga zrozumieć gwałtowne przemiany w świecie współczesnych środków przekazu.
Skomentuj artykuł