Święta bez świętego spokoju

Święta bez świętego spokoju
Grzegorz Kramer SJ

Możemy być już zmęczeni mówieniem o uchodźcach, o wojnie w Syrii i o tragicznej sytuacji ludzi w Aleppo. Możemy odczuwać zmęczenie obrazami wojny i ciągle pojawiającymi się apelami o pomoc. I w pewnym sensie mamy do tego zmęczenia prawo. Nie żyjemy przecież po to, by cierpieć i szukać dyskomfortu.

Kiedy rodził się Jezus, jego matka i ojciec byli po długiej wędrówce z Nazaretu do Betlejem. Nie, nie uciekali. Po prostu szli na spis ludności, takie wędrówki były normalną sprawą. To, że nie mieli, gdzie zamieszkać w trakcie pobytu w Betlejem, też nie było jakimś strasznym wydarzeniem.

DEON.PL POLECA




Z naszej polskiej perspektywy to może szokować, ale Maryja była w okresie, w którym miała rodzić, więc według tamtego prawa była nieczysta. I w związku z tym na przykład karczmarz, który gościł ją wtedy u siebie, jednocześnie narażał się na utratę klientów (ludzie nie chcieli przebywać z takimi kobietami). A jednak przy tych wszystkich "normalnościach" czujemy, że nasz Bóg nie urodził się w normalnych warunkach.

Nasza tradycja pustego talerza podczas wigilijnej wieczerzy wzięła się właśnie z tego doświadczenia Maryi i Józefa. Ten symbol pokazuje: u nas jest dla was miejsce. Z drugiej strony mamy w pamięci słowa Jezusa o Sądzie, podczas którego identyfikuje się z biednymi i opuszczonymi, i one każą nam z abstrakcyjnego zwyczaju, nawiązującego do szukania miejsca w gospodzie przez Józefa, przejść do realnej możliwości pomocy komuś, kto żyje w naszym tu i teraz.

Tak, możemy mieć dość tego ciągłego mówienia o Aleppo. Możemy powiedzieć światu: dajcie nam spokój choć w te rodzinne święta. Możemy, ale czy to zatrzyma realnie dziejące się zło? Czy to, że skorzystamy z prawa do świętego spokoju zmieni cokolwiek w świecie i w… nas? Nie, nie chodzi mi o wzbudzanie wyrzutów sumienia - to nie jest celem chrześcijaństwa. Mam na myśli pozwolenie sobie na niespokojne serce, nie zalęknione, że mogę pójść do piekła, bo za mało zrobiłem, ale takie, w którym jest Boży niepokój, który zawsze popycha do twórczego działania.

I oczywiście, że mamy świętować, mamy się cieszyć z urodzin Jezusa. Bez Jego przyjścia, zło, które się dzieje, kompletnie pozbawiałoby nas nadziei - człowiek zniszczyłby wszystko. Jednak nasze świętowanie nie może być chwilowym wyłączeniem pamięci, udawaniem, że w świecie, kilka tysięcy kilometrów od nas, nie toczy się wojna.

Miłosierdzie to odpowiedź na zło, najpierw Boga - na to, co robi ludzkość, a później każdego z nas - na zło drugiego człowieka. Miłosierdzie nie jest tanim znieczulaczem, mówieniem: nic się nie wydarzyło albo: nie ważne, co zrobiłeś, bo i tak jest OK. Miłosierdzie to postawa, w której nie zastanawiamy się nad polityką, mechanizmami tego świata. Miłosierdzie to zobaczenie człowieka, który zrobił zło lub jest jego ofiarą i natychmiastowe podjęcie działania na rzecz pomocy temu człowiekowi.

Człowiek, który w wierze raz stanie pod krzyżem Jezusa, nigdy już nie będzie mógł powiedzieć, że cierpienie, którego doznaje drugi człowiek nie musi go obchodzić. Jasne, że nie pomożemy wszystkim, ale ważniejsze jest to, że możemy pomóc konkretnej osobie. Patrzenie na Jezusa w żłobie jest tym samym doświadczeniem, które mamy, kiedy stajemy pod krzyżem. Ten sam Jezus, to samo ogołocenie, ten sam apel Boga: nie bój się słabości i swoich ograniczeń, bo kiedy kochasz - możesz dużo.

Nie pozwólmy sobie na to, by dać sobie kilka dni świętego spokoju. Jeśli to zrobimy, nie wrócimy już do naszej miłości. Wtedy nie tyle będziemy mieli serce niespokojne, co pełne wyrzutów sumienia. A to nie jest twórcze.

Dobrych Świąt - Jezusa Wam życzę.

Grzegorz Kramer SJ - duszpasterz powołań Prowincji Polski Południowej TJ, współtwórca projektu BanitaProwadzi autorskiego bloga.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Święta bez świętego spokoju
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.