Nie czekam na Boże Narodzenie

Nie czekam na Boże Narodzenie
(fot. shuttrstock.com)

Z listą postanowień w głowie albo na smartfonie wbiegasz w ostatni tydzień Adwentu. Z wiarą, że jeszcze nie dziś, ale jutro na pewno dźwięk budzika wygra z marzeniem o dłuższym spaniu i wstaniesz na roraty, "skrolujesz" fejsa.

Z mętlikiem w głowie próbujesz nie zgubić się w milionie adwentowych propozycji. Wszystkie kuszą prawie tak samo - obietnicami, których spełnienie może się przydać.

Trudno znaleźć czas na basen, kino, kawę z kimś, nie wspominając o "pompejance", którą odmawiasz wytrwale, ledwo mieszcząc wszystkie aktywności tego miesiąca w kalendarzu. Bo nikt na czas "radosnego oczekiwania" nie daje urlopu od pracy, wymyślania prezentów i lepienia nocą wigilijnych pierogów (tak, niektórzy lepią od ponad tygodnia, potem mrożą, bo usprawnia to Wigilię). Ogólnie dajesz radę, choć bywa ciężko.

Żartuję. To tylko obrazek, w którym każdy, dla kogo Adwent coś znaczy, ma szansę znaleźć kawałek swojej grudniowej codzienności. Mnie chyba najbardziej dotyczy wątek rorat, bo mimo że je uwielbiam, to rzadko wygrywam z łóżkiem. Potem trochę się martwię, że na przykład trzy dni przed 25 grudnia przypomnę sobie, że zrobiłam za mało. Że za mało za Nim tęskniłam, za dużo przegapiłam i kiepsko mi idzie ta przyjaźń.

Nie jutro - dzisiaj

Niedziela - "Gaudete", czyli radości - wytrąciła mnie z równowagi, a może raczej do niej przywróciła.

Radosny był już sam widok onieśmielonych księży w różowych ornatach, Słowo tętniące nadzieją (dosłownie: "Niech się rozweseli pustynia i spieczona ziemia. Niech się raduje step i niech rozkwitnie. […] przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą, chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło krzyknie"; polecam powrót do Słowa z tego dnia), ludzie jakoś odważniej i na serio przekazujący znak pokoju, nie tylko kiwnięciem głową i ze wzrokiem utkwionym w posadzkę.

Z kazania dominikańskiego wzięłam dla siebie trzy myśli. Jan Chrzciciel krzyczał (nie mówił zwykłym tonem, nie szeptał): "Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego", czyli chciał uświadomić ludziom, że Zbawiciel już jest. To znaczy, że Bóg przychodzi tu i teraz, w zwykłościach i w codzienności. Dlatego warto trenować uważność i odpowiedzieć sobie natychmiast na pytanie: "Co by było, jakby jutra nie było?".

Nie w wyobrażeniach - w zdarzeniach

Bóg szuka nas tak samo jak Adama w raju i mówi jak do Zacheusza: "Dziś chcę się zatrzymać w twoim domu". Adwent jest po to, żeby tęsknić za Bogiem jak Zacheusz i nie chować się przed Nim jak Adam.

Miałam szczęście usłyszeć jedno zdanie biskupa Janochy, gdy wstąpiłam na Mszę między trzecią a kolejną aktywnością tamtego dnia: "Bóg przychodzi w zdarzeniach, a nie wyobrażeniach, w teraźniejszości, a nie w przyszłości".

Czyli nie w planach i celach na kolejne miesiące, ale w twarzy bezdomnego, który poprosił o bilet za 2,50, kiedy w pośpiechu próbowałam kupić swój, żeby nie spóźnić się na tramwaj. Bóg, który subtelnie dobija się prośbą ubogiego nieznajomego o coś do jedzenia ("Bo byłem głodny, a daliście mi jeść, […] bo byłem spragniony, a nie daliście Mi pić…").

Czy wystarczy nam uważności, żeby Go nie przeoczyć, czy będzie w nas tyle miłości, żeby swoje ważne sprawy na chwilę odłożyć, a szalejącego sumienia nie uspokajać za łatwo tanią wymówką?

Nie wśród fajerwerków - w banale tej chwili

Bóg może przyjść też w jednym nawet zdaniu, które nie przestaje rezonować w głowie albo w sercu. Albo w trzech słowach z Listu do Rzymian: "Przygarniajcie siebie nawzajem". Każdy może mieć swoje adwentowe słowa.

I czuję, że im bardziej banalnie, tym lepiej. Bo jeśli nie zauważę Go już dzisiaj, to jak miałabym znaleźć Go jutro? Stajenka, w której Jezus przyszedł na świat, też była zwykła. Pewnie w okolicy działy się pozornie bardziej fascynujące rzeczy, a jednak znalezienie Boga było najlepszym, co mogło się przytrafić tym, którzy do Niego trafili.

Może wystarczy zrobić komuś prezent handmade, zamiast brać udział w sprincie po galerii albo kupować kolejne skarpetki, krawat czy otwieracz do wina. Może warto już dzisiaj zadzwonić do przyjaciela, z którym relacja urwała się nie wiadomo czemu i teraz trudniej do niej wrócić. Może zapukać do sąsiadki albo sąsiada, bo przecież wiesz, że codziennie są sami. Albo jednak wstać na roraty i tak zaplanować tydzień, żeby chociaż raz się udało.

Nie jak ty będziesz gotowy - On już jest gotowy

Gotowość Jezusa na natychmiastową relację z nami genialnie ujął James Martin SJ we fragmencie Jezuickiego przewodnika po prawie wszystkim:

"Bóg chce cię spotkać w każdym czasie, niezależnie od tego, jak dziwne mogłyby być okoliczności. Do tego, by doświadczyć Boga, twoje codzienne życie nie musi być doskonale zorganizowane. Twój duchowy dom nie musi być wysprzątany, by Bóg chciał do niego wejść.

Jezus nie odkładał spotkań z ludźmi do momentu ich nawrócenia, od razu wchodził z nimi w relację - z takimi, jacy są [...].

Jeśli Bóg spotyka cię tam, gdzie się znajdujesz, oznacza to, że miejsce, w którym jesteś, jest dobrym miejscem na spotkanie z Bogiem. Nie musisz czekać do momentu, w którym twoje życie się ustabilizuje, dzieci wyfruną z rodzinnego gniazda, znajdziesz idealne mieszkanie lub wrócisz do zdrowia po długiej chorobie.

Nie musisz czekać do momentu, w którym przezwyciężysz swoje grzeszne nawyki, staniesz się bardziej «religijny» lub będziesz umiał «lepiej» się modlić. Nie musisz czekać na żadną z tych sytuacji. Bóg jest gotowy już teraz".

Dlatego nie czekam już na Boże Narodzenie, chcę nie przegapić go dzisiaj.

Edyta Drozdowska - redaktorka DEON.pl, prowadzi dział Inteligentne Życie

z wykształcenia polonistka i pedagog, z pasji dziennikarka i trenerka. Ma w sercu jedność chrześcijan. Lubi życie w rytmie "magis", czyli dawanie z siebie więcej niż trzeba

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie czekam na Boże Narodzenie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.