Teologia pokoju, teologia wojny

Fot. Sergey Dolzhenko/EPA/PAP

Europejczycy, w tym europejscy chrześcijanie, wszystko na to wskazuje będą musieli odświeżyć teorię wojny sprawiedliwej i etyki wojny w ogóle. I to nawet jeśli teraz wojna nie wybuchnie.

Wojna wpisana jest w ludzką historię. I nawet jeśli przez dziesięciolecia w Europie (głównie zachodniej i środkowej, bo już nie w południowej) udawało się jej unikać, budować przestrzeń wspólnej gospodarki i zwyciężać środkami ekonomicznymi, to wiele wskazuje na to, że ten czas - także w naszym rejonie - dobiega końca. Rosja (wcale nie tylko Putin, ale i wielu zwyczajnych obywateli) dostrzegła „geopolityczne okienko” i zdecydowana jest poszerzyć swoją strefę wpływów i odzyskać to, co „utraciła” w wyniku rozpadu Związku Sowieckiego i przegranej przez siebie „zimnej wojny”. Rozpad ZSRS był przecież - zdaniem Putina - jedną z największych tragedii końca XX wieku - nie widać więc powodów, by tej tragedii nie odwrócić. Od determinacji, zaangażowania, ale także odwagi militarnej Zachodu zależy teraz to, czy Putin uzna, że atak się opłaca czy też, że można się z niego wycofać. Determinacja ta oznacza zaś nie tylko narzędzia ekonomiczne (bo te, co pokazuje choćby polityka przez rokiem 1939, nie zawsze zdają egzamin), ale również odwagę sięgnięcia po rozwiązania - rozmaite - militarne.

Wiem, że taka teza, może wydawać się głęboko niechrześcijańską, że w myśleniu części chrześcijan zaszyty jest naiwny pacyfizm i równie naiwna wiara w uczciwość ludzi i przekonanie, że gdy poznają oni prawdziwe koszty wojny, to od niej odstąpią. Problem polega tylko na tym, że jak zauważa jeden z filarów realistycznej koncepcji stosunków międzynarodowych Edward Halllet Carr w wydanej właśnie po polsku książce poświęconej myśleniu dwudziestolecia międzywojennego (aż nadto obecnie aktualnej) „Kryzys dwudziestolecia” - „wojna czai się za kulisami polityki międzynarodowej” i nie zawsze da się jej uniknąć. Nie zawsze także unikanie wojny za wszelką cenę jest rozwiązaniem słusznym. Teoria wojny sprawiedliwej, jaką przyjmował przez wieki Kościół, jest znakomitym przykładem na to, że niekiedy chrześcijanie mają nie tylko prawo, ale i obowiązek uczestniczyć w wojnie.

DEON.PL POLECA

Jako chrześcijanin, wierzący katolik nie mogę jednak w tym myśleniu nie brać pod uwagę, że papież Franciszek zdecydowanie odrzuca teorię „wojny sprawiedliwej”. „W obliczu tej sytuacji, bardzo trudno jest dziś utrzymać racjonalne kryteria, które wypracowano w poprzednich wiekach, by mówić o możliwości „wojny sprawiedliwej”. Nigdy więcej wojny!” - wskazywał w encyklice „Fratelli tutti”. „Każda wojna pozostawia świat w gorszej sytuacji, niż go zastała. Wojna jest porażką polityki i ludzkości, haniebną kapitulacją, porażką w obliczu sił zła. Nie poprzestawajmy na dyskusjach teoretycznych, pochylajmy się nad ranami, dotykajmy ciała tych, którzy zostali poszkodowani” - uzupełnia. Ten wielki apel powinien być traktowany z powagą, a jednocześnie nie może i nie powinien być traktowany jako prawo do tego, by silniejsi robili ze słabszymi wszystko, by słabsi tracili prawo do obrony. Ten apel skierowany jest do tych, którzy wojny chcą wywoływać i usprawiedliwiać, także niekiedy religijnie, a nie do tych, którzy się bronią przed agresją. Gdyby chcieć traktować te słowa inaczej, to ostatecznie oddawałyby one słabszych w ręce silniejszych, pozwalały im pisać zawsze historię na nowo. Światowi przywódcy, także ci demokratycznie wybrani, nie unikają wojen dlatego, że stali się nagle bardziej moralni, ale dlatego, że im się one politycznie nie opłacają, że wzajemnie się blokują, ich potęgi są w klinczu. Jeśli pojawia się okienko możliwości zmiany sytuacji, to często decydują się na wojny. Tak było przez wieki, i naprawdę nie ma powodów, by wierzyć, że teraz nagle sytuacja się zmieniła. Odrzucenie wszelkiej wojny to ostatecznie wydanie świata w ręce bezlitosnych, pozbawionych zasad satrapów. Oni na dłuższą metę będą zwycięzcami w świecie, w którym pewna część odrzuci każdy rodzaj wojny. Szczytne hasła ich nie powstrzymają. To może zrobić tylko inna militarna i polityczna potęga, swoisty strażnik/cy światowego porządku, który, gdy trzeba, nie obawia się użycia siły.

Decyzje tego rodzaju, i o tym także niezwykle mocno przypomina nam Franciszek, nigdy nie są proste, a osoby, które je podejmują, muszą - poza prostymi analizami militarnymi - podejmować także analizy społeczne, ekonomiczne i wreszcie kierować się zasadami minimalizacji szkód osobowych. „Tak łatwo wybrać wojnę, posługując się wszelkiego rodzaju wymówkami, pozornie humanitarnymi, obronnymi lub prewencyjnymi, uciekając się także do manipulacji informacją. Faktycznie, w ostatnich dekadach wszystkie wojny były rzekomo „usprawiedliwione”. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o możliwości uprawnionej obrony przy użyciu siły zbrojnej, co oznacza wykazanie, że istnieją pewne „ścisłe warunki uprawnienia moralnego”. Łatwo jest jednak popaść w zbyt szeroką interpretację tego możliwego prawa. Próbuje się w ten sposób usprawiedliwić także ataki „prewencyjne” lub działania wojenne, które łatwo pociągają za sobą „poważniejsze zło i zamęt, niż zło, które należy usunąć” - wskazuje papież.

Jeszcze bardziej sytuację komplikuje fakt, że wszystkie strony w swoich analizach i usprawiedliwieniach wojny odwołują się do zasad moralnych (i/lub nawet religijnych). Rosja przed atakiem na Ukrainę szermuje zasadą ochrony swoich terenów, a także wzmacniania przestrzeni cywilizacji prawosławnej, Rosyjska Cerkiew Prawosławna - tak się składa, że właśnie teraz - rozpoczęła wielką akcję wymuszania na innych Kościołach prawosławnych wycofania się z uznania niezależności Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej, którą uznał patriarchat Konstantynopola. To także element wojny toczonej w sferze soft power. Ale i Zachód często w swoich analizach odwołuje się do zasad, które niekiedy skrywają tylko głębsze interesy ekonomiczne, i o tym także zarówno, gdy usprawiedliwia się bezczynność, jak i wówczas gdy prze się do wojny, trzeba pamiętać.

Wszystko to razem pokazuje, że w myśleniu chrześcijańskim nie wystarczy odwoływać się do zasad (choć są one fundamentalne), nie wolno tylko moralizować, ale trzeba mierzyć się z rzeczywistością, podejmować trudne decyzje i ważyć ich koszty. To wszystko wymaga realizmu, ale i odwagi, a przede wszystkim myślenia, także o rzeczach, które chętniej wypchnęlibyśmy z naszej świadomości.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Teologia pokoju, teologia wojny
Komentarze (7)
AK
~Asia Kulska
4 lutego 2022, 16:49
Należy pamiętać, ze źródła rosyjskiej niechęci wobec Zachodu tkwią w latach 90, gdy neoliberalne elity głównie amerykańskie próbowały Rosję "reformować" poprzez tak zwana terapię szokowa. Jej efektem była pauperyzacja, oligarchizacja kraju oraz kompletny i brak wiary w demokrację. Wraz z atakiem NATO na Serbię i utworzeniem Kosowa jako odrębnego bytu politycznego Rosjanie zrozumieli, że Zachód nie traktuje ich jako równorzędnych partnerów. Teraz mamy tego konsekwencje... Ciągłe traktowanie Rosji jako wroga rzeczywiście doprowadziło do sytuacji, że stałą się niebezpieczna. Jednak chrześcijanin wiedząc o tym nie może reagować w duchu odwetu lecz starać się o rozpoczęcie prawdziwego procesu pokojowego, w którym również interesy Rosji będą uwzględnione. Nie ma wojny sprawiedliwej.
MS
~Mati Smooqer
3 lutego 2022, 10:17
Nie istnieje również teologia pokoju.
MS
~Mati Smooqer
3 lutego 2022, 10:15
Nie istnieje coś takiego jak teologia wojny.
ML
~Marek Leszczyński
3 lutego 2022, 06:22
Rosja to państwo surowcowo-energetyczne z silnym sektorem militarnym. Pozostała część gospodarki jest mało innowacyjna. Mimo ogromnych zasobów poziom życia przeciętnego obywatela jest niski na tle Zachodu. Rosja szuka możliwości dominacji tam gdzie ma realne szanse, próbując przy okazji zastraszać sąsiadów. Stosuje mix środków: ekonomiczne, energetyczne, informacyjne a także militarne. Cel to stworzenie "kordonu sanitarnego" wokół siebie i próba częściowego odtworzenia dawnej strefy wpływów.
FD
~F. Dell
1 lutego 2022, 22:21
Gdyby teoria "wojny sprawiedliwej" została porzucona około 1918 roku to dziś mieszkalibyśmy w Europie zjednoczonej od Gibraltaru po Władywostok (nawet jeśli Władywostok, w dalszym ciągu, nie byłby w Europie).
R1
~rok 1984
2 lutego 2022, 16:02
Gdyby teoria "wojny sprawiedliwej" została porzucona około 0018 ...
WG
~Witold Gedymin
1 lutego 2022, 10:18
10 lat temu odbyła się "historyczna wizyta Cyryla I w Warszawie" połączona z uroczystym podpisaniem "Wspólnego Przesłania do Narodów Polski i Rosji" wzywającego m.in. do polsko-rosyjskiego pojednania. O szczerości i wartości tego dokumentu pokazał brak reakcji Cerkwi, gdy niedługo potem niejaki Żerenowski mówił o użyciu broni atomowej przeciwko Polsce. Putin jest egocentrykiem kompletnie wypranym z jakiejkolwiek moralności. Rozbudował niesamowicie ponad wszelkie potrzeby potencjał militarny Rosji i choćby dla "zabawy" będzie chciał go użyć. Z jednej strony, aby zostać "największym władcą Rosji", a z drugiej wie, że po nim długo nie będzie takiego "odważnego" do rozpętania wojny.