Uśmiecham się do Anny Lewandowskiej

(fot. youtube.com/instagram.com/aj)

Pod umieszczonym na Instagramie zdjęciem pani Anny pojawiło się wiele krytycznych słów. Na jej temat wypowiadały się nie tylko kobiety, lecz również ich partnerzy, w specyficzny, bo dość agresywny sposób, próbujący usprawiedliwić swoje żony - "bo w ciąży naprawdę można przytyć 30 kilogramów".

Mieszkam w typowej podmiejskiej miejscowości, gdzie sąsiadują ze sobą domy ustawione w równiutkim szeregu i małe ogródki z obowiązkowym grillem i ślizgawką. Nasz trawnik, mimo starań, składa się w mniejszej ilości z trawy, w większej zaś z mleczy i koniczyny. Za to trawnik jednego z sąsiadów wzbudza powszechny zachwyt. Nie wiemy, jak on to robi, ale u niego trawa jest soczyście zielona, gęsta jak perski dywan i zawsze równo przystrzyżona. W naszym przypadku, zgodnie z przysłowiem, trawa u sąsiada faktycznie zawsze jest bardziej zielona...

DEON.PL POLECA

Niedawno świat internetu obiegły zdjęcia Anny Lewandowskiej prezentującej świetną figurę po porodzie. Jak można się było spodziewać, odpowiedzią na te fotografie był nie tylko podziw jej fanek. Pod umieszczonym na Instagramie zdjęciem pani Anny pojawiło się wiele krytycznych słów. Na jej temat wypowiadały się nie tylko kobiety, lecz również ich partnerzy, w specyficzny, bo dość agresywny sposób, próbujący usprawiedliwić swoje żony - "bo w ciąży naprawdę można przytyć 30 kilogramów". Pewnie, że można. Zdjęcie płaskiego brzucha Anny Lewandowskiej nie odbiera jednak żadnej z kobiet prawa do tego, by dobrze czuć się we własnym ciele.

Przyznam szczerze, że nie śledzę tego typu informacji na bieżąco. Pani Anna jest dla mnie jedną z wielu osób, których uśmiechnięte twarze przewijają się w świecie internetu i telewizji. Skoro sport jest jej pasją, a ona konsekwentnie dąży do wyznaczonych przez siebie celów (takich jak piękne, wysportowane ciało), to dlaczego miałabym nie uśmiechnąć się życzliwie, widząc, że jej się to udaje? Ja nieustannie postanawiam biegać "od przyszłego poniedziałku" i nic z tego nie wychodzi. Nie przeszkadza mi jednak to, że ktoś inny osiąga na takim samym polu sukcesy. To pokazuje, że dla chcącego nie ma nic trudnego, a ja widocznie chcę jeszcze za mało. Mam jednak do siebie sporo cierpliwości, a dzięki temu - równie dużo wyrozumiałości i życzliwości dla innych.

Czytając komentarze dotyczące Anny Lewandowskiej, uświadomiłam sobie jeszcze jedną ważną rzecz. Przypomniałam sobie, że tuż po obu moich porodach ważyłam mniej niż przed ciążą. Nie było to spowodowane stawianiem sobie wyśrubowanych wymagań albo próbą osiągnięcia perfekcji w każdej dziedzinie życia. Powodem były moje komplikacje zdrowotne, które sprawiły, że w ciąży musiałam mocno trzymać się diety, a moją zachcianką nie mogły być pączusie z dżemem, a co najwyżej marchewka.

Cieszę się niezmiernie, że mało istotny w porównaniu do samego porodu fakt posiadania idealnej wagi nie stał się w moim przypadku żadną sensacją. Łatwo się domyślić, że takim newsem nie byliby zainteresowani paparazzi, ale w naszym kobiecym świecie nie trzeba zdjęcia w kolorowym magazynie, by stać się obiektem plotek. "Popatrz, to ta, co tak obnosi się z tym, że nie przytyła w ciąży! Gdyby wiedziała, jak innym matkom jest trudno!". Nie trzeba artykułu w tabloidzie, by rozsiewać plotki, ani zdjęcia na Instagramie, żeby zasypać kogoś niepochlebnymi komentarzami (zazwyczaj za plecami osoby zainteresowanej).

Cierpimy niekiedy na przypadłość, jaką jest notoryczne podglądanie cudzego trawnika. Zerkamy na wyretuszowane zdjęcia, oglądamy wyreżyserowane filmiki i wczytujemy się w pełne emocji internetowe dysputy z narastającym przekonaniem, że mieszkamy w krainie wiecznego "niewystarczająco" lub "za bardzo". Umyka nam fakt, że choć u sąsiada trawa jest bardziej zielona, z naszej uporczywie rozrastającej się koniczyny można zaplatać wianki. Nie widzimy, że mlecze to coś więcej niż uporczywe chwasty, bo to właśnie z nich powstają dmuchawce, których biały puch ulatuje w cztery strony świata. To wiedzą tylko dzieci, które nie tracą czasu na porównywanie się z innymi. Tracą go za to na szczęście.

Porównywanie się z innymi jest trudne do uniknięcia. Wynika w dużym stopniu z naszej natury - jako ludzie jesteśmy istotami funkcjonującymi w społeczeństwie. Przyglądanie się innym i uzyskiwanie opinii na swój temat jest czymś podobnym do przeglądania się w lustrze - w bardzo specyficznym "zwierciadle społecznym". Dzięki temu uzyskujemy pewien obraz własnej osoby - otrzymujemy informację zwrotną od innych. Najważniejsze jest jednak to, co z taką wiedzą zrobimy dalej. Co wyniknie z porównywania się z kimś, kto w naszym odczuciu jest lepszy lub posiada więcej? Co będzie nas definiować: Czy to, co posiadamy, nawet jeśli jest nieidealne jak kobiece ciało po porodzie? Czy to, czego nie mamy, a co jest u sąsiada za płotem albo w kolorowej gazecie?

Czy stając przed lustrem, powiem: jestem szczęśliwą, choć czasem zmęczoną mamą? Czy raczej: mam pięć kilogramów nadwagi i nie mam takiej figury jak Anna Lewandowska, takiego uroku jak Audrey Hepburn ani widoków na Nagrodę Nobla jak Skłodowska-Curie? Zawsze znajdą się osoby lepsze i gorsze od nas. Czy jednak warto spędzić życie na wpatrywaniu się w to, co jest naszym co jest naszym brakiem? Czy lepiej zapleść wianek z koniczyny… i ucieszyć się tym, co nieidealne?

Majka Moller - aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama

Aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i autorka książek "Pogoda ducha. Pełna uczuć jesteś boska!" i "Ile lat ma Twoja dusza?"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Uśmiecham się do Anny Lewandowskiej
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.