W polskiej polityce bez Kościoła ani rusz

Fot. www.flickr.com/photos/episkopatnews/53973265200/

Politycy nie potrafią żyć bez Kościoła. W twierdzeniu tym nie chodzi jednak o fakt bycia katolikiem, który chodzi w niedzielę na mszę, przyjmuje sakramenty i jest po prostu członkiem kościelnej wspólnoty. Politycy nie potrafią żyć bez Kościoła rozumianego jako instytucja. Nie mogą się obyć bez biskupów, czy toruńskiej rozgłośni radiowej.

Powyższe dotyczy wszystkich opcji politycznych od prawa do lewa. Polityków głęboko wierzących oraz tych, którzy deklarują się jako ateiści. Przedstawicielom poprzedniej ekipy rządzącej bliżej było do wartości, które głosi Kościół. Liczne uczestniczyli zatem w przeróżnych uroczystościach religijnych grzejąc się u boku hierarchii, która – mniej lub bardziej świadomie – legitymizowała ich polityczne działania. Niekiedy biskupi niektóre posunięcia tamtej ekipy krytykowali, ale ostatecznie odbiór społeczny był taki, że stoją po jej stronie. Zwłaszcza, że władza dokładała się w różnych formach do wielu wydarzeń czy akcji uruchamianych przez Kościół. Kościół był tamtej władzy potrzebny zatem nie tylko w sferze sacrum, ale także profanum. Konserwatywny, najtwardszy, elektorat był zadowolony. Wykorzystywanie instytucji Kościoła do bieżącej działalności politycznej widoczne było gołym okiem.

Nic się w tej materii nie zmieniło, choć przed rokiem dokonała się przebudowa polskiej sceny politycznej. W koalicji rządzącej są co prawda ugrupowania deklarujące przywiązanie do tradycyjnych wartości, ale jej zasadniczy trzon stanowią partie liberalne i lewicowe. Do utwierdzania swojego elektoratu także i one potrzebują Kościoła. Niektóre potrzebują go wręcz do tego, by na scenie politycznej w ogóle istnieć. Czemuż bowiem ma służyć np. trwająca wokół nas dyskusja o religii w szkole? Kościół poprzez usta swoich przedstawicieli nie raz deklarował, że chce w tej sprawie spokojnie rozmawiać i nie chce wojny. Resort edukacji rozmawiać jednak nie chce, woli podtrzymywać spór na dość wysokim poziomie emocjonalnym. Trudno nie postrzegać tego w kategorii wykorzystania Kościoła do działalności politycznej. Jest to o tyle paradoksalne, że Kościoła do swojego istnienia na scenie politycznej potrzebuje minister, która deklaruje się jako ateistka…

Podobnie rzecz ma się z zapowiedziami likwidacji Funduszu Kościelnego. Kościół de facto już dawno przystałby na jego likwidację, bo fundusz jest tworem nieprzystającym do obecnej rzeczywistości. Temat podnoszą lewicowi politycy i sprzyjające im media, lecz zapowiedzi pozostają tylko w sferze werbalnej. Realnych działań tak naprawdę nie ma. Nie można wykluczyć, że pojawią się w okolicach wyborów prezydenckich. I znów nie trudno podtrzymywania tego tematu nie postrzegać przez pryzmat wykorzystania Kościoła w bieżącej walce politycznej.

Wobec takich działań Kościół hierarchiczny jest właściwie bezradny. Zawsze przez którąś stron będzie wciągany do przeróżnych politycznych rozgrywek. Nie bardzo ma jak przed tym uciec. Niemniej, niezależnie od możliwych zarzutów o „mieszanie się do polityki”, powinien przypominać głośno i jednoznacznie swoje społeczne nauczanie. Powinien mówić o potrzebie solidarności społecznej, o potrzebie dialogu, odpowiedzialności nas wszystkich – a w szczególności polityków – za dobro wspólne. Konieczne jest jednak, by wyeliminował ze swojego przekazu sympatie polityczne. Te trzeba zostawić w zakrystii, czy domowym zaciszu.

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W polskiej polityce bez Kościoła ani rusz
Komentarze (7)
BD
~Bo D
7 września 2024, 14:55
Nie do końca się zgadzam, uważam że Kościół sam nie "pcha" w politykę, za czasów rządów PiS-u był zadowolony bo miał, to co chciał, a nawet więcej, teraz z kolei ma swojego "wroga" w nowym rządzie. Tak więc nie potrafi się zdystansować od polityki i spokojnie głosić słowo Boże.
HR
~Hanys Rz Namysłowa
7 września 2024, 16:28
Szanowny Panie,u nas w Niemczech był taki kardynał ,już sp. Joachim Meissnera,jak on coś powiedział to prasa przez dwa miesiące pisała o tym, nawet Merkel pozbawił stanowiska minister rodziny itd,napisał do kanclerza Kohla,jak może być osoba nie mająca dzieci być ministrem Rodziny,Kanclerz Kohl go posłuchał i zrobił ją ministrem środowiska,żeby miała czas nauczyć się jeść nożem i widelcem,Miała korzenie. Pols kie. ,stąd to założenie nie.Tusk nawet t wziął ślub koscielny,po co to zrobił?? Aak na koniec,bez Boga ani do dziś proga.
WK
~Wiesiek Krawczyk
7 września 2024, 18:47
Sasiad bedzie pana tlukl mlotkiem po glowie, ale prosze sie do tego zdystansowac i spokojnie robic to, co pan tam akurat sobie robi.
EM
~Ewa Maj
7 września 2024, 09:30
Tak, lecz jakoś bezradny Kościół jest teraz, gdy nikt z przedstawicieli władzy nie chce z nim rozmawiać, a jedynie mówić o nim. W poprzednim układzie władzy było wiele okazji, by budować pozycję Kościoła jako niezależnej, zatroskanej o dobro wspólne siły społecznej. Lecz okazje te wykorzystywano w zgoła innym celu.
WS
~Wit Slo
6 września 2024, 22:48
Komentarz nie na temat. Od dłuższego czasu gnębi mnie sprawa rytuału eucharystycznego. Nie rozumiem jak można spożywać ciało i pić krew Boga Człowieka. Najlepiej byłoby, że to należałoby uznać,że słowa na wieczerzy miały charakter symboliczny i odnosiły się do nauczania o Królestwie Bożym, bo przecież Jezus głosił królestwo. Ja nie rozumiem,jak to się stało, że w centrum misterium naszej wiary w formie rytuału jest kanibalistyczny rytuał. Przeraża mnie to. To jest dla mnie zgroza.
KL
~Konstanty Leszczynski
6 września 2024, 20:32
Bo w Polsce Kosciol wciaz jest jeszcze za silny. Kiedy bedzie slaby i nic nie znaczacy, wtedy politycy zostawia go w spokoju jako bezuzyteczny.
ŁR
~Łukasz Ruda
6 września 2024, 19:56
Patrząc na dzisiejsze obrazki w telewizji, trudno oprzeć się wrażeniu, że księża będą użyteczni wyłącznie jako chłopcy do bicia, bo tego właśnie chce elektorat. Tyle w temacie współpracy i sympatii.