Warto słuchać konserwatystów

Papież Franciszek (fot. Giuseppe Lami/ANSA/EPA/PAP)

Drogi konserwatywnej prawicy i Kościoła hierarchicznego - choć z polskiej perspektywy nie zawsze to widać - rozchodzą się od jakiegoś czasu. Oba stanowiska odróżnia stosunek do migracji, do wielu kwestii bieżącej polityki międzynarodowej, a nawet do wojny w Ukrainie. Jednak to właśnie ta ostatnia pokazuje, że czasem warto wsłuchać się w konserwatywny punkt widzenia.

Konserwatyzm (często utożsamiany - moim zdaniem - głęboko niesłusznie z prawicowym populizmem) nie cieszy się w Watykanie specjalną sympatię. Franciszek nigdy nie ukrywał swoich sympatii do rozmaitych ruchów prospołecznych, o charakterze raczej lewicowym niż prawicowym, a w jego wypowiedziach (jeszcze bardziej zaś w wypowiedziach jego bliskich współpracowników) często słychać nuty raczej progresywne niż konserwatywne. I dalece niecałą odpowiedzialność za takie podejście (choć i w tym coś jest) można i należy zrzucić na fakt, że konserwatyści polityczni, a jeszcze bardziej konserwatyści religijni, niechętnie, a niekiedy wrogo podchodzą do tego pontyfikatu. Powody są - jak się zdaje - głębsze, a wynikają z pewnego rodzaju, zazwyczaj niewypowiadanej wprost, antropologii i wizji społeczeństwa, jaka bliska jest obecnemu pontyfikatowi, a która sprzeczna jest z tym, jak świat widzi konserwatyzm.

Istotą tego myślenia - w wymiarze, który jest ważny w obecnej sytuacji - jest głęboki (choć zdecydowanie nie manichejski) antropologiczny pesymizm. W największym skrócie konserwatysta nie wierzy w postęp, który jest w stanie zasadniczo zmienić naturę ludzką. Ona pozostaje niezmienna, zło nie może być z niej wyeliminowane na stałe, a postęp wiedzy, rozwój religijny czy nawet wyczucie moralne w pewnych kwestiach nie eliminują silnie zakorzenionego zła w naszej naturze. Instytucje ludzkie, także systemy naszego działania czy wręcz całe cywilizacyjne układy (także te uzasadniane religijnie), mają zawsze nie tylko jasną stronę (często utożsamianą z postępem czy rozwojem), ale także stronę ciemną (która jest swoistą ceną regresu, jaką płacimy za rozwój w innych dziedzinach). Nie ma i nie może być instytucji doczesnych, które są święte, doskonałe, pozbawione problemów. Nie ma też żadnych dowodów na to, że następuje rozwój natury ludzkiej, że stajemy się doskonalsi, lepsi, mniej skłonni do zbrodni.

DEON.PL POLECA

Co z tego wynika dla instytucji politycznych? Odpowiedź jest wielowątkowa. Po pierwsze tyle, że przed wpisaną w ludzką naturę przemocą, złem trzeba się bronić nieustannie, że naiwnością jest przekonanie, że jesteśmy na poziomie, który już takiej obrony nie wymaga. Obrona ta zaś - i to także lekcja konserwatywna - wymaga doczesnych, a nie religijnych narzędzi, w tym stabilnego prawa, metod jego egzekwowania (w tym budowania lęku przed karą), a także uniemożliwiania działania przestępcom. Innych dróg, jak dotąd (a biorąc pod uwagę naszą naturę, możemy być pewni, że aż do ponownego przyjścia Chrystusa, nigdy) nie udało się zbudować. I to właśnie z tej perspektywy stara rzymska zasada si vis pacem para bellum jest całkowicie zrozumiała, akceptowalna, a w istocie jedynie możliwa. Z powodu głębokich przeżyć religijnych zmieniają się jednostki, ale i one nie mogą mieć pewności, że zostały przemienione na stałe, że są wolne od niebezpieczeństwa politycznego czy duchowego zwiedzenia. „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” (1 Kor 10,12) - podkreśla św. Paweł. Społeczeństwa są zaś jeszcze bardziej otwarte na rozmaite formy zwiedzenia, także politycznego.

Dlaczego o tym piszę? Bo jak się zdaje Watykan, a dowodem są kolejne wypowiedzi papieskie, zdaje się tego zupełnie nie dostrzegać. Ostre potępienie wydatków na zbrojenia (które są właśnie elementem zabezpieczenia przed naturą ludzką), ale także ostatnia wypowiedź dla dziennika „La Nacion”, w której papież podkreślał, że „cała wojna jest anachroniczna w taki sposób i na tym etapie cywilizacji”. I aż trudno nie zadać pytania, co takiego zmienić miała cywilizacja w ludzkiej naturze, że coś - co niestety - także z powodu grzechu właściwego ludzkiej naturze - wpisane jest w nasze działanie od zawsze, miałoby nagle stać się „anachronicznym”? Anachroniczne, bo związane z nadziejami lat 60. jest raczej przekonanie, że postęp polityczny może nas doprowadzić do postępu moralnego. Nic bardziej błędnego. Ani wspólny handel, ani wolny rynek, ani nawet religia nie są w stanie realnie zmienić ludzkiej natury i doprowadzić do wyeliminowania z naszego, w tym społecznego, działania egoizmu, wrogości, agresji. One są i będą.

Jedyne, co możemy zrobić, to budować instytucje i prawo, które te zapędy będą ograniczać (niekoniecznie przez głęboko moralne przekonania, a niekiedy z powodu strachu przed karą), cierpliwie o nie dbać i nie popadać w naiwność wiary w postęp (także ten religijny), który zmieniać ma ludzi. To jest prawda, które wnosi spojrzenie konserwatywne do Kościoła, a którego nie należy ignorować.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Warto słuchać konserwatystów
Komentarze (3)
AS
~Antoni Szwed
26 kwietnia 2022, 23:56
Pacyfizm jest jedną z odmian fałszywej antropologii (czyli: błędnego rozumienia natury ludzkiej). Redaktor Terlikowski przypomniał pewne oczywistości, które dziś, także w Kościele, przestają być oczywistościami. Swego czasu jezuita kardynał Martini powiedział, że "Kościół jest spóźniony o 200 lat". Mówiąc to miał na myśli europejskie Oświecenie, które z całą mocą wybuchło w XVIII wieku. Dawał do zrozumienia, że Kościół od początku Oświecenia miał się żywić różnymi jego ideami, np. ideą "wiecznego pokoju" I. Kanta. Ten zaś twierdził, że gdy pośród ludzi zapanują powszechne zasady rozumu, to ustaną wojny i konflikty. W przyszłych wiekach ich nie będzie. Wojny staną się barbarzyńskim anachronizmem, głupotą ciemnych ludzi ... których już nie będzie. Zapanuje wieczny pokój. Skrajny pacyfizm, któremu XX i XXI w. cały czas zaprzeczają. Kant się pomylił, Oświecenie się skompromitowało, ale takim jak Martini wcale to nie przeszkodziło. Jego naśladowcy nadal podążają za błędnymi ideami.
DO
Dawid Ohia
26 kwietnia 2022, 19:38
Szanowny Panie Tomaszu, a może w ten lub inny sposób warto by postarać się o jakąś rozmowę z papieżem Franciszkiem i spytać go co dokładnie ma na myśli mówiąc " Cała wojna jest anachroniczna w taki sposób i na tym etapie cywilizacji - ocenił."? I wyjaśnić jeszcze parę innych nurtujących kwestii. Ewentualnie można poczekać na okazję do rozwinięcia tej jego myśli. Nie jest to przecież fragment jakiegoś oficjalnego dokumentu papieskiego, więc wyciąganie tak daleko idących wniosków dotyczących perspektywy teologicznej i antropologicznej papieża Franciszka w tym zakresie, jest co najmniej zbyt pochopne. To jest przekaz, który ma iść przede wszystkim w "świat", który w swojej masie nie patrzy oczami wiary. My powinniśmy głównie patrzeć na oficjalne nauczanie Stolicy Apostolskiej, a nie na wypowiedzi dla prasy (gdzie publikowane fragmenty stanowiące zapewne tylko część jakiejś szerszej rozmowy). Pozdrawiam serdecznie.
SR
~Spod Rzeszowa
26 kwietnia 2022, 18:44
Czynnikiem obrony może być dobry przykład dawany przez rządzących. Gdy łamią prawo, choćby konstytucyjne, zachęcają rządzonych do lekceważenia prawa, choćby antyaborcyjnego, a to prawo ma znaczenie tylko wychowawcze dla własnych obywateli i dla innych państw, strach przed karą praktycznie nie działa. Poganie ze zgniłego Zachodu nie zachwycą się prawością władzy zakazującej aborcji,, jak niegdyś Rzymianie zachwycili się prawością starożytnych chrześcijan