Głos kobiet jest współczesnemu Kościołowi rozpaczliwie potrzebny
Dla mnie samej i wielu bliskich mi katoliczek (tych, z którymi rozmawiam i tych, których słowa docierają do mnie w formie pisanej), jedną z najbardziej irytujących tendencji w Kościele jest powszechny mansplaining. W naszej wspólnocie często to mężczyźni objaśniają kobietom nie tylko to, jaki jest świat zewnętrzny, ale również próbują tłumaczyć, jakie są one same.
"Wielki foch" stanowi przykład przeciwnego działania - w tej książce o kobietach w Kościele i w ogóle kobiecym doświadczeniu rozmawiają kobiety. Niektóre wypowiedzi odbieram jednak jako próbę wciskania kobiet w te same stereotypy, z którymi książka ma się rozprawiać.
A teraz powiem ci, jak żyć
Kiedy przejrzymy tytuły dostępnych w Polsce chrześcijańskich książek, które są adresowane do kobiet, to prawdopodobnie dość szybko spostrzeżemy, że większość z nich to poradniki. Słowo pisane, adresowane do współczesnych chrześcijanek, bardzo często przyjmuje formę pouczania (bądź inspirowania, które również może być pouczaniem w wersji soft): oto ktoś mądry (mężczyzna lub kobieta) adresuje do czytelniczki komunikat w rodzaju „a teraz powiem Ci, jak żyć”.
Nie byłoby oczywiście uczciwe, gdybym stwierdziła, że wszystkie pozycje tego typu są słabej jakości - niektóre z nich naprawdę mogą być kobietom pomocne. Jednak fakt, że trzonem chrześcijańskiej lektury kobiecej są właśnie poradniki, sprawia, że polskie chrześcijanki (a zwłaszcza katoliczki) sprowadzane są do roli małych dziewczynek, które potrzebują doedukowania się i wychowania. Dodatkowo to, że większość lektur tego typu oscyluje wokół tematów związanych z troską o dzieci, dbaniem o relacje (zwłaszcza małżeńską) czy obsługiwaniem swoich emocji wiąże się z umacnianiem (nie twierdzę, że w sposób zamierzony) stereotypów płciowych.
Pojawienie się na rynku "Wielkiego focha", który stanowi po prostu zapis rozmowy kobiet na bliskie im tematy, odczytuję bardzo pozytywnie; oto zaczynamy dopuszczać do siebie (i do rynku!) "śmiałą" ideę, że kobieca perspektywa spojrzenia na świat, sprawy społeczne i Kościół może być tak samo wartościowa, jak ta męska. I że kobiety mogą odpowiadać nie tylko na pytania zadawane przez mężczyzn - na przykład tłumacząc się, jak "godzą obowiązki matki i pracownicy" - katoliczki potrafią same artykułować to, co uwiera je w świecie i Kościele.
Siostra Anna Maria Pudełko AP i Aneta Liberacka w rozmowie z Iloną Kisiel podkreślają na przykład, że toksyczne i szkodliwe jest takie wychowanie dziewcząt, które wymusza na nich nadmierna odpowiedzialność i skrywanie emocji uznawanych za złe (przeważnie złości). Dojrzała refleksja na ten temat może być uwalniająca dla tych kobiet, które z powodu ciasnego gorsetu oczekiwań innych, mają poważne trudności w wyznaczaniu swoich granic.
W naszej wspólnocie często to mężczyźni objaśniają kobietom nie tylko to, jaki jest świat zewnętrzny, ale również próbują tłumaczyć, jakie są one same.
Walorem książki jest także zwrócenie uwagi na wykluczenie kobiet w wieku senioralnym - jest to problem dotykający zarówno celebrytek, jak i kobiet, które nie wykonywały w swoim życiu pracy zawodowej. Autorki rozmawiają także o przekazach dotyczących kobiecości, które funkcjonują w rodzinach. W zupełnie normalny i niedramatyczny sposób podjęty jest również wątek menstruacji - jest to sprawa wielkiej wagi, zważywszy na bardzo w Polsce ograniczony dostęp do edukacji seksualnej. Istotna jest także zawarta w książce myśl, że wartość kobiety nie jest uwarunkowana jej biologiczną płodnością.
Team Wojciechowska vs team Cejrowski
Ale w "Wielkim fochu" nie brakuje również stwierdzeń, które są nie tylko nieprawdziwe, ale także mogą być szkodliwe z psychologicznego punktu widzenia. Jednym z nich jest stwierdzenie, że perfekcjonizm jest w porządku - kiedy je przeczytałam, to w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Perfekcjonizm nie jest OK - jest próbą poradzenia sobie z lękiem, wyrazem obawy o to, że jest się osobą niewystarczająco dobrą. Co więcej, tendencja do robienia wszystkiego idealnie często występuje na przykład u osób z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi (OCD). Perfekcjonizmu nie powinno się chwalić, lecz wskazywać dotkniętym tą przypadłością osobom (w tym wypadku kobietom), że jest to schemat działania, który można przełamać - czasem niezbędna jest do tego terapia.
W książce nie brakuje również… stereotypów płciowych, które zresztą same autorki próbują zwalczać. Różnice między ludźmi są przez s. Pudełko i Anetę Liberacką nazbyt często wyjaśniane właśnie poprzez przynależność do konkretnej płci. Przykładem takiego dzielącego objaśniania rzeczywistości jest wskazywanie różnic między znanymi podróżnikami: Cejrowskim i Wojciechowską. Fakt skupienia się przez Cejrowskiego na budowlach, a Wojciechowskiej na ludzkich historiach, jest tłumaczony właśnie kategoriami płci, a nie na przykład różnicami w poglądach tych osób - zaś w moim odczuciu tych dwoje ludzi różni przede wszystkim światopogląd, który nie jest przecież warunkowany bezpośrednio przez płeć!
Innym stereotypem pojawiającym się w "Wielkim fochu" jest ten, zgodnie z którym “mężczyzna idzie drogą prosto utorowaną i jest zadaniowcem. Kobieta jest większym wrażliwcem”. Co gorsza, później pojawia się także stwierdzenie, że różnice te pochodzą od Boga i że nieszczęściem są próby zacierania ich. Takie wypowiedzi budzą grozę - w ten sposób wyrzucamy poza "nawias normalności" zadaniowo funkcjonujące kobiety i mężczyzn obdarzonych wysoką wrażliwością.
Istnieją również pewne fragmenty rozmowy autorek, które sugerują odpowiedzialność kobiet za trudności, których doświadczają mężczyźni. Aneta Liberacka twierdzi na przykład, że "całe piękno bycia kobietą silną powinno polegać na tym, że ona potrafi być dla kogoś i z kimś, czyli też daje przestrzeń drugiemu człowiekowi, mężczyźnie. A teraz te silne, współczesne kobiety trochę zabierają przestrzeń mężczyznom i dziwią się, że mężczyźni się ich boją". Stwierdzenie to znów umiejscawia kobiety w roli tych osób, których zadaniem jest ochrona kruchego, męskiego ego - co przecież jest krzywdzące zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn.
Chciałabym, aby autorki książki adresowanej do kobiet, nie oferowały im przekazu w rodzaju "nie bądź zbyt silna, bo wystraszysz mężczyznę" - ten wywodzący się z patriarchalnej kultury przekaz często sprawiał, że nasze babki i matki nie wykorzystywały w pełni swojego potencjału (na przykład intelektualnego), aby nie “przyćmić” mężczyzny. Takie postępowanie jest zaprzeczeniem dojrzałości i zdrowego rozwoju.
Młyny emancypacji mielą powoli
Jednak obecność w "Wielkim fochu" pewnych stereotypowych stwierdzeń na temat kobiet nie gasi mojego (dość ostrożnego, przyznaję) optymizmu dotyczącego możliwości przemian w Kościele. Jasne, wolałabym, aby pozycja, która jest adresowana do katoliczek, w sposób zdecydowany odcinała się od próby szufladkowania kobiet i prób identyfikowania ich tożsamości na zasadzie opozycji wobec męskości. Skupianie się na poszukiwaniu różnic między płciami i wyolbrzymianiu ich prowadzi do pomijania różnic indywidualnych między ludźmi, z których przecież nie wszystkie warunkuje posiadanie chromosomu Y.
Z punktu widzenia osoby, która nie ma zbyt mocno rozwiniętej cnoty cierpliwości, chciałabym oczywiście, aby niektóre zmiany w mentalności dokonywały się szybciej - bo wierzę, że głos kobiet jest współczesnemu Kościołowi rozpaczliwie potrzebny. Wiem jednak, że młyny emancypacji mielą powoli, zaś walka z wykluczeniem zawsze zaczyna się od oddania głosu wykluczonym i tego, że osoby te zaczynają mówić we własnym imieniu - a to, że katoliczki świeckie oraz siostra zakonna to właśnie robią, jest przykładem tego procesu. Mam nadzieję, że dyskusje s. Pudełko, Anety Liberackiej i Ilony Kisiel są znakiem tego, że głos kobiet w Kościele - także ten dotyczący spraw publicznych - będzie coraz bardziej słyszalny.
Nawet jeśli ja sama, jako katofeministka, z konkretnym głosem się nie utożsamiam.
Skomentuj artykuł