Zamknięci w swoich ‘światach równoległych’
Wrócił do mnie temat katechezy w szkołach i wszystkiego, co się z nią wiąże, czyli obietnic, deklaracji i straszenia, z którymi mamy do czynienia na poziomie rządowo-administracyjnym versus kościelnym. Temat wrócił przede wszystkim pod wpływem wywiadu, jaki opublikował KAI, rozmowy red. Dawida Gospodarka z ks. Mateuszem Wójcikiem, który przeanalizował publikacje Gazety Wyborczej z prawie trzydziestu lat wolnej Polski na temat lekcji religii w szkołach publicznych. Lektura jest pouczająca i ‘straszna’ zarazem.
Mam już swoje lata i przeżyłem perypetie katechetyczne po każdej stronie. W czasach socrealizmu, kiedy w parafialnych salkach katechetycznych, byłem uczony prawie wyłącznie przez księży. W czasach wolnej Polski byłem przez kilka lat katechetą w prestiżowym opolskim liceum, klasy III i maturalna IV. Już kiedyś o tym trochę pisałem w felietonie, ale myślę, że warto do tego wrócić.
Nie robią na mnie wrażenia gadania o tym, jak to księża dla pieniędzy zajmują miejsce katechetom świeckim. Kiedy ja pracowałem w szkole, księża nie pobierali żadnych wynagrodzeń, lekcje religii były dobrowolne i były to zawsze pierwsza, albo ostatnia godzina zajęć. Miałem już starsze klasy, więc nie było żadnego problemu, nie musieli mieć opiekuna. Wielu uczniów dojeżdżało także z miejscowości podopolskich, więc regulowali to sobie wg własnych potrzeb i możliwości. W katechezie szkolnej wtedy uczestniczyło trochę ponad połowę uczniów. Nie wydaje mi się, żeby katecheta był jakimkolwiek problemem, ale wpływały na to różne względy, także komunikacyjne.
Lektura wywiadu na KAI (najważniejsze punkty opublikowaliśmy na naszych łamach wczoraj) uświadamia mi kilka rzeczy. Przede wszystkim to, że żyjemy zamknięci w swoich ‘światach równoległych’. I to nie dlatego, że panowie są z Marsa a kobiety z Wenus, ale jesteśmy jakby w ciągłej walce ze sobą. Spuścizna komunizmu jest bardzo mocna. Wszyscy jesteśmy nią ‘naznaczeni’, a ta obsesyjna idea ‘świeckości’ narobiła i wciąż robi wiele szkód. Spustoszyła nasze umysły niegdysiejszą ‘walką klas’ i nie możemy się z niej otrząsnąć do tej pory.
Rządzący nie są właścicielami struktur państwowych i nie powinni występować z pozycji ‘właścicielskich’. Im powierzono urząd i mają służyć dobru wspólnemu. Zbyt mocno się jeszcze trzyma to osławione TKM, obojętne, co pod to ‘M’ podstawimy.
Choć w ostatnich dziesięcioleciach demokracja rozprzestrzeniła się na całym świecie to dziś zadaje się cierpieć na niebezpieczną chorobę, jaką jest demokratyczny sceptycyzm – napisał Papież we wprowadzeniu do antologii swych tekstów na temat demokracji.https://t.co/b5ImmvGCCN
— Vatican News PL (@VaticanNewsPL) July 6, 2024
Przyznam, że ‘drażni’ mnie takie nonszalanckie podchodzenie do wysiłku ludzi i ich realnych uwarunkowań. Ja wiem, że statystyka jest jak trzeci stopień prawdy tischnerowskiej, ale przestrzegałbym przed szafowaniem uogólnieniami wbrew temu, co widzimy w rzeczywistości. Nie na wszystko trzeba patrzeć z perspektywy Warszawy czy wielkich miast, bo rzeczywistość jest o wiele bogatsza i bardziej skomplikowana. Nie mam nic przeciwko większym miastom, ale wszyscy zasługują na uwagę. Ostatnio dotarło to do mnie, kiedy analizowaliśmy dane dotyczące użytkowników naszego portalu. Byłem przekonany, że naszymi użytkownikami są w 2/3 kobiety z większych polskich miast, bo zawsze tam się pojawiają większe liczby na wykresach, a tymczasem okazało się, że jak się bierze pod uwagę całość ruchu, w większości te panie mieszkają w mniejszych miastach i na terenach wiejskich. Szok!
A zatem, jeśli Rocznik Statystyczny Kościoła Katolickiego (2021) pokazuje, że średnio na lekcje religii uczęszcza w Polsce ponad 80% uczniów, to nawet gdyby przyjąć, że te dane są jakoś podrasowane (a kto z nas przygotowywał sprawozdania to wie, że wiele rzeczy jest uznaniowych), to wciąż jest to spora większość. I ona zasługuje na odpowiednie potraktowanie. To nie jest łaska rządzących, ale ich powinność.
Zdaję sobie sprawę, że mechanizmy rządzące polityką są brutalne. Walka z Kościołem i religią nie skończyła się z ‘wyniesieniem sztandaru’ PZPR. Wspomniany wywiad z ks. Mateuszem i analiza publikacji o katechezie w szkołach publicznych pokazują to aż nadto dobitnie. Nie ma się, co oszukiwać. Mimo wszystko nie tracę nadziei, że jakaś forma uspokojenia, wzajemnej ‘wyrozumiałości’ będzie możliwa. Nie spodziewam się ‘życzliwości’, dlatego mówię o zrozumieniu i wyjściu sobie naprzeciw, bo od czegoś trzeba przecież zacząć. Może wtedy nasze ‘równoległe światy’ jakoś się spotkają i przenikną.
Skomentuj artykuł