Zawodowi ewangelizatorzy
Pamiętam przykład podawany przez pewnego księdza, o tym jak to jeden z ewangelizatorów był tak dobry, że potrafił "zewangelizować" przechodnia na przejściu dla pieszych, podczas oczekiwania na zielone światło. Historia ciekawa, gorzej jednak jeśli podamy ją jako wzór dobrej ewangelizacji kerygmatycznej.
Czytając o działaniach ewangelizacyjnych różnego rodzaju grup, a także o kolejnych spotkaniach w gremiach ludzi odpowiedzialnych za ewangelizację, można odnieść wrażenie, że profesjonalizm w tej materii można stopniować. Co więcej, do ewangelizacji można się przygotować, doskonalić swój warsztat i być w tym coraz lepszym. Ewangelizatorzy uczą się dzielenia doświadczeniem wiary oraz tego, jak prezentować osobę Jezusa. Wszystko po to, by Jezus mógł zostać poznany i w konsekwencji wybrany.
Ewangelizatorowi do działania mogą się przydać kerygmatyczne schematy rozmów, podstawowa wiedza z zakresu teologii oraz świadectwo własnego przeżywania wiary przedstawione w odpowiedni sposób. By mógł być lepiej zrozumianym, może wziąć udział w warsztatach z zakresu komunikacji i retoryki. Dla przypadkowego człowieka, nie obytego z kościelną nomenklaturą, może to zabrzmieć jak warsztaty handlowe, czy coś nieco przypominającym szkolenie akwizytorów. Z drugiej strony co w tym dziwnego, że młodzi ludzie chcą być profesjonalni w wyrażaniu siebie, kiedy idzie o rzeczy dla nich fundamentalne? Warsztaty warsztatami, jednak z czasem człowiek nabiera ogłady i nie rozmawia w sposób schematyczny. Dojrzewa, a życie przynosi mu całą masę przykładów i sytuacji, które może przywałować rozmawiając o Bogu z drugim człowiekiem.
Zapewne są tacy, którzy stwierdzą, że spotykanie z ewangelizatorem może być uciążliwe. Bo czy ludzie chcą słuchać o Bogu w każdym miejscu i czasie? Przesyt prowadzi do zamknięcia się na to, czego jest w nadmiarze. Pamiętam przykład podawany przez pewnego księdza, o tym jak to jeden z ewangelizatorów był tak dobry, że potrafił "zewangelizować" przechodnia na przejściu dla pieszych, podczas oczekiwania na zielone światło. Historia ciekawa, gorzej jednak jeśli podamy ją jako wzór dobrej ewangelizacji kerygmatycznej, jak zrobił to wspomniany wcześniej ksiądz.
Bo co jeśli nie rozmawiam o Bogu z przechodniami? Co jeśli moje rozmowy z ludźmi nie kończą się tego typu efektem? Czy oznacza to, że nie jestem dobrym ewangelizatorem, a może nie jestem nim wcale? Można też pójść w skrajność i być tendencyjnie wręcz pobożnym w rozmowach. Jednak czy przyniesie to owocne w postaci pozyskiwania osób dla Królestwa Niebieskiego, bo o to wszak chodzi w ewangelizacji?
Metody ewangelizacyjne, kerygmatyczne dialogi i inne narzędzia ewangelizacyjne, których można się nauczyć mogą tracić na skuteczności w miejscach, w których pracujemy, uczymy się lub przebywamy permanentnie. Proszę sobie wyobrazić instruktora w klubie fitness, który podczas dyżuru na siłowni zagaja klientów prowadząc z nimi dialogi kerygmatyczne. Z łatką nawiedzonego zapewne będzie trudniej przekazać cenny depozyt wiary tym, którzy jeszcze go nie odkryli. W tego typu sytuacjach nie tyle to co się słyszy, ale to, co się widzi będzie miało większe znaczenie. Proste gesty, wierność i oddanie Bogu wyrażające się w codzienności, czyli po prostu nasze życie jako świadectwo.
Zatem do meritum. Ewangelizacja to tak szerokie pojęcie, jak szeroka jest działalność Kościoła. Różne są dary łaski, różne charaktery i upodobania, różne zatem sposoby docierania z Ewangelią do człowieka. Niezależnie od tego czy jesteśmy ewangelizatorami "etatowym", którzy świetnie spełniają się w akcjach, gotowi ewangelizować zakopiańskie Krupówki, warszawskie metro, nadbałtyckie plaże, krakowski rynek, czy akademiki AGH (to zapewne dla bardziej zaawansowanych ewangelizatorów), czy może jesteśmy zwykłymi pracownikami różnych segmentów gospodarki, małżonkami, singlami, rodzicami czy dziećmi, wreszcie świeckimi czy duchownymi, mamy swoje ewangelizacyjne zadanie do spełnienia.
Jezus wzywa nas każdego po imieniu, tak jak apostołów w ostatnim nakazie, zwanym także nakazem misyjnym. "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody!" Jak? Spokojnie, apostołowie też nie rzucili się od razu do pracy. Wyruszyli w świat po Zesłaniu Ducha Świętego. Już niedługo Pięćdziesiątnica. Może to dobry czas by zastanowić się nad swoim zaangażowaniem w życie parafii, która powinna być miejscem naszego duchowego wzrostu? Może to dobry czas na podjęcie służby w ramach wspólnoty do której należymy, albo po prostu czas małego rekonesansu w naszych relacjach z ludźmi, małżeństwach i rodzinach, które dla nas i naszych dzieci są pierwszą i podstawową wspólnotą wzrostu. No właśnie, czy aby na pewno duchowego?
Skomentuj artykuł