Zgorszenie a ignorancja

Jacek Siepsiak SJ

"Uwaga niebezpieczeństwo! Grozi nam, że w Niemczech będzie inna doktryna niż w Polsce". Taki uproszczony komunikat ma zastraszyć katolików. Skąd się wziął?

Biskupi z Sycylii (18 diecezji) dołączyli ostatnio do episkopatów interpretujących "Amoris laetitia" jako dokument papieski dopuszczający prowadzenie rozeznania, czy żyjący w powtórnych związkach (jak mąż z żoną, a nie jak siostra z bratem) mogą przyjmować (w ich konkretnej sytuacji) sakramentalną Komunię świętą czy też powinni się od niej powstrzymać.

W tym samym czasie znani ze swoich wątpliwości hierarchowie (najczęściej emerytowani) ponownie napisali do papieża, wyrażając zaniepokojenie. Czym? Między innymi tym, że to, co będzie wolno w Niemczech, będzie niedopuszczalne w Polsce.

DEON.PL POLECA

Czy jednak chodzi o różnice doktrynalne? Albo mówiąc dosadniej: czy coś, co jest grzechem w Polsce, ma nim nie być w Niemczech? Zastanówmy się, na czym mają polegać te odmienności. Bo przecież one już istnieją, np. w sferze postów czy finansowania Kościoła.

Rozważamy sytuację ludzi, którzy gdyby porzucili swoje ponowne związki, zaciągnęliby nową winę. Podjęli nową odpowiedzialność i musieliby teraz "wypiąć się" na nią. Przy czym nie ma możliwości powrotu do poprzedniego związku. Fragment Ewangelii, w którym Pan Jezus mówi: "I Ja cię nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej" trzeba by przerobić na "Idź i zgrzesz jeszcze tylko raz".

Poważna (ogólnoświatowa) dyskusja w Kościele nie dotyczy tego, czy ci ludzie są w stanie łaski uświęcającej. Gdyby nie byli, nie byłaby im zalecana Komunia duchowa. Problemem jest to, czy sakramentalna Komunia nie byłaby dla kogoś zgorszeniem (szczególnie dla pierwszej rodziny, ale nie tylko). A więc chodzi też o lokalne obyczaje, mentalność, odbiór społeczny. I to jest zmienne. Zależy od środowiska. Tu nie chodzi o różne doktryny, lecz o różnice w oddziaływaniu duszpasterskim.

Gorszenie może być grzechem. Ale wiemy też, że to samo zachowanie wobec osoby świadomej tego, co się dzieje, może nie być zgorszeniem, a wobec "ignoranta" wręcz odwrotnie. Co nie zwalnia nas od brania pod uwagę słabości patrzącego. Lecz z drugiej strony, nie może ona nas zmuszać do zaniedbywania dobra tylko dlatego, że ktoś go nie rozumie.

Dylemat? Nie do rozwiązania? Do rozwiązania. Potrzeba ludzi wyprowadzać z ignorancji, a nie wprowadzać "katotaliban". Pozwalać na uprawianie takiej nauki jak np. teologia (a w tym wypadku egzegeza tekstów biblijnych), a nie w imię fundamentalizmu wyzywać teologów od heretyków (bo się nie zrozumiało).

Piszę to w kontekście zgorszenia. Bo czy naprawdę służy Kościołowi sprowadzanie katolików do "katotalibanu"? Pan Tomasz Terlikowski, by bronić pana Pawła Lisickiego, a właściwie jego dość niefortunnego ataku na generała jezuitów o. Arturo Sosę, zredukował Kościół do ostoi antyintelektualizmu. Nie tylko oparł swoje wywody (a także następujący po nich wywiad) na nieprawdzie, że jakoby o. Sosa zaprzecza istnieniu szatana, to jeszcze notorycznie stosuje sposób rozumowania, który polega na tym, że wnioski mają się nijak do przesłanek. Żeby polemizować z taką argumentacją, trzeba by cały czas udowadniać, że generał jezuitów nie jest wielbłądem.

Muszę przyznać, że moje ego zostało podłechtane przez pana Terlikowskiego, ponieważ znalazłem się w znamienitym towarzystwie osób przez niego atakowanych. Rozczarowałem się jednak, gdy zobaczyłem, że jego zarzuty wynikają z tego, że nie odróżnia on wprowadzania konkretnej praktyki od dyskusji intelektualnej nad motywami tej praktyki.

W ogóle tyle tam ataku na współczesną teologię, na rozwój doktryny itp., że już nie dziwi oskarżanie tych, którzy pracują nad rozwojem doktryny, o to, że przeczą jej istnieniu.

Ale wracając do zasadniczego problemu, to jest zgorszenia, które można sprowokować dobrem. Czy to jest w ogóle możliwe?

Nauczanie i postawa Jezusa sprawiały, że uczniowie Go opuszczali, krajanie chcieli Go zrzucić ze skały, a autorytety lokalne wyzywały od współpracownika Belzebuba. Czy powinien był zatem zaprzestać działalności?

Ludzie się gorszyli tym, czego nauczał Jezus, gorszyli się Ewangelią. Inni ją przyjmowali, wręcz z radością. Skąd ta różnica? Ci, którzy się mieli za lepszych od innych, nie chcieli zgodzić się na miłosierdzie. Im było niepotrzebne.

Rozumiem troskę duszpasterską Kościoła, gdy papież Franciszek w "Amoris laetitia" przestrzega przed zgorszeniem, które mogłoby wywołać poczucie skrzywdzenia. Trzeba brać pod uwagę dobro wszystkich stron. OK. Pewnie warto w imię tego pocierpieć.

Ale też byłoby wielką krzywdą, gdybyśmy w imię świętego spokoju nie pogłębiali rozumienia Ewangelii, też w wymiarze społecznym, respektując to, że różne społeczności rozwijają się w różnym tempie i mają różne wrażliwości. Co zależy też od tego, jakich autorów czytają.

Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zgorszenie a ignorancja
Komentarze (24)
ŁK
Łukasz Kubiak
25 czerwca 2017, 00:26
Bardzo, bardzo to smutne. Wy naprawdę doprowadziliście do rozłamu. Właściwie nie wiadomo co powiedzieć. Dobranoc, do widzenia !
Andrzej Ak
24 czerwca 2017, 13:45
Dobrze by było powrócicć do fundamentów wiary jaką ukazał Jezus i rozwinął poprzez swych Apostołów oraz wielu późniejszych świadków w postaci doktorów Kościoła Katolickiego i członków Kościoła Świętego w Niebie lub którymś wymiarze Boga (póki co trudno mi to rozważyć w pełnej Prawdzie). Mowa o wspólnotach walczących ze złem w postaci słabości (jakim ulegają) samych członków takiej wspólnoty, jak również walki z przedstawicielami świata zła czyli upadłymi, którzy krążąc po tym świecie zniewalają ludzi i prowadzą ich własnymi drogami również ku ich upadkowi; wpierw cielesnemu, a potem i duchowemu. Aby poprzeć moje wywody namacalnymi przykładami posłużę się świadectwem tylko jednego znanego duchownego Włodzimierza Cyrana przewodzącego wspólnocie Mamre. Dla mnie osobiście oraz dla wielu charyzmatyków jest to prawdziwy i nieliczny sługa Boga, konsekwentnie podążający za naukami Pana Jezusa oraz wypełniający wolę samego Boga. Tutaj tylko próbka jego nauk: [url]https://www.youtube.com/watch?v=utwebeiQmBU[/url] Polecam zapoznać się ze wszystkimi naukami tego duchownego i uczyć się przybliżać siebie samego/samą do Serca naszego Pana Jezusa. A dlaczego akurat Serca, a nie ....? Ano dlatego, że Serce Jezusa to pełnia samego Boga Ojca. Ten, kto otrzyma tą wyjątkową łaskę pojmie co to Prawda Boga i będzie rozeznawał w woli samego Boga odnoście wielu pułapek ówczesnego świata, w których wielce lubują się upadli. Nie można rozważać Prawd wiary bez obcowania duchowego z samym Bogiem i nie dostrzegać zagrożeń ze strony zła osobowego w tym wymiarze. Wiara rozwijana jedynie na płaszczyźnie Pism Świętych może być/stać się wiarą martwą, a co gorsza może również zbaczać ze ścieżek woli samego Boga i innych ludzi również z tych ścieżek sprowadzać na duchowe "manowce". Wiara musi być żywa i musi być stale ożywiana poprzez ciągły lub stale odnawiany kontakt z Sercem Boga.
Andrzej Ak
24 czerwca 2017, 13:44
cz II Wielu niestety również duchownych nauczyło się zasłaniać Pismami i Księgami, a w chwilach próby manipulować wersetami ze Świętych Ksiąg. Jest to stara i dobrze znana praktyka ludzi, którzy zatracili kontakt z Bogiem i zamienili się w rewolwerowców wersetowców; tzw Uczonych w Pismach. Taka droga nie prowadzi ku Prawdom Boga i jest godna pouczeń ze strony innych członków Kościoła, choćby tych nawet najmniejszych. W ostateczności to nawet zło potrafi wyzywać od najgorszych (celnie piętnując popełnione grzechy) ustami pomylonymi, którzy również chodzą po tych samych ulicach miast i wsi. I chyba dlatego tak wielu wysokich hierarchów Kościoła stroni od wszelkich kontaktów z nawiedzonymi, a szczególnie z egzorcyzmami. W takich miejscach przez złym nie ma już żadnych tajemnic z własnego życia i popełnionych grzechów. A przecież pierwsi Apostołowie Jezusowi nie stronili od posługi egzorcyzmowania ludzi potrzebujących. I nie jest prawdą, iż w obecnych czasach wierni nie potrzebują takiej posługi, że zło osobowe zniknęło, że go tutaj pośród nas nie ma. Wystarczy się rozejrzeć po Świątyniach ilu jest zniewolonych wszelakimi nałogami, za którymi kryje się działalność wspólnoty upadłych. Wielu tego nie dostrzega i dlatego Bóg wciąż powołuje nowych ludzi i obdarowuje Swoimi łaskami, po to by Prawda nie zginęła z tego świata.
23 czerwca 2017, 22:08
Ciekawa jest wielka troska o ten zwiazek niesakramnetalny i dzieci z tego zwiazku, a znikoma troska o dzieci małżeńskie. ​Czy dzieci z małżeństwa sakramentalnego są gorszymi? Jak osoba, która zdradza małżonka ma mu to wynagrodzić? Przy czym zdrada jest zawsze zdradą, więc dziwi to częste tłumaczenie przez katolików, iż zdrada jest wynikiem wczesniejszej zdrady, a zwiazek budowany w oparciu o zdradę jest dobry. Bo podobno dla katolików żadne zło nie może być podstawą dobra ("KKK 1759 "Nie można usprawiedliwić złego działania podjętego w dobrej intencji" 41 . Cel nie uświęca środków.").
Lucjan Drobosz
23 czerwca 2017, 21:54
Oczywiście o. Jacku. Trzeba brać się za bary z tematem żywym i ważnym dla wspólnoty. Popieram! W komentarzach często widzę jedynie echo napomnień: .. A trzeba było nie skakać do basenu na główkę.., podczas gdy chłopak siedzi na wózku i trzeba się nim zająć. Franciszek pisze o sytuacji, która się dokonała. Facet zamienił żonę na młodszy i może zdrwszy egzemplarz, ona została z dziećmi, ktoś ją pokochał, zopiekował się dziatwą i spłodzili razem kolejne. - I taką mamy sytuację. Nie do odwrócenia. Basta. Napominanie: ...A trzeba było... nie ma sensu. Trzeba pochylić się nad losem siostry i brata i ich dalszym rozwojem duchowym. Nawrócenie w ich wykonaniu musi być możliwe, tak jak dla innych członków wspólnoty. Sytuacja społeczna nie powinna tego uniemożliwiać. Ich pragnienie Jezusa nie może zostać okupione nowa winą wobec najbliższych. Wymaganie tego byłoby hipokryzją.
23 czerwca 2017, 22:04
To tylko ludziom pewne sytuacje wydają sie nie do odwróćenia i nie do faktycznego naprawienia. ​I to tylko ludzie uznają, że ich sakramnetalne nierozerwalne małżeństwo przestało istnieć, bo oni tak o tym zdecydowali.  ​A hipokryzją jest przy tym opowiadanie iż małżeństwo jest nierozrywalnym sakramentem. 
KJ
k jar
24 czerwca 2017, 08:59
W Twojej wypowiedzi kryje się zupełnie niezrozumienie doktryny katolickiej i jej nauki o sakramencie małżeństwa. Kościół nie uznaje monogamii seryjnej z prostej przyczyny: nie uznaje istnienia miłości bis. Człowiek albo miłuje, albo nie miłuje. Nie może kochać i kochać, bo nie można służyć dwom panom. Sakrament małżeństwa zawiązują sami małżonkowie zgodnie z ich rozeznaniem transcendentnej Miłości, która została im dana i zadana jako powołanie życiowe.Ma ich prowadzić do Boga. Kościół jedynie stwierdza w oparciu o ich oświadczenie oraz podejmowaną przez cały Kościół w momencie składania przez nich tego oświadczenia modlitwę do Ducha Świętego o rozeznanie, że zaszło powiązanie z transcendentną Miłością. Jeśli zaszło, to Kościół nie ma mocy,aby je rozerwać,bo nie jest panem Miłości, tylko sługą. Nie istnieje jakaś inna Miłość, która by spajała ludzi. Jeśli ktoś rozrywa związek transcendentny, to "nie zamienia żonę na młodszy i może zdrowszy egzemplarz", ale uderza w twarz Miłość, mówi: mam lepszy plan na własne życie i nie potrzebuję transcendentnej Miłości. Jeśli taka osoba chce się nawrócić musi powrócić do Miłości transcendentnej, a nie przychodzić do Kościoła,aby uznał nowy związek za transcendentny. Kościół tego zrobić nie może,bo nie włada Duchem Świętym. Kościół może jedynie stwierdzić w wyniku badania przed sądem kościelnym,że to takiego związku wogóle nie doszło,że osoby,które przyszły do kościoła nie dokonały zawiązania z transcendentną Miłością relacji.
KJ
k jar
24 czerwca 2017, 09:16
Sytuacja par niesakramentalnych przypomina sytuację panien głupich. Nie zabrały oliwy i gdy czekały na Oblubieńca to ich lampy zaczęły gasnąć. Pary takie nie mają transcendentnej Miłości,nie napełniły się nią i  dlatego ich związek z Bogiem wygasa. Widzą, że coś sie dzieje, że nie mogą relacji z Bogiem zawiązać i szukają jak panny głupie oliwy, kupują od innych (przywołany przez Ciebie przykład osób, które otrzymały transcendentną Miłość od Boga, żyją nią i w ramach tej Miłości dobrowolnie towarzyszą osobom, które pogardziły transcendentną Miłością, np. opiekując się "dziatwą"), ale gdy przychodzą już świadome,jak istotna jest dla życia Miłość transcendentna to zastają drzwi zamknięte. Ci ludzie się spóźnili, nie wejdą już za bramę i nie wiadomo, czy ona kiedykolwiek się dla nich otworzy. Jak panny głupie zawodzą, płaczą, wzywają Kościoła, ale on nie włada Miłością transcendentną, nie może im zagwarantować, że brama się otworzy. Kościół może jedynie tym osobom dobrowolnie towarzyszyć, czyli dobrowolnie być z nimi za tą bramą, która się za nimi zamknęła i domaganie się czegokolwiek innego od Kościoła jest niemożliwe. Choćbyśmy nie wiem, jak współczuli niesakramentalnym ich sytuacji, to ona nie jest do zmiany bez działania Miłości. Tylko Miłość może te sprawy rozwiązać,nie Kościół.
Lucjan Drobosz
26 czerwca 2017, 00:02
Piszesz: "...Jeśli ktoś rozrywa związek transcendentny, to "nie zamienia żonę na młodszy i może zdrowszy egzemplarz", ale uderza w twarz Miłość, mówi: mam lepszy plan na własne życie i nie potrzebuję transcendentnej Miłości. Jeśli taka osoba chce się nawrócić musi powrócić do Miłości transcendentnej, a nie przychodzić do Kościoła,aby uznał nowy związek za transcendentny..." Ale ja nie chcę tutaj rozmawiać o nawróceniu tego typa, który porzucił żonę z dziećmi (to inny temat). Pochylmy się nad sytuacją drugiej strony - porzuconej żony i matki. Z tym co napisałeś zgadzam się calkowicie. Napisz proszę co JEJ proponujesz. 
Lucjan Drobosz
26 czerwca 2017, 00:12
"...To tylko ludziom pewne sytuacje wydają sie nie do odwróćenia i nie do faktycznego naprawienia..." Całkowicie się zgadzam. My ludzie mamy bardzo ograniczoną wyobraźnię. Ale użyjmy jej w sytuacji gdy porzucona kobieta ma już dzieci w nowym związku (jak pisałem), a gość, który ją z dziećmi porzucił też pewnie w nowym stadle. Rzućmy wodze wyobraźni! Jak to odwrócić po Bożemu?
K
k.jarkiewicz.ign
26 czerwca 2017, 07:09
Odwrócić, ale co?Jeśli ktoś sam dobrowolnie wszedł w nowy związek, mając świadomość jego niesakramentalności i godząc się na to,że nie wywołuje on transcendentnych konsekwencji (co uważam za działanie szatańskie - pozbawiać drugą stronę, którą rzekomo się kocha owoców transcendentnego związku, narażać na dylematy moralne i jeszcze wplątywać w to dzieci. Jeśli druga strona się na to upokorzenie zgodziła, to albo sama nie rozumie, czym związek sakramentalny jest i jest jej wszystko jedno, jakie relacje w życiu buduje, albo równie wyrachowaną postawą się kieruje, jak partner - liczy się tylko moje szczęście) to musi w nim trwać i ponosić konsekwencje moralne z tego tytułu. Związek taki jest nietranscendentny i nie ma znaczenia dla zbawienia duszy,ale ma znaczenie dla dyspozycji moralnej. Człowiek wprawdzie dobrowolnie nie realizuje swojego powołania,ale nie zwalnia go to od innych zobowiazań: nie chce służyć Bogu, to niech chociaż służy człowiekowi. Nie wyobrażam sobie jednak takiego obciążenia dla duszy - mieć świadomość,że moje powołanie istnieje,a ja je nie realizuję, za to wplatuję siebie i innych w życie,które nie jest mi pisane.
KJ
k jar
26 czerwca 2017, 07:19
Jej sytuacja moralnie jest prostsza,choć niełatwa. Musi realizować powołanie za dwie osoby:siebie i męża,który ją porzucił. I winna uzyskać w tej mierze wsparcie od Kościoła, większe nawet niż normalne sakramentalne małżeństwa,gdyż obciążenie jej duszy jest większe - nosi przecież również na swej duszy ciężary nałożone jej przez męża i jego decyzję. Jeśli zakładamy,że wchodziła w związek zgodnie ze swoim powołaniem, to powołanie jest nierozwiązywalne i trwa dalej mimo trudności. Chodzi przecież o życie wieczne, a nie o ziemskie trudności, przemijajace jak ten świat.
Lucjan Drobosz
26 czerwca 2017, 09:46
Dziękuję za odpowiedź. Ale jeśli to jest wspomniana propozycja, to jednak niezmiernie ogólna.  Ponawiam więc prośbę o propozycję dla tej kobiety. Co robić tu i teraz. W tej sytuacji w jakiej ją zastajemy. Z jej pragnieniem Boga, jej dziećmi, mężczyzną, z którym się związała, ojcem kolejnych dzieci, który kocha Pana Boga, ją i dzieci. I darujmy sobie przeszłość oraz rozważania w rodzaju: co by było gdyby.. . Jaki zaproponować "program naprawczy" który nie bedzie krzywdą i grzechem większym niż te z przeszłości? Myślę, że "Amoris Laetitia" próbuje się nad tym pochylać, nie umywając rąk.
KJ
k jar
26 czerwca 2017, 10:48
Ale po co ona wchodziła w nowy związek? Przecież to komplikuje jej sytuację i jeszcze jak piszesz, ma z tego związku dzieci. Zupełnie nie rozumiem tej kobiety. Jeszcze do tego mężczyzna, który kocha Pana Boga i ją.Jeśli by kochał Boga i ją nie poślubił by jej i nie robił jej dzieci, komplikując jej sytuację. To zupełnie nieodpowiedzialni ludzie. Chyba zupełnie nie wiedzą, co zrobili i mówienie im o jakimś "programie naprawczym" jest nieporozumieniem. Dziwne,że kobieta - katoliczka po  rozpadzie związku bez zbadania  jego formalnej prawomocności weszła w nowy związek i ma w nim dzieci. Nie wydaje mi się,żeby była osobą wierzącą, podobnie jej partner skoro wszedł w związek z nią. Jako katolik winien wiedzieć,że nie może poślubić kobiety już poślubionej - to cudzołóstwo. Nie rozumiem, jak mężczyzna wykazujący, jak podajesz uczucia względem tej kobiety, mógł ją potraktować jak prostytutkę, narażając ją na zarzut złego prowadzenia i sprzedaży siebie. Skoro chciał jej pomóc np. materialnie czy w opiece nad dziećmi mógł to zrobić jako prawny lub nieformalny opiekun, a nie jako "mąż i nie mąż, sprawca wielu ciąż". To przeczy jego świadectwu miłości. Życie w takim związku jest krzywdą kolejną dla tej kobiety.
27 czerwca 2017, 10:04
Co ma zrobić - przestać traktować drugiego meża (cywilnego) jak swego meża. Zerwać wspólnotę łoża, a gdy dzieci dorosną zakończyć ten tzw. związek. Inaczej to dzieci są jedynei wymówką.
ZZ
z z
23 czerwca 2017, 21:41
Wolałbym mieć syna w więzieniu niż u jezuitów
DP
Danuta Pawłowska
23 czerwca 2017, 19:05
To o. Jacek Siepak sieje zgorszenie! Pod pozorem fałszywego miłosierdzia pozbawia człowieka nawrócenia i pokuty skazując go na wieczne potepienie!
Zbigniew Ściubak
23 czerwca 2017, 15:42
Mój kochany Jacku, jakże kraje się moje serce, gdy ciebie czytam. - Czy on naprawdę nie widzi kontekstu, tego o czym pisze? -  pyta mnie mój własny rozsądek. Piszesz bowiem "Bo czy naprawdę służy Kościołowi sprowadzanie katolików do "katotalibanu"?" Jacku kochany, no przecież to WY, ludzie konsekrowani, zrobiliście z Polaków katotaliban! To wasze nauki, wasze głoszenie, wasze postawy, wasza praca nad ludźmi dała ten oczekiwany przez WAS (większość przynajmniej) rezulat. Zamiast nad nim ubolewać, może wypadałoby spojrzeć na siebie i uderzyć się w piersi - Zgrzeszyliśmy - powiedzieć. I dodać jak. Z małżeństwem jest problem. Zniszczyliście bowiem jego strukturę obowiązującą przez blisko 2 tysiące lat, m.in dekretem abp. Hlonda z 1929r. Teraz, to już jest całkiem inny związek, całkiem inne postawy ludzi on wyzwala i całkiem inne nastawienia oraz preferecje. Ale o tym cicho sza. Nie mówmy. Tego nie ma i nie było i nie ważne. No to macie katotalibów na waszych karkach słusznie was wieszających za wasze błędy.
abraham akeda
23 czerwca 2017, 14:01
Małżeństwo jest przymierzem, przez które mężczyzna i kobieta tworzą ze sobą wspólnotę całego życia, skierowaną ze swej natury ku dobru małżonków oraz zrodzeniu i wychowaniu potomstwa. Kodeks prawa kanonicznego z 1983(kan. 1055 § 1) Bardzo protekcjonalny styl autora zniechęca do dyskusji. Ale jako ignorant nieświadomy swojej ignorancji zapytam retorycznie: gdzie w przytoczonym powyżej fragmencie kodeksu albo poniżej we fragmencie Ewangelii Marka widzi ojciec pole do dyskusji? Na gruncie cywilizacji łacińskiej nie ma dyskusji a że nie można być cywilizowanym na dwa sposoby jaką cywilizację ojciec sobą reprezentuje?
KJ
k jar
23 czerwca 2017, 13:46
Zestawienie nie ma miejscu: spór między nauczaniem i postawą Jezusa a Żydami był sporem o DOKTRYNĘ (jak interpretować to,co Bóg mówi do człowieka). Spór wokół "Amoris laetitia" to spór wokół DUSZPASTERSTWA, czyli czysto techniczny, przy tym, o tyle jest fundamentalny dla Kościoła,że część interpretatorów uważa,że stosowanie wykładni "Amoris laetitia" naruszy doktrynę lub uniemożliwi jej dalsze stosowanie w praktyce. Spór ten zresztą nie jest dzisiejszy: pojawił się już po Soborze Watykańskim II - pamiętamy słynny synod biskupów w 1971 roku, kiedy kard. Wyszyński był atakowany przez episkopaty zachodnioeuropejskie,że wstrzymuje recepcję nauczania soborowego,że sprzeciwia się liberalziacji i w sporze albo doktryna, albo duszpasterstwo wybiera doktrynę. Wtedy to dotyczyło duchowieństwa i zakonów, dziś innego sakramentu: małzeństwa, ale istota sporu jest taka sama. Zgodziłabym się z ks. Jackiem gdyby chodziło tylko o przysłowiowe "bicie piany" - nikt przecież nie neguje,że inaczej żyje się w Niemczech rodzinom niż w Polsce, inaczej wygląda życie w Argentynie czy Czadzie. Ale tu chodzi o doktrynę, bo jeżeli wybierzemy duszpasterstwo, to de facto postępujemy jak Żydzi, którzy ze względu na zatwardziałość serc zgodzili się na listy rozwodowe, ale wiemy, że od początku tak nie było, czyli że doktryna inaczej mówi. Jeżeli chcemy ściągać ludziom ciężary z pleców, to tylko, aby je nakładać na własne barki, a nie wogóle porzucać, bo przecież w tych ciężarach zawarty jest cały skarb chrześcijaństwa, czyli miłość. Czy ks. Jacek zakłada,że powinniśmy sobie darować "bajki o miłości" i po prostu mówić: róbcie ludzie jak chcecie, bawcie sie życiem, bo krótkie? Nie sądzę.
N
nk
23 czerwca 2017, 13:06
"Uwaga niebezpieczeństwo! Grozi nam, że w Niemczech będzie inna doktryna niż w Polsce". Taki uproszczony komunikat ma zastraszyć katolików." <a href="http://diepresse.com/home/leben/mensch/5237069/Schwuler-Buergermeister-hat-sich-getraut">W Austrii już w KK błogosławią związki homoseksualne.</a> W Argentynie sam biskup zaprosił wszystkich żyjących w związkach niesakramentalnych do<a href="http://www.katholisches.info/2017/06/67827/"> Komunii św</a>. Proszę nie robić wody z mózgu. Tak prawdę mówiąc wcale mnie jezuita, który mówiąc o Komunii św. <a href="https://www.youtube.com/watch?v=i7LbbJdCln0">używa jako rekwizytu patelni wcale nie zadziwia</a>, on jest jest zakochany w sobie i w tym co mówi. A pytania kardynałów dla niego nie mają znaczenie, on jest jezuitą jak Franciszek i wie wszystko lepiej. Franciszek taki otwarty, a z tymi kardynałami boi się spotkać. Nie ma czasu? Jak by Siepsiak otworzył nieco szrzej swoje oczęta, to może by zobaczył, że Komunia św. to nie naleśnik z jego starej patelni. A doktryna już jest inna, proszę śledzić KK na zachodzie, tylko tego nikt nie chce oficjalnie przyznać !!!
23 czerwca 2017, 12:44
„Kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. A jeśli żona opuści swego męża i wyjdzie za innego popełnia cudzołóstwo" (Mk 10,11-12). "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela" (Mk 10,9). Sprawa oczywista,lecz nie dla jezuity. Dowiadujemy się bowiem,iż ów cudzołoznik jest w stanie łaski uświęcającej a niedopuszczenie do sakramentów wynika jedynie z potrzeby uniknięcia zgorszenia. Dowiadujemy się też,iż są ci którzy się gorszą i nie gorszą. Ci którzy się nie gorszą to oczywiście jezuici i cała reszta uświadomionych. Mamy więc epsikopaty światłe,które to zrozumiały i ciemne,które zatwardziale trwają przy literze prawa. Mamy młodych rozwijających doktrynę i emerytów naprzykrzających się biednemu Franciszkowi - prorokowi. Mamy Lisickiego i Terlikowskiego i Sosę,którego ci nigdy nie będą w stanie pojąć. Ale jezuita Siepsiak tym wstecznikom daje prawo do funkcjonowania. Drodzy internauci-ten artykuł jest o miłosiernym jezuickim sercu!
abraham akeda
23 czerwca 2017, 13:50
Okazuje się, że Jezus jest ciemniakiem i ignorantem.
FF
Franciszek2 Franciszek2
23 czerwca 2017, 11:16
Od "lokalnych obyczajów" nie można uzależniać stanu łaski.  Post a grzech to kolejne dwie nieporównywalne  rzeczywistości. Apeluję o szacunek do kardynałów . Pisanie o nich pogardliwie per "emeryci" w kontekście dramatycznej obrony przez nich nauczania Chrystus nie przystoi człowiekowi kulturalnemu  . Panowie : "You shall not pass" - może dotrą do Was słowa Gandalfa. Strażnikiem prawdy jest sam Chrystus i to z nim próbujecie sie mierzyć swoim "rozeznaniem" ,