Zgorszenie a ignorancja

Zgorszenie a ignorancja
Jacek Siepsiak SJ

"Uwaga niebezpieczeństwo! Grozi nam, że w Niemczech będzie inna doktryna niż w Polsce". Taki uproszczony komunikat ma zastraszyć katolików. Skąd się wziął?

Biskupi z Sycylii (18 diecezji) dołączyli ostatnio do episkopatów interpretujących "Amoris laetitia" jako dokument papieski dopuszczający prowadzenie rozeznania, czy żyjący w powtórnych związkach (jak mąż z żoną, a nie jak siostra z bratem) mogą przyjmować (w ich konkretnej sytuacji) sakramentalną Komunię świętą czy też powinni się od niej powstrzymać.

W tym samym czasie znani ze swoich wątpliwości hierarchowie (najczęściej emerytowani) ponownie napisali do papieża, wyrażając zaniepokojenie. Czym? Między innymi tym, że to, co będzie wolno w Niemczech, będzie niedopuszczalne w Polsce.

DEON.PL POLECA

Czy jednak chodzi o różnice doktrynalne? Albo mówiąc dosadniej: czy coś, co jest grzechem w Polsce, ma nim nie być w Niemczech? Zastanówmy się, na czym mają polegać te odmienności. Bo przecież one już istnieją, np. w sferze postów czy finansowania Kościoła.

Rozważamy sytuację ludzi, którzy gdyby porzucili swoje ponowne związki, zaciągnęliby nową winę. Podjęli nową odpowiedzialność i musieliby teraz "wypiąć się" na nią. Przy czym nie ma możliwości powrotu do poprzedniego związku. Fragment Ewangelii, w którym Pan Jezus mówi: "I Ja cię nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej" trzeba by przerobić na "Idź i zgrzesz jeszcze tylko raz".

Poważna (ogólnoświatowa) dyskusja w Kościele nie dotyczy tego, czy ci ludzie są w stanie łaski uświęcającej. Gdyby nie byli, nie byłaby im zalecana Komunia duchowa. Problemem jest to, czy sakramentalna Komunia nie byłaby dla kogoś zgorszeniem (szczególnie dla pierwszej rodziny, ale nie tylko). A więc chodzi też o lokalne obyczaje, mentalność, odbiór społeczny. I to jest zmienne. Zależy od środowiska. Tu nie chodzi o różne doktryny, lecz o różnice w oddziaływaniu duszpasterskim.

Gorszenie może być grzechem. Ale wiemy też, że to samo zachowanie wobec osoby świadomej tego, co się dzieje, może nie być zgorszeniem, a wobec "ignoranta" wręcz odwrotnie. Co nie zwalnia nas od brania pod uwagę słabości patrzącego. Lecz z drugiej strony, nie może ona nas zmuszać do zaniedbywania dobra tylko dlatego, że ktoś go nie rozumie.

Dylemat? Nie do rozwiązania? Do rozwiązania. Potrzeba ludzi wyprowadzać z ignorancji, a nie wprowadzać "katotaliban". Pozwalać na uprawianie takiej nauki jak np. teologia (a w tym wypadku egzegeza tekstów biblijnych), a nie w imię fundamentalizmu wyzywać teologów od heretyków (bo się nie zrozumiało).

Piszę to w kontekście zgorszenia. Bo czy naprawdę służy Kościołowi sprowadzanie katolików do "katotalibanu"? Pan Tomasz Terlikowski, by bronić pana Pawła Lisickiego, a właściwie jego dość niefortunnego ataku na generała jezuitów o. Arturo Sosę, zredukował Kościół do ostoi antyintelektualizmu. Nie tylko oparł swoje wywody (a także następujący po nich wywiad) na nieprawdzie, że jakoby o. Sosa zaprzecza istnieniu szatana, to jeszcze notorycznie stosuje sposób rozumowania, który polega na tym, że wnioski mają się nijak do przesłanek. Żeby polemizować z taką argumentacją, trzeba by cały czas udowadniać, że generał jezuitów nie jest wielbłądem.

Muszę przyznać, że moje ego zostało podłechtane przez pana Terlikowskiego, ponieważ znalazłem się w znamienitym towarzystwie osób przez niego atakowanych. Rozczarowałem się jednak, gdy zobaczyłem, że jego zarzuty wynikają z tego, że nie odróżnia on wprowadzania konkretnej praktyki od dyskusji intelektualnej nad motywami tej praktyki.

W ogóle tyle tam ataku na współczesną teologię, na rozwój doktryny itp., że już nie dziwi oskarżanie tych, którzy pracują nad rozwojem doktryny, o to, że przeczą jej istnieniu.

Ale wracając do zasadniczego problemu, to jest zgorszenia, które można sprowokować dobrem. Czy to jest w ogóle możliwe?

Nauczanie i postawa Jezusa sprawiały, że uczniowie Go opuszczali, krajanie chcieli Go zrzucić ze skały, a autorytety lokalne wyzywały od współpracownika Belzebuba. Czy powinien był zatem zaprzestać działalności?

Ludzie się gorszyli tym, czego nauczał Jezus, gorszyli się Ewangelią. Inni ją przyjmowali, wręcz z radością. Skąd ta różnica? Ci, którzy się mieli za lepszych od innych, nie chcieli zgodzić się na miłosierdzie. Im było niepotrzebne.

Rozumiem troskę duszpasterską Kościoła, gdy papież Franciszek w "Amoris laetitia" przestrzega przed zgorszeniem, które mogłoby wywołać poczucie skrzywdzenia. Trzeba brać pod uwagę dobro wszystkich stron. OK. Pewnie warto w imię tego pocierpieć.

Ale też byłoby wielką krzywdą, gdybyśmy w imię świętego spokoju nie pogłębiali rozumienia Ewangelii, też w wymiarze społecznym, respektując to, że różne społeczności rozwijają się w różnym tempie i mają różne wrażliwości. Co zależy też od tego, jakich autorów czytają.

Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zgorszenie a ignorancja
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.