Ks. Strzelczyk: Za nauczanie biorą się ludzie, którzy nie mają elementarnej wiedzy. Ręce opadają
- W Kościele przyzwyczailiśmy się do tego, że ludzie mają psi obowiązek przychodzić i słuchać nas z uwagą, obojętnie co będziemy pletli - mówi ksiądz Grzegorz Strzelczyk w materiale opublikowanym na kanale YouTube "Spiżarnia Wiary". Teolog opowiada również o rozpowszechnianiu się "złej teologii" oraz o tym, czy wspólnoty są remedium na współczesne bolączki Kościoła.
Samozwańczy "teologowie", którzy nie mają elementarnej wiedzy
Ks. Grzegorz Strzelczyk podkreśla, że coraz częściej w Kościele mamy do czynienia z "nauczaniem", którego podejmują się nieprzygotowani do tego ludzie.
- Media sprawiły, że każdy może sobie zrobić podcast i opowiadać różne rzeczy. W związku z tym rośnie zamieszanie wśród wierzących na skutek tego, że za nauczanie biorą się ludzie, którzy nie mają do tego elementarnej bazy, uprawiają teologię, nie wiedząc, co robią - wyjaśnia duchowny i dodaje:
"Ręce mi opadają, bo ludzie, którzy nie mają wypracowanych podstawowych pojęć, opowiadają rzeczy z taką dozą siły przekonania i autorytetu własnego, jakby oznajmiali prawdy objawione. A nie są w stanie sformułować fundamentalnej różnicy między pojęciem na przykład autorytetu dogmatycznego, encykliki albo zobowiązania w wierze decyzji papieskiej".
- To kwestia gigantycznego strumienia niechlujstwa - konkluduje ks. Strzelczyk.
Kościół jako instytucja nie angażuje się w obecność w "nowych kanałach"
Według duchownego jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest brak zaangażowania Kościoła instytucjonalnego w profesjonalną obecność w nowych mediach.
- Kłopot, który mamy to słabe zaangażowanie instytucji kościelnych, które są odpowiedzialne za nauczanie, w dostarczanie treści w nowych kanałach. Tu moim zdaniem jest słabo. (…) Wobec tego jest tam strumień treści które są różne jakości - zarówno bardzo dobre jak również bardzo słabe. Natomiast to wszystko jest w dużej mierze ciągle na zasadzie pospolitego ruszenia i projektów które ludzie oddolnie wymyślają i realizują na tyle na ile potrafią. Jest natomiast bardzo mało działań związanych z lokalnym urzędem nauczycielskim, na przykład KEP-em - mówi teolog.
Do czego prowadzi niezdrowe nauczanie w Kościele?
Według ks. Strzelczyka może to prowadzić do różnych niebezpieczeństw.
- W skrajnych przypadkach niezdrowe nauczanie prowadzi do tworzenia sekt i przestępstw wewnątrz tych sekt, do którego doprowadza zbudowanie ideologicznego obrazu rzeczywistości. (…) Jeśli weźmiemy pod uwagę słynny przykład wrocławski, od dominikanów, to tam przemoc - w tym przemoc seksualna - była możliwa ze względu na absolutnie toksyczne nauczanie. Tu nie ma żartów. To są rzeczy, które mogą być dramatycznie poważne. Jeśli to jest w bardziej otwartej formie i nie ma niebezpieczeństwa takiego zawłaszczania, to można zawłaszczyć umysł. I to się dzieje w tych wszystkich skrajnych ruchach - mówi ks. Strzelczyk, po czym dodaje:
"W teologii mamy do czynienia z hierarchią prawd. (…) Są w niej rzeczy, które są na szarym końcu jeżeli chodzi o przełożenie na nasze zbawienie. Jeżeli zrobi się z takiej rzeczy która jest na samym końcu - na przykład sposób przyjmowania Komunii Świętej - sprawę najważniejszą, to doprowadzamy do podziału Kościoła. Tak naprawdę mamy do czynienia ze schizmą części wiernych, tylko nikt nie ma odwagi tego głośno powiedzieć, że doszło do zerwania jedności. Jest to efekt tego, że w pewnym momencie nauczania poprzestawiano wagę prawd wiary".
W Kościele przyzwyczailiśmy się, że ludzie mają psi obowiązek przychodzić i nas słuchać
Teolog podkreśla, że jednym z wyjść z takiej sytuacji może być katechizowanie dorosłych.
- Katecheza dorosłych jest naprawdę sensowną propozycją. To jest prosty patent. (…) Tylko trzeba się trochę wysilić, bo to musi być intelektualnie na pewnym poziomie, żeby ludzie uznali, że warto przychodzić. Tu nie trzeba żadnego "rocket science". Trzeba tylko dać przestrzeń, dobre spotkanie i tak dalej. Problem polega na tym, że ludzie dzisiaj naprawdę cenią swój czas. Więc jeżeli oni nie dostają takiej jakości, przyjdą może raz, przyjdą drugi raz i powiedzą "sorry, mamy co robić". A mam wrażenie, że w Kościele przyzwyczailiśmy się do tego, że ludzie mają psi obowiązek przychodzić i słuchać nas z uwagą, obojętnie co my tam będziemy pletli. I to jest wyzwanie nie tyle do władz na górze, ile do szeregowego wikarego i proboszcza - wskazuje teolog.
Niebezpieczeństwo związane z ruchami charyzmatycznymi
Ks. Grzegorz Strzelczyk wypowiedział się również na temat niebezpieczeństw związanych z niektórymi ruchami charyzmatycznymi, które "czasami zapominają, że nie są Kościołem lokalnym".
- Grupa ludzi która decyduje się na to, że będzie wspólnie pielęgnować duchowość, to nie jest kościół lokalny. To jest ciągle grupa ludzi, która jest wewnątrz większej wspólnoty. Mam sporo lęku związanego z nadmiernym akcentowaniem wspólnotowości i paru rzeczy, zwłaszcza przeżycia emocjonalnego. To nie jest pierwsza fala wspólnot charyzmatycznych w polskim Kościele. I po poprzednich falach zostało sporo „sierot”. I obawiam się, że po tej fali będzie podobnie. Mamy „przegrzane kotły” i mnóstwo obietnic które mogą się okazać nie spełniane – wyjaśnia teolog i dodaje”
"Ja to nazywam »chrześcijaństwem instant«. To znaczy oczekujemy pewnej skuteczności od wymiaru charyzmatycznego, która będzie skutecznością »tu i teraz«. Oczekujemy uzdrowienia, szybkiego działania Bożego i budujemy wspólnoty w oparciu o to, że tak się dzieje »u nas« a nie »u innych«. A jeśli tak mówią, to trzeba wiać. Kłopot polega na tym że modlitwa wspólnotowa może dawać efekt przekonania, że rzeczywiście Bóg mnie dotknął. Ale to często nie jest Bóg, tylko przeżycie emocjonalne, połączone nieraz z autentycznym doświadczeniem duchowym, ale łatwo jest jedno z drugim pomylić i zacząć przeżywać ten rodzaj modlitwy jako swoisty narkotyk. I obawiam się że liderzy w niektórych wspólnotach podkreślają ten rodzaj przeżycia, bo na to przychodzą ludzie, na to jest popyt".
Wysłuchaj całej rozmowy:
Źródło: Spiżarnia Wiary / pk
Skomentuj artykuł