Miechów: schronisko św. Brata Alberta przepełnione
Wraz z nadejściem mroźnych nocy w schronisku św. Brata Alberta w Miechowie co roku brakuje wolnych miejsc. Już teraz jest więcej mieszkańców, niż samych miejsc. Pracownicy urządzają dostawki. - Nikt nie odejdzie bez pomocy i dachu nad głową - zapewnia w rozmowie z KAI Wojciech Idzik, opiekun schroniska.
- Nadkomplet mamy od kliku dni. Przyjmujemy nawet do ponad 50 osób, organizujemy wówczas dostawki w ogrzewanych holach. Dostawiamy łóżka, ewentualnie materace. Sytuacja jest dynamiczna, wciąż zgłaszają się osoby z ośrodków opieki społecznej, albo przywiezione przez policję. Warunkiem pobytu jest trzeźwość - mówi Idzik.
Najbliższe schroniska znajdują się w Krakowie, Wieliczce, Kluczach k. Olkusza, czyli w sąsiednich diecezjach i są oddalone od Kielc co najmniej 80 km.
Schronisko w Miechowie jest przez cały sezon przygotowane na przyjęcie bezdomnych. Tłoku nie ma tylko w okresie wiosenno-letnim.
Mieszkańcy schroniska otrzymują dach nad głową oraz trzy posiłki, przygotowane z własnych środków schroniska oraz dzięki pomocy miejscowych darczyńców. Fundusze schronisko uzyskuje m.in. dzięki prowadzeniu sklepu z odzieżą używaną.
Mieszkańcy schroniska ponoszą odpłatność całkowitą, częściową lub żadną, w zależności od ich sytuacji bytowej, potwierdzonej odpowiednimi zaświadczeniami. Bezdomnych mężczyzn nie dotyczy rejonizacja - do Miechowa docierają z różnych stron Polski, w tym ze Śląska, czy z wybrzeża. Niektórzy mieszkają kilkanaście dni, pan Marek już 5 lat, a zmarły w 2014 r. pan Jan mieszkał w miechowskim schronisku 12 lat.
Schronisko prowadzone przez Towarzystwo Pomocy św. Brata Alberta - Koło Miechowskie, istnieje od 1991 roku. Pracuje w im 8-osobowa kadra. Kapelanem jest ks. Stanisław Latosiński.
Skomentuj artykuł