Niepozorny, przeciętny, odważny. Siostra kazała pochować go w grobie matki [WYWIAD]
- Niepozorny, przeciętny, pracujący na obrzeżach diecezji, nie w jakiejś “prestiżowej”, lecz raczej mało dochodowej parafii. Był dla wszystkich, a równocześnie upominał się o wartości, mówił prawdę. Był ostrzegany i straszony egzekucją i nakłaniany do opuszczenia parafii. Wtedy powiedział: Choćbym miał paść trupem - nie opuszczę. I dlatego został zlikwidowany - mówi o ks. Michale Rapaczu ks. dr Andrzej Scąber, delegat arcybiskupa krakowskiego do spraw kanonizacyjnych.
W sobotę, 15 czerwca, w Łagiewnikach odbędzie się beatyfikacja duchownego zamordowanego w 1946 roku w Płokach przez komunistyczną bojówkę. Zdaniem ks. Scąbera ta beatyfikacje będzie trudna dla mieszkańców Płok, bo chociaż śledztwo nie wykryło sprawców, to mieszkańcy wiedzą, kto był mordercą.
Tomasz Królak (KAI): Jakie jest, według Księdza, główne znaczenie beatyfikacji ks. Michała Rapacza?
Ks. dr Andrzej Scąber: - Po pierwsze to wydarzenie przypomni trudną, powojenną sytuację Kościoła katolickiego i całej ojczyzny. Po drugie wzmocni nadzieję na zgodę i pojednanie narodowe. Po trzecie przybliży postać ks. Michała jako osoby, którą proboszczowie i pasterze Kościoła powinni obrać sobie za patrona.
Niedawno zwrócił Ksiądz uwagę na fakt, że ks. Rapacz podczas swoich nocnych modlitw przed Najświętszym Sakramentem, czasami leżąc krzyżem, modlił się za każdego z parafian, niezależnie od wyznania. To też jest chyba ważne i aktualne przesłanie?
- Tak, bo to jest to, o czym mówi papież Franciszek wskazując, że pasterz ma pachnieć owcami, ma być przy wszystkich i przy każdej z nich. A więc ważne są nie tylko te, które są miłe, które dają mleko i wełnę, ale także te krnąbrne. Zresztą, taka jest idea dobrego pasterza, który na pustyni zostawia 99 owiec i idzie za tą jedną, zagubioną. Ks. Michał nie angażował się w żadne układy polityczne i był dla wszystkich. Bo taka jest misja Kościoła: katolicki znaczy powszechny. Nie było dla niego owiec straconych. Podczas swoich nocnych czuwań starał się niejako iść do każdej owcy, być przy niej, bez względu na to, czy formalnie należała do stada, któremu przewodził, czy też w ogóle nie była zainteresowana, a nawet czasami przybierała postać wilka, który owcom się odgraża… To jest czysta Ewangelia.
Przypomina to nieco ks. Popiełuszkę, bo on także myślał o wszystkich, a jego przesłanie też było czystą Ewangelią, wbrew temu, co twierdzili jego wrogowie dopatrując się w jego kazaniach treści politycznych.
- Dobrze pamiętam czasy księdza Popiełuszki. Jako krakowski licealista chodziłem na antyrządowe manifestacje. W latach 80. zginęło kilku księży - Niedzielak, Suchowolec i inni. Teraz, po latach, zastanawia mnie, że nikt nie myślał o ich procesie beatyfikacyjnym, zwrócono natomiast uwagę na tego niepozornego, przeciętnego księdza. Podobnie jest z księdzem Rapaczem: niepozorny, przeciętny, pracujący gdzieś tam na obrzeżach diecezji - nie w jakiejś “prestiżowej” lecz raczej mało dochodowej parafii. Jako administrator parafii zaczął pracować w Płokach w 1937 roku, a więc jeszcze przed wojną. Warto też wspomnieć, że nie miał jakiegoś szczególnego wykształcenia lecz po prostu ukończył teologię na poziomie seminaryjnym.
Co także istotne, ks. Rapacz nie był jedynym księdzem archidiecezji krakowskiej zamordowanym na tym terenie w okresie II wojny światowej i tuż po niej. Na początku niemieckiej okupacji, w październiku 1939 roku, zabito proboszcza z Trzebini ks. Tomasza Czaplickiego oraz jego wikariusza ks. Feliksa Piątka. Natomiast we wrześniu 1946 roku, a więc cztery miesiące po morderstwie ks. Rapacza, z rąk funkcjonariuszy UB zginął ks. Franciszek Flasiński, proboszcz parafii w Libiążu. Trzeba pamiętać o działalności tych “szwadronów śmierci”. Z tej grupy księży, zamordowanych przez polskich komunistów, zostaje zapamiętany tylko Rapacz, który od początku nazywany jest męczennikiem za wiarę. Ta beatyfikacja jest hołdem dla polskich kapłanów Kościoła katolickiego czasów powojennych, zwłaszcza pierwszego dziesięciolecia tego okresu.
Był pierwszym księdzem, z długiej listy kapłanów zamordowanych przez funkcjonariuszy powojennego reżimu.
- Tak. Najbardziej znanym jest oczywiście błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko, następnie błogosławiony ks. Władysław Findysz z diecezji rzeszowskiej. Ten zmarły w 1964 roku kapłan był pierwszym, oficjalnie uznanym przez Kościół, męczennikiem systemu komunistycznego w Polsce. Natomiast chronologicznie rzecz ujmując, pierwszym księdzem, którego męczeństwo za wiarę w powojennej Polsce potwierdził Kościół, jest właśnie ks. Rapacz. Został on zamordowany z nienawiści do wiary przez polskich komunistów.
Czy ta beatyfikacja choć trochę nasz kraj odmieni? Czy, nawiązuję tu do wątku, o którym Ksiądz wspomniał, rzeczywiście wpłynie na proces polsko-polskiego pojednania?
- To jest na pewno dar Kościoła dla Polski. Ale czy tak to przyjmie tutejszy Kościół i ogół Polaków? Osobiście wątpię. Dziś mamy sytuację nieco podobną do tej powojennej. Wtedy część Polaków opowiadała się za tym, żeby nowy porządek społeczny i polityczny tworzyć pod auspicjami Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Od 1948 na straży tego porządku stała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Ale część Polaków powiedziała: nie, to nie jest wolność. Byli to głównie chłopi i robotnicy - wspierani przez małą garstkę inteligencji - którzy wywoływali kolejne wolnościowe zrywy. I trwało to aż do 1989 roku. Niedawno obchodziliśmy 35. rocznicę pierwszych, częściowo wolnych, wyborów.
I teraz historia niejako zatoczyła koło: część Polaków mówi, że polską rzeczywistość trzeba budować na historii Polski, na Dekalogu, Ewangelii, na naszych europejskich tradycjach i historii narodowej. Nie możemy mieć żadnych kompleksów wobec Europy: poprzez chrzest staliśmy się wielką rodziną narodów tego kontynentu, jesteśmy wychowani w kulturze zachodniej, opartej na filozofii greckiej, na prawie rzymskim i na chrześcijaństwie. Ale dziś niektórzy mówią: nie, teraz zaczyna się nowa era. A więc znowu Polska jest podzielona - wystarczy popatrzeć na wyniki wyborów parlamentarnych i samorządowych.
Dlaczego uważa Ksiądz, że ta beatyfikacja nie zostanie przyjęta przez Kościół i ogół Polaków jako dar, a więc, jak rozumiem, nie zostanie właściwie wykorzystana?
- Odpowiedź jest bardzo prosta: bo trzeba byłoby sobie zrobić - każdy i każda z nas, jedna i druga strona - porządny rachunek sumienia. Powinno się stanąć w prawdzie i zmienić się. A wiem z autopsji, że to nie jest takie łatwe. Bo wymaga przyznania się do słabości, do grzechu. I nawet jeśli gdzieś tam, podświadomie człowiek wyczuwa wewnętrznie, że nie jest w porządku, to na zewnątrz udaje, że nic się nie dzieje. I tak brniemy. Być może musiałoby wydarzyć się coś wielkiego, żeby nasze postawy odmienić. Nie wiem.
Mimo wszystko jakaś iskierka nadziei na to, że ta beatyfikacja choć odrobinę zmieni polski klimat chyba w Księdzu się tli?
- Nadzieja zawsze jest, ona umiera ostatnia. Ale patrząc na to, co się u nas dzieje, nie wiem co musiałoby się stać, żebyśmy się opamiętali. Bo przecież my, Polacy, w chwilach trudnych, kiedy było nam bardzo źle, potrafiliśmy się zjednoczyć. Najlepszym przykładem jest “Solidarność”. Ale co się z nami stało? Powtarzam: ta beatyfikacja jest darem dla Polski i ważnym przesłaniem, nad którym powinniśmy się zastanowić. Ale to, co się dzieje, nic dobrego nie wróży. Wierzę jednak, że ks. Michał może stać się patronem pojednania między Polakami. Taka jest zresztą intencja Ojca Świętego i Kościoła. A skoro papież działa pod natchnieniem Ducha Świętego, możemy powiedzieć, że to jest wola Boga: zatrzymajcie się, stańcie w prawdzie i w końcu przestańcie się dzielić. Rapacz był dla wszystkich, a równocześnie upominał się o wartości, mówił prawdę. I dlatego został zlikwidowany.
Jeszcze jedna sprawa. Jak mówił Pan Jezus, żaden prorok nie jest mile widziany swojej ojczyźnie. Myślę w związku z tym o mieszkańcach Płok, którym na pewno trudno jest zmierzyć się z tą beatyfikacją. No bo, mówiąc nieco górnolotnie i po kaznodziejsku, ks. Michał został przez nich odrzucony, jak Jezus w Nazarecie. To jest dla nich trudne, bo oni doskonale wiedzą, kto zamordował księdza Michała. W takich małych miejscowościach jak Płoki takie rzeczy się rozchodziły i były przekazywane z pokolenia na pokolenie.
A więc z jednej strony jest tam radość, że ktoś doskonale znany naszym dziadkom i pradziadkom zostaje beatyfikowany, ale z drugiej strony świadomość, że potomkowie morderców są wśród nas…
- Tak i że to się u nas stało. Przecież jego rodzona siostra kazała go pochować w grobie matki (zmarłej kilka miesięcy wcześniej, a więc Pan Bóg oszczędził jej śmierci syna) dlatego, że była rozżalona na mieszkańców parafii, że jej brat zginął. Tym bardziej, że ksiądz był ostrzegany i straszony egzekucją i nakłaniany do opuszczenia parafii. A on odpowiedział: Choćbym miał paść trupem - nie opuszczę. A to było coś, co wyniósł z formacji seminaryjnej i z postawy ówczesnego arcybiskupa, “księcia niezłomnego” Adama Sapiehy. Wpajał on klerykom - w tym także Karolowi Wojtyle - krótką dewizę: „Ora, labora et amor” (Módl się, pracuj i kochaj!). I tak ich formował. I wedle tej zasady żył ksiądz Michał. Jego czuwanie przed Najświętszym Sakramentem miało też wzmocnić go duchowo w pracy organicznej na ugorze ludzkich dusz. Bo przecież byli tam i PPR-owcy i Świadkowie Jehowy. Owo “kochaj” oznaczało: kochaj nie tylko tych, którzy ciebie kochają. Wiem, że to się łatwo mówi…
Trzeba też powiedzieć, że ks. Michał był niesamowicie odważny.
- Miał pełną świadomość tego, co mu grozi. Trudno to zagrożenie nazwać wyrokiem, bo wyrok może wydać sąd. A to było po prostu zebranie partyjne, na którym podjęto decyzję o likwidacji księdza. Zamordowano go w sposób barbarzyński, bez wyroku. To był akt bandytyzmu i morderstwa, dokonany przez Polaków na Polaku.
I zbrodnia bez kary.
- Tak, pomimo dwukrotnego śledztwa, które najpierw podjęła prokuratura a potem Instytut Pamięci Narodowej, nie zdołano wskazać morderców.
Czy zachowały się jakieś pamiątki, po księdzu Rapaczu?
Niestety, bardzo mało. Instytut Pamięci Narodowej będzie eksponował pewne zachowane artefakty jak krzyżyk czy kawałek różańca.
***
Ks. Michał Rapacz urodził się 16 września 1904 r. w Tenczynie. Po przyjęciu święceń kapłańskich podjął posługę duszpasterską jako wikariusz w Płokach i Rajczy. W 1937 r. powrócił do parafii Narodzenia NMP w Płokach jako jej administrator. Był znany ze swojej gorliwości, a ludzie darzyli go zaufaniem. Pod wpływem jego autorytetu wielu się nawróciło. W czasie wojny kapłan współpracował z Armią Krajową, później pomagał żołnierzom ukrywającym się przed UB. Nie godził się z powojenną rzeczywistością i odważnie o tym mówił. Otrzymywał pogróżki, pojawiły się pogłoski o planach zamordowania księdza. Przyjaciele nakłaniali go do wyjazdu.
11 maja 1946 roku grupa kilkunastu uzbrojonych mężczyzn wyprowadziła go z plebanii do pobliskiego lasku, gdzie, około kilometra od kościoła, został zamordowany dwoma strzałami w głowę.
Według relacji księdza Leona Bzowskiego: „Bandyci zaprowadzili ks. Michała do lasku, jeden z nich uderzył go w tył głowy tępym narzędziem, drugi zaś oddał strzał w głowę na wysokości oczu, z boku. Oszołomiony i zraniony ks. Michał runął na ziemię, ponieważ jeszcze żył, oddano drugi strzał z bliska w samo czoło tak, że czaszka została zgruchotana. Zwłoki ks. Michała znaleźli pasterze już rano ok. godz. 7.30, kiedy pędzili bydło na pastwisko”. Duchowny miał 41 lat.
Pierwsza publiczna sesja trybunału diecezjalnego w procesie beatyfikacyjnym odbyła się 3 września 1993 roku. 9 listopada 1993 roku zamknięto postępowanie diecezjalne i przekazano akta sprawy do Rzymu. 30 czerwca 2017 roku nastąpiło zamknięcie postępowania diecezjalnego, a akta procesu uzupełniającego przekazano do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie.
24 stycznia br. papież Franciszek podpisał dekret uznający, że śmierć męczeńska kapłana archidiecezji krakowskiej ks. Michała Rapacza została zadana z nienawiści do wiary. Promulgacja papieskiego dekretu umożliwia jego beatyfikację. Nastąpi ona 15 czerwca tego roku w Łagiewnikach.
KAI / mł
Skomentuj artykuł