"Nowa wojna tylko umocni imperium rosyjskie"
Gdyby rozwój sytuacji na Ukrainie, a zwłaszcza na Krymie, miał doprowadzić do wybuchu III wojny światowej, to nie ma się czego obawiać, gdyż dzięki wojnom, jakie toczyli nasi przodkowie, powstało potężne imperium, broniące prawosławia i bezpiecznego życia swych poddanych. Taki pogląd wyraził Ihor Druź, przywódca "Soboru Ludowego" Ukrainy, prorosyjskiej organizacji nacjonalistycznej, opowiadającej się za jak najbliższymi stosunkami tego kraju z Rosją na gruncie prawosławia, którego głową jest patriarcha moskiewski Cyryl.
Stowarzyszenie to było jedną z kilku tzw. "organizacji patriotycznych", które 15 marca - w dniu ikony Matki Bożej "Dierżawnej" (Państwowej) - wzięły udział w procesji ulicami Kijowa. Zorganizował ją Związek Bractw Prawosławnych, kierowany przez Wałentyna Łukijanyka, a wzięło w nim udział kilkaset osób.
W przeddzień tego wydarzenia przebywający na Krymie Druź wezwał "wszystkie zdrowe siły do zgromadzenia się na Krymie, gdzie powstał główny ośrodek oporu wobec neofaszyzmu". Tym mianem prorosyjscy "patrioci" w tym kraju określają zwolenników niezależności Ukrainy i manifestantów z Majdanu.
Na jednym z głównych placów stolicy - Sofijskim, gdzie zakończył się przemarsz, jego uczestnicy ostro skrytykowali współpracę kierownictwa Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego (UKP PM) z nowymi władzami w Kijowie. Uchwalone na wiecu oświadczenie stwierdza, że "dziś każdy prawosławny z bólem przeżywa wydarzenia, do jakich dochodzi na Świętej Rusi i które postawiły nasz prawosławny naród na krawędzi wojny bratobójczej".
Ale najgorsze jest to, że przywódcy kościelni, którzy w pierwszej kolejności winni rozumieć istotę wydarzeń, sami ulegli omamom - głosi oświadczenie. Według jego autorów, niektórzy hierarchowie, "zamiast sprzeciwiać się szerzeniu się zła i świadczyć o prawdzie, sami swoimi niezrozumiałymi działaniami sprzyjają złu". "Znaleźli się nawet tacy, którzy gotowi są już udzielać błogosławieństwa prawosławnym, aby szli do bratobójczej wojny" - wyrazili swe oburzenie "patrioci prawosławni".
W tym wypadku chodziło o apele niektórych biskupów i niższych duchownych UKP PM do żołnierzy ukraińskich, aby dochowali wierności przysiędze i bronili integralności kraju przed knowaniami Rosji.
Manifestanci poprosili również władze kościelne, aby wezwały one wszystkich prawosławnych do niepodporządkowywania się zbrodniczym nakazom "kierownictwa ukraińskiego", uważając, że obrona Ukrainy przed wojskami rosyjskimi "jest ukierunkowana na popełnienie grzechu śmiertelnego".
Tymczasem wspomniany Ihor Druź zaznaczył w przeddzień manifestacji, że "wszystkie zdrowe siły winny zebrać się na Krymie, który stał się głównym punktem oporu przeciw neofaszyzmowi i pomóc bronić prawa i porządku na jego obszarze, gdzie wkrótce może stać się bardzo gorąco". Oznajmił przy tym, że na razie on i jego towarzysze nie zamierzają wracać do Kijowa, ale "wchodzimy w miejscowe siły porządkowe, pomagamy miejscowym organom władzy na płaszczyźnie informacyjnej".
Nawiązując do pojawiających się przewidywań nt. pogorszenia się sytuacji na Ukrainie, a nawet groźby wybuchu III wojny światowej, szef "Soboru Ludowego" powiedział, że nie ma się czego obawiać. "Nasi przodkowie walczyli nieustannie, niczego się nie bali i stworzyli wspaniałe imperium, broniące prawosławia i bezpiecznego życia swych poddanych" - zauważył Druź. Według niego naród rosyjski, będący "nosicielem Boga", również tym razem zawstydzi swych wrogów.
Przypomnijmy, że 9 marca - w Niedzielę Triumfu Prawosławia - ulicami Kijowa przeszła procesja, również zorganizowana przez Związek Bractw Prawosławnych Ukrainy, podczas której modlono się o "nadanie Świętej Rusi prawomocnej władzy Bożej w osobie monarchy prawosławnego, czyli cara - pomazańca Bożego".
Skomentuj artykuł