Ofiara księdza pedofila pisze list do papieża Franciszka. „Kiedy miałem 12 lat, stanął na mojej drodze potwór”
"Zgwałcił mnie kilkaset razy (…) Dziś jestem wrakiem człowieka. Wykryto u mnie nowotwór i nie mam być może zbyt wiele czasu. Chciałbym jednak doczekać jeszcze sprawiedliwości wobec popleczników księdza W.” – pisze pan Janusz Szymik.
Na portalu Onet.pl ukazał się w całości list zaadresowany do papieża Franciszka. Ofiara ks. Jana W. pisze w nim o tym, co przeszła i prosi Ojca Świętego o interwencję w swojej sprawie.
„Nazywam się Janusz Szymik. Dziś mam 48 lat. Jednak, kiedy miałem dwanaście lat, stanął na mojej drodze potwór. To ksiądz: nazywał się Jan W.” – rozpoczyna swój list ofiara księdza pedofila. Do wykorzystywania seksualnego doszło, gdy pan Janusz Szymik zamieszkiwał z rodzicami w Międzybrodziu Bialskim. Według informacji zawartych w liście pokrzywdzonego Ksiądz W. cieszył się w lokalnej społeczności autorytetem, był dawniej kapelanem kard. Macharskiego, a o jego względach u samego Jana Pawła II mówiono już wtedy. Znał on osobiście jego sekretarza ks. Stanisława Dziwisza.
„Dziś już wiem, że ks. Jan W. to były współpracownik komunistycznej służby bezpieczeństwa i ma na sumieniu molestowanie seksualne co najmniej kilkudziesięciu chłopców. Jednak przez wiele lat był zupełnie bezkarny. Przez ponad dwadzieścia lat musiałem znosić jego widok za ołtarzem, pomimo straszliwej wiedzy o tym człowieku. Dla lokalnej społeczności był autorytetem, kimś, z którego zdaniem liczą się wszyscy, pytają o radę” – dzieli się swoim bolesnym doświadczeniem pan Szymik.
„Jako młody chłopiec, w zasadzie jeszcze dziecko, nie miałem takich doświadczeń. Niewiele rozumiałem z tego, co się wokół mnie działo. Rodzice byli dumni, że ksiądz W. zwrócił na mnie uwagę, a ja czułem się wyróżniony. Zgwałcił mnie kilkaset razy” – opisuje dalej.
„To tylko jedna ze stacji mojej drogi krzyżowej. Dziś jestem wrakiem człowieka. Wykryto u mnie nowotwór i nie mam być może zbyt wiele czasu. Chciałbym jednak doczekać jeszcze sprawiedliwości wobec popleczników księdza W.” – prosi o pomoc.
"Przez ponad dwadzieścia lat musiałem znosić jego widok za ołtarzem, pomimo straszliwej wiedzy o tym człowieku. Dla lokalnej społeczności był autorytetem, kimś, z którego zdaniem liczą się wszyscy, pytają o radę".
W dalszej części listu pan Janusz Szymik opisuje, jak od wielu lat zgłaszał sprawę kolejnym biskupom, ale żaden z nich nie zajął się nią. Najpierw zgłoszenie w przyjął bp Tadeusz Rakoczy (pierwszy raz już w 1993 r., a kolejny w 2007 r.). „Niestety biskup ujął się za sprawcą” – komentuje ofiara ks. W. Później swoją historię pan Szymik opisał i przekazał ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu, który przekazał ją kard. Stanisławowi Dziwiszowi w 2012 r. Krakowski metropolita jako bezpośredni przełożony bp. Rakoczego również jednak nie zareagował. W tym czasie ks. W. miał dopuścić się kolejnego nadużycia na szkodę osoby bliskiej Januszowi Szymikowi.
Sprawa została upubliczniona dzięki ks. Isakowiczowi-Zaleskiemu i Szymonowi Piegzie z portalu Onet.pl. Kard. Dziwisz w swojej pierwszej reakcji zaprzeczył jednak, jakoby kiedykolwiek otrzymał w tej sprawie list. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w odpowiedzi na to oświadczenie, opublikował ten list przesłany już w 2012 r. oraz wskazał na dowody, które potwierdzają jego dostarczenie kardynałowi. „Wykorzystując pamięć Jana Pawła II, kardynał otacza się blaskiem szacunku. Jest depozytariuszem jego pamięci i jego krwi” – ocenia gorzko Janusz Szymik, wskazując, że już za czasów jego posługi Janowi Pawłowi II dochodziło do wielu naruszeń w sprawach zgłaszanych papieżowi spraw, które do niego nie docierały.
Ostatecznie kard. Stanisław Dziwisz w oświadczeniu opublikowanym 15 września, sam zaproponował powstanie komisji mającej na celu wyjaśnienie sprawy. "Podejmę kroki w celu osobistego spotkania z Panem Januszem Szymikiem. Wydaje się dobrym rozwiązaniem powołanie niezależnej komisji w celu zbadania tej sprawy" - napisał emerytowany metropolita krakowski.
„Nie byłoby tylu krzywd na dzieciach w przestrzeni Kościoła, gdyby ludzie, którym powierzono w nim władzę, choćby w sposób elementarny zajęli się krzywdą pokrzywdzonych. (…) Jak mamy ufać biskupom, którzy są głusi na nasze krzywdy” – wyznaje ofiara księdza pedofila.
„Niestety, po 27 latach walki o sprawiedliwość, straciłem już wiarę, że polscy biskupi i arcybiskupi, są w stanie poradzić sobie z problemem wykorzystywania seksualnego i że mają chęć i odwagę, by go rzetelnie wyjaśnić. Dlatego idąc za propozycją kardynała Dziwisza, proszę Cię Ojcze Święty, o powołanie niezależnego składu takiej komisji i jak najszybce wyjaśnienie mojej sprawy (…) Ufam, że mnie zrozumiesz” – kończy swój list do papieża pan Janusz Szymik.
W piątek Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej poinformowało, że zakończył się diecezjalny etap dochodzenia w kwestii zaniedbań bp. Tadeusza Rakoczego w prowadzeniu spraw o nadużycia seksualne nieletnich. Dokumenty zostały przekazane do Stolicy Apostolskiej.
„W następstwie formalnych zgłoszeń Stolica Apostolska w oparciu o motu proprio Ojca Świętego Franciszka "Vos estis lux mundi" (art. 10 §1) upoważniła arcybiskupa metropolitę krakowskiego do przeprowadzenia dochodzeń w sprawie zasygnalizowanych zaniedbań biskupa Tadeusza Rakoczego w prowadzeniu spraw o nadużycia seksualne na szkodę osób małoletnich ze strony dwóch duchownych diecezji bielsko-żywieckiej” – głosi komunikat Biura Prasowego Archidiecezji Krakowskiej.
„Etap diecezjalny dochodzeń został zakończony” - poinformowano. Zebrane dokumenty zostały przekazane przez Nuncjaturę Apostolską do Watykanu.
***
Cały list można przeczytać na portalu Onet.pl
Skomentuj artykuł