Papież Leon XIV, galop oczekiwań i trzy drobiazgi mówiące o kierunku

Gdy wyszedł na balkon, wzruszyło mnie jego wzruszenie. I nie tylko mnie: bardzo wiele osób czuło dokładnie to samo na widok człowieka, który właśnie został papieżem i na oczach całego świata bardzo się stara powstrzymać łzy.
To jasne, że pierwsze chwile nowego pontyfikatu są pełne znaków i symboli: część z tych znaków świat sam sobie dopisuje, część interpretuje tak, jak uważa za stosowne, choć nigdy nie wiadomo, czy jest w tym racja, czy domysł jest jak kulą w płot. To bardzo ludzkie, by w mucecie, kolorze butów, historii imiennika i języku, w jakim papież przywitał się ze światem, dostrzegać zapowiedź kształtu całego pontyfikatu, a jednocześnie męczące, tak, jak męczące staje się gadanie komentatorów radiowych, którzy mają do dyspozycji tylko słowa, by zatrzymać widzów na antenie i kiedy przez przeciągającą się chwilę w trakcie ważnego wydarzenia nie dzieje się nic szczególnego, muszą zagadać ciszę.
Nie wiemy, więc spekulujemy, wyrażamy oczekiwania, porównujemy, szukamy wskazówek we wszystkim, co tylko możliwe. Z jednej strony to normalne, z drugiej, gdy przekracza pewną nieodległą granicę – ciężkie i męczące.
A ta niecierpliwość, te wszystkie spekulacje i domysły sprawiają, że rusza galop oczekiwań. I nagle mnóstwo ludzi zaczyna mówić Bogu, jak ma wyglądać Jego Kościół i co ma do zrobienia kolejny Piotr. Niektórzy w ciągu pierwszych godzin zdążyli już stworzyć papieżowi listę spraw, którymi – z ich perspektywy – pilnie powinien się zająć. Są też tacy, którzy już po kilku pierwszych godzinach (sic!) byli niezadowoleni z wyboru, rozczarowani, narzekający. Gdyby to byli niewierzący traktujący papieża wyłącznie jako głowę państwa – byłoby to jeszcze zrozumiałe. Ale fakt, że mówią to ludzie Kościoła uważający się za wierzących, jest dość zdumiewający. A jeszcze gorsze są próby porównywania pontyfikatów i analizowania, w czym nowy papież "już odchodzi" od myśli poprzedników i dlaczego to źle.
Przyznam, że staram się trzymać z daleka od tych wszystkich spekulacji i interpretacji, bo sam początek Kościoła dobrze pokazuje, co się dzieje, gdy ludzie mają oczekiwania, a potem pozostaje im tylko zwiesić głowę i marudzić: „a myśmy się spodziewali…” Życie z Bogiem i uważna lektura Pisma Świętego uczy mnie jednego: Bóg zawsze przekracza moje oczekiwania i robi to w sposób zaskakujący, a jeśli skupiam się na tym, czego się spodziewałam, często przegapiam świetne rzeczy, których dokonuje tuż obok moich niespełnionych oczekiwań.
Dlatego od nowego papieża nie oczekuję tego czy tamtego. Próbuję na razie zobaczyć kierunek i z ciekawością czekam na to, co będzie robił i głosił. I choć bez trudu zrobiłabym mu listę pilnych zadań do wykonania przed wakacjami, wolę modlić się o to, by szedł za natchnieniem Ducha.
Ten pierwszy kierunek widzę w trzech drobiazgach i bynajmniej nie jest to kolor papieskich butów. Pierwszy to czas. To, że nowy papież nie spieszył się z wyjściem do świata. To, że nie uciszał wiwatujących, tylko poczekał (z tym pięknym wzruszeniem), aż wyrażą swoje emocje. To, że wiedząc, że przecież cały świat, i to dosłownie, czeka na moment ogłoszenia nazwiska nowego papieża, dał sobie czas, by napisać tekst, którym chciał się przywitać jako Leon XIV. Czuję, że w jakiś sposób to pontyfikat zaczynający się bez pośpiechu i że to jest dobre.
Drugi drobiazg to wcale nie drobiazg. To słowa, które padły w pierwszym przemówieniu: zło nie zwycięży. A dokładnie: zło nie przemoże, co jest tym samym słowem użytym w zapowiedzi Jezusa skierowanej do św. Piotra, gdy ogłaszał mu, że jest skałą, na której zbuduje Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. Gdy się do tego dołoży fakt, że papież Leon XIII jest autorem modlitwy do św. Michała Archanioła (a prosimy w niej: Michale, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła) – też widać tu konkretny kierunek.
A trzeci „drobiazg” to kilka zdań z czytań z 8 maja, dnia wyboru. Z Dziejów Apostolskich: „Uważajcie na samych siebie i na całe stado, nad którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią”. Z listu Pawła do Rzymian: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?”. Z psalmu 100: Wiedzcie, że Pan jest Bogiem, On sam nas stworzył, jesteśmy Jego własnością, Jego ludem, owcami Jego pastwiska”. I słowa Jezusa z Ewangelii Jana: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie za swoje owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić, i będą słuchać głosu Mojego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz”. Echo tej Ewangelii słyszę w słowach z balkonowego przemówienia: „Pomóżcie nam również wy, i sobie nawzajem, w budowaniu mostu poprzez dialog, spotkanie, jednocząc się wszyscy, aby być jednym ludem, zawsze w pokoju”. I tak nieśmiało sobie myślę, że może kiedyś papież Leon XIV będzie nazywany "papieżem pocieszenia".
Skomentuj artykuł