Piękni w różnorodności

fot. MarkoP / Depositphotos

Kiedy usłyszałam w niedzielę informację, że w Kościele Powszechnym rozpoczyna się Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, poczułam lekkie ukłucie żalu. Z jednej strony rozumiem i całym sercem wspieram tę inicjatywę. Z drugiej pomyślałam, że takie modlitwy o jedność przydałyby się wśród samych katolików i to nie tylko przez tydzień…

Coraz więcej ludzi wokół mnie odchodzi od nauczania Kościoła. Jedni z pozoru zostają w nim, głoszą jednak teorie niezgodne z jego nauczaniem. Z drugiej strony są ci, którzy angażować się już nie chcą. Mają dość pedofilii zamiatanej pod dywan, księży oderwanych od rzeczywistości i wiernych skaczących sobie do gardeł krzycząc, że moja prawda jest prawdziwsza niż twoja. Bardzo niewielu jest takich, którzy skupili się na Bogu i na szukaniu prawdy w dokumentach Kościoła.

Smutny obraz podziału. To tak jakby wejść w skłóconą rodzinę. W końcu wyczujesz, że coś tu nie gra i może będziesz chciał uciec, by cię trucizna niezrozumienia nie dopadła. Być może będziesz szukał sposobu, by pomóc i samemu jakoś się w tym odnaleźć i określić. Prawdopodobne jest jednak też to, że staniesz twardo po jednej ze stron, tłukąc drugą po głowie. Pozostaje jednak pytanie, czego dziś chciałby od nas Jezus…

Kiedy myślę o podziałach wśród katolików, staje mi przed oczami pewne zdarzenie. Byłam na niedzielnej mszy, nadszedł czas komunii świętej. Padło jasne i bardzo konkretne ogłoszenie, że jeden kapłan rozdaje ją tylko do ust, drugi tylko na dłoń. Nie sposób było nie zrozumieć tego przekazu, jednak jedna z kobiet ostentacyjnie otwierała usta, stojąc w niewłaściwej kolejce. Ksiądz prosił ją delikatnie by przeszła obok, a ona zaczęła krzyczeć, że ten nie ma prawa. Co chciała tym udowodnić? Z jakim nastawieniem podeszła przyjąć Jezusa?

DEON.PL POLECA

Ta scena boli mnie do dziś. Była odzwierciedleniem tego, co wielu z nas nosi w sercach, bo choć może i nie zrobimy tak jak ona, ale w jaki sposób patrzymy i myślimy o tych, którzy zdecydowali się na inną formę przyjmowania komunii niż moja?

Nie znamy nauczania Kościoła w wielu kwestiach - i mówię to również o sobie. Nie rozumiemy wielu zjawisk, ale wstyd przed ośmieszeniem zatrzymuje nas przed tym, by pytać mądrzejszych od siebie. Słuchamy "autorytetów" z YouTube i później krzyczymy, że ów autorytet to taki boży kapłan, a został uciszony przez przełożonych. Boimy się zaufać Kościołowi i jego nauczaniu. Dlaczego?

Czy to wynika tylko z nieznajomości oficjalnego nauczania, czy może mamy problem by szukać odpowiednich źródeł? Czy czasem nie boimy się, że nasze podejście będzie inne, a więc w jakiś sposób wytykane w najbliższym środowisku? Czy nie boimy się przyznać do błędu w kwestiach istotnych, ale też w jakiś sposób bardzo intymnych? Wszak nasza wiara, jeśli jest żywa, ma w sobie ogromną przestrzeń intymności.

Wiele jest pytań o przyczyny, ale dziś ja zadaję sobie inne: jak odnaleźć się w Kościele pełnym podziałów? Czy warto wchodzić w ciągłe dyskusje z tymi, do których inne argumenty niż samozwańczego autorytetu nie docierają? Czy warto? Jeśli nie - co dziś realnie mogę zrobić?

Patrzę więc na siebie i przede wszystkim staram się żyć słowami świętego Ignacego, że Bóg prowadzi każdego własną drogą (w oryginale: "jest rzeczą wielce niebezpieczną chcieć prowadzić wszystkich tą samą drogą do doskonałości"). Mamy w Kościele różne ryty, duchowości, zewnętrzne formy pobożności i to wielki skarb - nie ciężar i powód, by patrzeć na innych jak na schizmatyków! Warto zadbać o pokój serca, wpatrywać się w Jezusa i pytać najpierw Jego gdzie jest moje miejsce, forma, duchowość. Warto mieć świadomość i wiedzę, ale na tym życie duchowe się nie kończy - zawsze może tak się zdarzyć, że okaże się, iż jednak się mylę… Mieć w sobie zaufanie, że Pan Bóg wie, gdzie mnie prowadzi, to już trudniejsza sztuka, ale wtedy byle podmuch i kolejna opina nie zabiorą mi wewnętrznego spokoju i nie zamkną na drugiego człowieka. Poprowadzą po prostu w inne miejsce. Tam, gdzie Duch chce.

Chcę szanować tych, którzy myślą i robią inaczej niż ja, gdy mimo różnic w tym, co zewnętrzne, mieścimy się wszyscy w nauczaniu Kościoła Katolickiego. Chcę poznawać nauczanie Kościoła (stąd moje dzieci śmieją się, gdy przyjeżdża listonosz, że pewnie ma książkę dla mamy…) i żyć tym, w co wierzę. Chcę się nieustannie modlić o jeden, święty Kościół. Chcę szukać mądrych ludzi wokół siebie, dziękować za tych, którzy już są i nie bać się zadawać pytań. Nie chcę podziałów, zbędnych słów i agresywnych gestów. Chcę jedności - tu i teraz. Jedności, którą przeniknie piękno różnorodności, bo każdy z nas ma własną drogę - byle nie była tą, która realnie z Kościołem Katolickim nie ma już nic wspólnego.

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Piękni w różnorodności
Komentarze (1)
TM
~Tomek Mazurek
28 stycznia 2022, 05:48
Czy odprawiane i uczestniczenie we mszy św. po łacinie mieści się w różnorodności?