Prezydent katolickiego kraju: zrezygnuję z urzędu, jeśli ktoś udowodni mi istnienie Boga
Kontrowersyjny polityk zakpił i obraził chrześcijan w swoim kraju. Jako nastolatek był molestowany, dziś uchodzi za jednego z najbrutalniejszych polityków w swoim kraju.
Rodrigo Duterte jest prezydentem Filipin od czerwca 2016 roku. W czasie swoich dwuletnich rządów zdążył już zyskać miano kontrowersyjnego i twardego polityka, który z nikim nie dyskutuje. Jedną z jego pierwszych decyzji nowego prezydenta była ostra walka z narkotykami. Duterte postanowił płacić ludziom 5 tys. pesos za każdego zabitego narkomana i 15 tys. za śmierć dilera. Szacuje się, że jego zbrodnicza polityka doprowadziła już do śmierci ponad 2 tys. osób - z rak policji i w wyniku samosądów. W jednej ze swoich ostatnich wypowiedzi naraził się chrześcijanom, którzy stanowią prawie 90% społeczeństwa:
"O co chodzi z Adamem i Ewą? Jak to możliwe, że rodzisz się, nic jeszcze nie zrobiłeś, a już jesteś zamieszany w grzech (pierworodny)? Co za głupia religia! Bóg jest głupi. Kim On jest, żeby wymyśleć coś takiego, musi być naprawdę głupim suk****" - powiedział Duterte podczas otwarcia wystawy w Davao.
Polityk powiedział również do swoich wzburzonych przeciwników, że zrezygnuje z urzędu jeśli ktoś mu "udowodni, że Bóg istnieje".
"Nie chodzi o świadectwo wiary, ale o namacalny dowód. Najlepiej wspólne selfie z Bogiem lub kimkolwiek z Trójcy Świętej. Wtedy podam się do dymisji" - powiedział.
Prezydent w innym przemówieniu skrytykował również chrzczenie noworodków, mówiąc, że to wymysł duchowieństwa, by zarabiać na płaceniu za chrzest.
Ta wypowiedź wstrząsnęła opinią publiczną, z której prezydent Filipin zakpił już nie raz. Rzecznik Kancelarii Prezydenta starał się wytłumaczyć jego słowa. Przypomniał m.in., że jako nastolatek Rodrigo Duterte był molestowany wraz z innymi dziećmi przez księdza w szkole, do której uczęszczali. Żaden z zakonników, którzy o tym wiedzieli lub dopuszczali się molestowania, nie został ukarany.
Rodrigo Duterte słynie w swoim kraju z nieustępliwości i brutalności w walce z przestępczością. Sławę zdobył w latach osiemdziesiątych najpierw jako burmistrz Davao, gdy w kontrowersyjny sposób doprowadził do spadku przestępczości. Powołał wtedy bojówki, które były nazywane szwadronami śmierci. Ich członkowie otrzymywali zapłatę za zabijanie przestępców. Temat ten do dzisiaj nie jest do końca zbadany, a specjaliści zakładają, że może on być odpowiedzialny za śmierć prawie 9 tys. często niewinnych osób.
Przed wyborami prezydenckimi w 2016 r. światło ujrzały również nagrania, które miały pogrążyć kandydata na prezydenta. Dotyczyły one próby odbicia australijskich misjonarzy uprowadzonych w 1989 roku. Duterte był wtedy negocjatorem. Najbrutalniej postąpiono z s. Jacqueline Hamill, którą wielokrotnie zgwałcono i zabito. Na ujawnionych nagraniach słychać, jak polityk nazywa jej śmierć wielką stratą, gdyż "nie mógł mieć jej jako pierwszy".
Duterte przyznał się przed opinią publiczną do tego, że zlecał zabijanie przestępców. Jednak wśród społeczeństwa uchodzi za bohatera, bo jego działania doprowadziły do spadku przestępczości. Ostatecznie wygrał wybory zdobywając prawie 40% głosów.
Już jako młody chłopak miał on problemy z prawem. Swojego pierwszego morderstwa dokonał, będąc nastolatkiem. Mimo to ukończył studia prawnicze i został prokuratorem.
Skomentuj artykuł