Papież znów rusza na misję. Oto, dlaczego warto się jej przyjrzeć
Już dziś, 31 maja, papież ruszy do Bukaresztu, niemal 20 lat po historycznej wizycie Jana Pawła II. Franciszek oprócz spotkań z władzami i prawosławnym patriarchą Rumunii, Danielem I, spotka się z wiernymi katolikami oraz beatyfikuje siedmiu greckokatolickich biskupów-męczenników. W programie jest również spotkanie ze wspólnotą Romów.
Dlaczego znów peryferia Europy?
Po niedawnej wizycie w Bułgarii i Macedonii Północnej, Franciszek znów wybrał jedno z mało znanych państw Europy, które jednak jest wyjątkowe. Jak podkreślają komentatorzy, znakomita większość Rumunów deklaruje się jako wierzący: aż 85 proc. przynależy do Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego, 6 proc. do Kościołów protestanckich, a ok. 5 proc. - do Kościołów katolickich (połowa to katolicy obrządku łacińskiego, a połowa - greckiego).
Oprócz tego Rumunię od wielu wieków zamieszkuje niewielka wspólnota muzułmanów (okolice Dobrudży) i Żydów.
Plan wizyty papieża Franciszka w Rumunii >>
"Ta część Europy jest nieco bardziej związana z duchowością" - stwierdził w wywiadzie dla portalu Crux ks. Francisc Dobos, rzecznik archidiecezji Bukareszt. - "Nie jest tak bardzo przywiązana do materialnego świata jak Zachód" - dodał.
Ks. Dobos powiedział również, że papież chce, by "Europa się przebudziła. Wzięła głęboki oddech".
Z drugiej strony religijność Rumunii jest związana z przeszłością tego kraju. - Stwierdzenie, że Rumunii wciąż praktykują swoją wiarę w przeciwieństwie do Europejczyków z Zachodu, wydaje mi się uproszczeniem - mówi Adriana, pracowniczka uniwersytetu w Kluż-Napoka. - Niewiele osób patrzy pozytywnie na Kościół prawosławny, szczególnie wśród osób wykształconych i młodych. Widzą, że nie angażuje się on odpowiednio w społeczne sprawy - dodaje.
Specjaliści przyznają, że sekularyzacja w krajach prawosławnych przebiega nieco inaczej, gdyż Kościoły prawosławne mają inny wpływ na kulturę i wartości moralne niż Kościoły katolickie czy protestanckie. Mimo deklarowanej przynależności do Kościoła prawosławnego, dla wielu wiernych nie znaczy to wiele więcej niż sporadyczne uczestnictwo w prawosławnych rytuałach chrztu czy pogrzebu.
Prztyczek dla Orbana czy przejaw węgierskiej dumy?
Oprócz wizyty w stolicy, papież Franciszek wybierze się również na peryferia samej Rumunii. W sobotę, 1 czerwca, trafi do jednego z najsłynniejszych ośrodków pielgrzymkowych dla katolików - chodzi o sanktuarium maryjne w Şumuleu Ciuc, w Transylwanii. Nie ma przypadku, że właśnie w tym miejscu prawosławnej Rumunii powstało katolickie centrum modlitwy - wschodnia część Transylwanii to Szekelyfold (pl. Sekl) zamieszkane przez Seklerów, członków węgierskiej mniejszości etnicznej zamieszkującej ten region w liczbie ok. 600 tysięcy osób. Csíksomlyó, jak Seklerowie nazywają sanktuarium w Şumuleu Ciuc, jest dla nich również ważnym ośrodkiem budowania tożsamości narodowej oraz symbolem katolickiego i węgierskiego oporu. Mimo, że ogłoszone w 1798 roku przez lokalnego biskupa cuda związane z rzeźbą Maryi nie zostały uznane przez Watykan, do Csíksomlyó trafia rocznie setki tysięcy pielgrzymów z Seklu, Węgier, Ukrainy, Mołdawii i Słowacji (gdzie mieszkają przedstawiciele węgierskich mniejszości).
Edward Habsburg, węgierski ambasador w Watykanie, wprost przyznał, że "papież zdecydował się odwiedzić najważniejszy węgierski cel pielgrzymek na świecie - Csíksomlyó".
Sanktuarium w Şumuleu Ciuc (fot. Locketudor at English Wikipedia [CC BY-SA 3.0])
Komentatorzy portalu balkaninsight.com twierdzą, że wizyta w sercu węgierskiego Seklu, w którym mieszka bardzo wielu zwolenników Viktora Orbána (opierającego swą popularność m.in. na antyimigracyjnej retoryce), może zostać wykorzystana przez nacjonalistów.
Początkowo rzeczywiście władze Węgier nie były nastawione przychylnie do idei wsparcia potencjalnych pielgrzymów chcących odwiedzić Rumunię przy okazji wizyty Franciszka. Dopiero pod koniec stycznia Węgry obiecały przekazać 63 tysiące na wsparcie organizacji podróży papieża oraz uruchomić specjalne połączenia między Seklem a Budapesztem.
Z drugiej strony Franciszek jak dotychczas nie odpowiedział na zaproszenie węgierskiego episkopatu do odwiedzin Węgier, które zostało przekazane w listopadzie 2017 roku.
Sara z Bukaresztu twierdzi, że papież nie chce odwiedzić Węgier ze względu na agresywną reakcję rządu wobec imigrantów. - Aby uniknąć podróży do Węgier, państwa wprost zaprzeczającego nauczaniu Kościoła katolickiego nt. migracji, daje możliwość katolikom z tego kraju, by pomodlili się wraz z nim w Transylwanii - wyraża swoją opinię.
Jak dodaje Sara, współpracująca z Kościołem prawosławnym w Rumunii, Franciszek w ten sposób w piękny sposób podkreśla uniwersalność Kościoła. - Może to jest dobry moment, by katolicy przemyśleli sobie tę kwestię? - mówi Sara.
Komentatorzy polityczni wskazują, że Bukareszt martwi się, że na arenie międzynarodowej wizyta papieża w Şumuleu Ciuc będzie postrzegana jako "węgierskie wydarzenie". Z drugiej strony mieszkańcy Seklu nie chcą, by w czasie uroczystości ich obecność została przykryta przez wiele rumuńskich flag.
Nacjonaliści z obu stron mogą wykorzystać jakiekolwiek wydarzenie publiczne - przyznaje Adriana z Kluż-Napoka. - Nie przesadzajmy jednak z tym Orbanem, myślę że wizyta przebiegnie spokojnie.
Stały temat - migracja
Mimo, że Rumunia nie znajduje się na szlakach migracyjnych z Afryki i Bliskiego Wschodu (w przeciwieństwie do sąsiedniej Bułgarii, którą papież odwiedził w maju br.), to nie ma wątpliwości, że Franciszek poruszy ten temat. Wynika to z prostego faktu, że z Rumunii od 2007 roku (data wstąpienia do Unii Europejskiej) wyemigrowało ok. 3,5 miliona osób.
W 2016 roku liczba osób w wieku 15-29 spadła aż o 28 procent (względem 2007 roku). Oficjalne dane wskazują również, że w kraju żyje co najmniej 150 tysięcy dzieci, których jedno lub oboje rodziców wyjechało do pracy na Zachód. - Wynika z tego poczucie porzucenia, ale również ubóstwo i korupcja, która zostawi duży ślad na przyszłych pokoleniach - mówi Adriana zajmująca się badaniem migracji. - Mam nadzieję, że papież Franciszek zachęci Rumunów do walki o ich przyszłość i wartości, w które wierzą: wolność i demokrację. - dodaje.
Franciszkowi zapewne bliska będzie historia Rumunów, którzy budują swoją tożsamość w oparciu o pewną przejściowość. Choć bliskie jest im chrześcijaństwo wschodnie, to tradycyjnie wywodzą swoje korzenie od starożytnych Rzymian, którzy osiedlili się na tych terenach po podboju Daków (stąd nazwa rumuńskiej marki samochodów - Dacia). W XIX wieku twórcy idei niepodległości Rumunii porzucili cyrylicę i postawili na bliskie kontakty z Włochami i - przede wszystkim - Francją. Państwo to zamieszkują liczne mniejszości etniczne: Węgrzy, Romowie, Ukraińcy, Turcy, Rosjanie, Niemcy i niewielkie wspólnoty Polaków (imigranci zarobkowi z Polski przybywali na tereny Bukowiny pod koniec XVIII wieku; obecnie na terenie Rumunii jest osiem wsi noszących oficjalnie polskie nazwy).
Otwartość i swoistą ekumeniczność Rumunii podkreśla fakt, że prezydentem tego kraju jest Klaus Werner Iohannis - reprezentant niewielkiej wspólnoty niemieckich luteran od wieków zamieszkujących Transylwanię.
To właśnie z rumuńskimi politykami Franciszek spotka się pierwszego dnia wizyty, 31 maja. To ci sami ludzie, którzy niedawno doprowadzili do poważnego kryzysu gospodarczego i polaryzacji społeczeństwa. "Niestety, politycy nie działali w interesie kraju, lecz podążali jedynie za interesami osobistymi i swej partii. Papież spotka Rumunię podzieloną. Podzieloną przez politykę. Przede wszystkim przez ugrupowania polityczne" - powiedział arcybiskup Bukaresztu, Ioan Robu.
"Rumunia to kraj, który nie znalazł jeszcze swej drogi na przyszłość" - dodał hierarcha. Być może wizyta papieża pozwoli odnaleźć właściwy kierunek.
Cena komunizmu
Częściowo obecne problemy polityczne Rumunii wynikają również z komunistycznej przeszłości tego kraju. Franciszek podczas odwiedzin byłych państw komunistycznych zawsze podkreśla cenę, jaką płaciły społeczeństwa oraz wspólnoty religijne za ten ustrój.
Niemal 30 lat po egzekucji brutalnego dyktatora Nicolae Ceaușescu, papież będzie przewodniczył uroczystości beatyfikacyjnej siedmiu biskupów-męczenników w czasie boskiej liturgii sprawowanej we wschodnim rycie. Liturgia odbędzie się w niedzielę, 2 czerwca, w mieście Blaż.
Biskupi należeli do Kościoła grekokatolickiego i reprezentowali ponad 600 członków katolickiego kleru, którzy zostali aresztowani w październiku 1948 roku po tym, gdy państwo ogłosiło przymusową unifikację Kościoła grekokatolickiego z prawosławiem w czasie zbojkotowanego przez większość duchowieństwa synodu w Kluż-Napoka.
Sześciu z siedmiu grekokatolickich biskupów-męczenników Rumunii
Adriana podkreśla jednak, że ta uroczystość będzie ważna dla wielu Rumunów, niezależnie od wiary i denominacji: - Będzie to dla nas przypomnienie o naszej przeszłości oraz okazja, by uczcić pamięć o bohaterach.
Kościół grekokatolicki jednak umiera - liczba wiernych systematycznie spada.
Z drugiej strony, jak twierdzi Sara z Bukaresztu, wielu Rumunów zna postaci siedmiu grekokatolickich biskupów-męczenników i zdaje sobie sprawę z roli, jaką odegrali grekokatolicy w obaleniu komunizmu. - Niestety jednak grekokatolicyzm w Rumunii zanika - przyznaje Sara. - Nie ma żadnego powodu, dla którego ktoś miałby zostać grekokatolikiem. Jeśli ktoś chce zostać katolikiem, wstępuje do kościoła rzymskiego; jeśli kogoś pociąga wschodnia liturgia, zostaje prawosławnym. Tak jest łatwiej.
Sądzę, że w tym kontekście beatyfikacja tych męczenników, to jedna z ostatnich prób ratowania umierającego kościoła - dodaje Sara.
Aż do 1989 roku wiara grekokatolicka była zdelegalizowana, a własność Kościoła przekazana państwu lub Kościołowi prawosławnemu. Jak wskazują komentatorzy, część własności do dziś nie wróciła w ręce grekokatolików. Na czele z piękną katedrą w Baia Mare, jest to przedmiotem dużych sporów między prawosławnymi a katolikami.
Pojednanie z prawosławiem - niemożliwe?
Choć kwestie polityczne i duszpasterskie są bardzo ważne, wielu komentatorów zwraca uwagę na ekumeniczny charakter podróży Franciszka do Rumunii. "Sa mergem impreuna toti!" (pl. "Idźmy razem") - głosi oficjalne hasło tej pielgrzymki.
W tym kontekście przypomina się historyczną wizytę Jana Pawła II do Rumunii w 1999 roku, która była pierwszą wizytą biskupa Rzymu w kraju prawosławnym od czasów tzw. Wielkiej Schizmu w 1054 roku. To właśnie wtedy, w czasie liturgii celebrowanej w stołecznym parku Podul Izvor (), zgromadzone tłumy krzyczały do papieża i ówczesnego patriarchy prawosławnego Rumunii, Teoktysta: "Unitate! Unitate!" (pl. "Jedność! Jedność!").
Wbrew nadziejom wielu, do jedności jest jednak bardzo daleko. Po "Świętym i Wielkim Soborze Kościoła Prawosławnego", który miał miejsce w czerwcu 2016 roku, wiadome było, że prawosławie nie doświadczy tym razem tak radykalnej zmiany jaka miała miejsce np. w czasie Soboru Watykańskiego II.
Wręcz przeciwnie, zebrani ojcowie prawosławni zablokowali proces ekumeniczny, a część z nich nie chciała używać określenia "kościół" wobec wspólnot katolickich i protestanckich. Jednym z aktywnych ojców soborowych był obecny rumuński patriarcha Daniel, który kieruje Kościołem prawosławnym w tym kraju od 2008 roku.
Po soborze w 2016 roku ograniczył on ekumeniczne aktywności i - jak zauważają komentatorzy - nie wyraża dużo entuzjazmu w związku z wizytą Franciszka. Mimo to jednak społeczeństwo rumuńskie jest dalekie od ostrych konfliktów religijnych, choć zauważalne są grupy skrajnie konserwatywne, które dążą do polaryzacji społeczeństwa.
Choć oczekiwania zwolenników ekumenizmu nie są duże, to papież spotka się z patriarchą oraz wygłosi przemówienie do synodu Kościoła prawosławnego. Być może będzie to przestrzeń na mile widziane gesty podobne do tego, który miał miejsce w czasie wizyty Franciszka w Bułgarii. Papież ucałował wówczas enkolpion (relikwiarz, symbol władzy kościelnej) na piersi patriarchy Neofita, przez co - jak wskazywali specjaliści - uznał on w nim biskupa Kościoła.
Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Współtwórca islamistablog.pl i inicjatywy Rethinking Refugees. Członek wspólnoty Hanna działającej na rzecz wykluczonych przy parafii św. Mikołaja w Krakowie
Skomentuj artykuł