Na MAGIS zakończyły się eksperymenty
Kiedy zobaczyłam, jak moi Syryjscy przyjaciele komunikują się ze starszymi ludźmi, którymi się opiekowaliśmy, byłam naprawdę poruszona. Oni przecież w ogóle nie znali polskiego - relacjonuje ostatni dzień duchowego eksperymentowania Silvia Ťapáková ze Słowacji.
Piątek był ostatnim dniem duchowego eksperymentowania. Ostatnimi wrażeniami dzielą się nasi korespondenci.
- Wieczorem najczęściej pojawiającym się słowem było "dziękuję". Czujemy bowiem ogromną wdzięczność za to, że mogliśmy wziąć udział w eksperymencie "Living Stones", który nie tylko pozwolił nam zapoznać się z duchowym wymiarem sztuki, lecz także dał szansę podzielić się tym z innymi, czyli odwiedzającymi praskie kościoły turystami - opowiada Marta Kocoń z Bydgoszczy. - Jednak najważniejsze w tym wszystkim było to, że mogliśmy lepiej poznać siebie, że ten eksperyment stworzył nam okazję do duchowego wzrostu i zachęcił do pielęgnowania pozytywnych pragnień, które w nas są. Oby tak dalej.
- Nasz eksperyment koncentrował się na wypracowywaniu w sobie umiejętności liderskich. A żeby być liderem, to trzeba mieć wizję. Moją wizją jest to, aby skoncentrować swoje życie na Bogu i na tym, czego on ode mnie oczekuje. Dlatego kiedy wrócę do siebie, do Milwaukee wyznaczę sobie priorytety i będę się starała prowadzić bardziej świadome życie, uważniej przyglądając się temu, jak wykorzystuję dany mi przez Boga czas. Będę szukała czasu na modlitwę oraz dbała o to, aby moje relacje z ludźmi nie były zbyt powierzchowne - zwierza się Maria Casey z USA.
- Wrzucono mnie na głęboką wodę. Zostałam jakby przynaglona do tego, aby spojrzeć na swoje życie głębiej i zobaczyć, jak w nim działa Bóg. Po czym zaczęłam go odkrywać w ciszy, która panowała na rekolekcjach, w otoczeniu i przede wszystkim w sobie. To było coś, na co czekałam od dawna. Wówczas zagnieździło się we mnie pragnienie do bycia zaskakiwaną przez Boga. A on to potrafi pięknie robić - mówi Claire Dixon z USA.
- Zrobiliśmy pożegnalnego grilla, na którego zaprosiliśmy mieszkańców wioski. Na nim zaś śpiewaliśmy piosenki w różnych językach. To było coś niesamowitego, spędzać tak piękne chwile z ludźmi, których prawdopodobnie nigdy w życiu już nie zobaczę, z ludźmi, którzy sprawili, że nasza MAGIS-owa wspólnota jeszcze bardziej się ze sobą zżyła - mówi Jorge Wilbert González Cruz z Meksyku, który koło Tarnowa uczestniczył w eksperymencie "Everyday mercy". W jego ramach MAGIS-owicze uczyli się, jak znajdować Boga w codziennych aktywnościach życiowych.
- Najdłużej zapamiętam to, że najważniejszym językiem na świecie jest miłość - stwierdza Silvia Ťapáková ze Słowacji, która brała udział w eksperymencie społecznym "We need each other". - Kiedy zobaczyłam, jak moi Syryjscy przyjaciele komunikują się ze starszymi ludźmi, którymi się opiekowaliśmy, byłam naprawdę poruszona. Oni przecież w ogóle nie znali polskiego. Mimo to świetnie sobie radzili. A łzy, które pojawiły się na naszym ostatnim spotkaniu, były dowodem na to, że, mimo bariery językowej, zrodziła się między nimi głęboka więź.
O tym, że język nie jest niezbędnym narzędziem komunikacji, mówi też Karl Gebrael z Libanu: - Pozostaje jeszcze muzyka, humor i przede wszystkim miłość, z czego MAGIS-owicze dobrze sobie zdają sprawę. Myślę, że kiedy wrócimy do naszych domów, nie trzeba będzie opowiadać o tym, co się tutaj wydarzyło. Bo nasze wymowne spojrzenia, opowiedzą całą historię.
Skomentuj artykuł