Ukraiński jezuita o przeżywaniu wojny i pomocy swoim rodakom. "Chcę służyć ludziom"
- Najtrudniejszy był pierwszy tydzień wojny i prawie całkowity brak snu. Chciałem zrozumieć rzeczywistość, w której znalazł się mój kraj. Od samego początku starałem się odpowiedzieć na pytanie co ja, będąc tutaj w Rzymie, mogę zrobić, żeby pomóc moim rodakom – opowiada Wiaczesław Okun, ukraiński jezuita studiujący w Rzymie.
Wiaczesław Okun SJ był gościem kolejnego odcinka Podcastu Jezuickiego prowadzonego przez jezuitów: Łukasza Sośniaka i Dominika Dubiela.
Pomoc uchodźcom z Ukrainy
- Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiłem po wybuchu wojny była zbiórka pieniędzy, śpiworów, jedzenia i medykamentów. Znam bardzo dużo włoskich harcerzy, którzy pytali: „Wiaczesław, co my możemy zrobić”? Starałem się kontaktować jednych ludzi z drugimi. Kiedy eskalacja wojenna zaczęła wzrastać, szukałem kontaktu ze znajomymi jezuitami z innych krajów, aby pomogli Ukraińcom uciekającym przed wojną – opowiada jezuita.
- Ostatnio za ostatnie pieniądze kupiłem bilet do Rzymu dla przyjaciół z Ukrainy. Zostało mi może 2, 3 euro na karcie. W tym samym dniu dostałem wielką ofiarę na rzecz uchodźców, która przerastała dziesięć razy to, co utraciłem.
- W przyszłym tygodniu zamierzam pojechać do Neapolu, gdzie przyjechało ponad 40 ukraińskich rodzin. Chcę służyć tym ludziom: odprawiać liturgię w języku ukraińskim, spowiadać, być z tymi ludźmi. Staram się otworzyć tym osobom niebo, dać im trochę światła w ciemnościach
Radzenie sobie z nienawiścią i beznadzieją
- Ludzie pytają: „proszę księdza, co dalej będzie? Jak radzić sobie z poczuciem beznadziei, nienawiścią wobec Rosjan i prezydenta rosyjskiego?” – mówi Wiaczesław Okun SJ.
- Co wieczór siadam, aby podsumować dzień, zobaczyć gdzie jest Pan Bóg. Rozumiem coraz częściej, że granica między dobrem a złem, wojną a pokojem, między kłamstwem a prawdą, znajduje się w moim sercu i sercu każdego człowieka. Bardzo łatwo jest poddać się negatywnym emocjom. Dzwoniłem do mojej koleżanki z Irpienia, która spędziła tydzień w piwnicy: bez światła, wody, ogrzewania. To coś strasznego. Nie wiem co się rodziło w sercach, głowach tych ludzi. Poddać się negatywnym emocjom nienawiści do wrogów to właśnie ta porażka, którą niestety może przeżyć każdy chrześcijanin.
- W siódmym dniu wojny po raz pierwszy zapłakałem, kiedy zobaczyłem zdjęcia z Mariupola, na których starano się reanimować dziewczynkę. W tym momencie zrozumiałem, że w moim sercu zaczyna się rodzić ziarno beznadziei. Kiedy człowiek traci całkowitą nadzieję, wszystko zaczyna robić się ciemne. Przeżywając tamten dzień poszedłem do kaplicy i prosiłem Pana Boga, żeby dał to światło. Wydaje mi się, że dał – wyznaje ukraiński jezuita, dodając, że "jako chrześcijanie chcemy, żeby przyszłość, w którą patrzymy była bez nienawiści i pragnienia zemsty".
Pomoc Polski dla Ukrainy
- Kiedy mieszkałem przez 4 lata w Polsce poznałem wielu przyjaciół. Często dzwoniłem do nich o pierwszej, drugiej w nocy, czy dadzą radę odebrać uchodźców z granicy i przenocować ich zanim wyjadą na Zachód. Wystarczyło pięć minut, żeby znaleźć samochód dla uchodźców. Przyjaciele od razu jechali na granicę lub udostępniali swoje mieszkania Ukraińcom.
- Jestem przekonany, że Polska i Ukrainą są krajami, którymi w tej sytuacji można nazwać braćmi jednej krwi i jednej wiary, mimo różnic językowych czy kulturowych – twierdzi zakonnik.
Skomentuj artykuł