Życiodajne relacje są wymagające. Dlaczego tak trudno je tworzyć?
Relacje z ludźmi. Coś oczywistego i tak trudnego w praktyce. Nieporozumienia, rozmijanie się w oczekiwaniach, różne poglądy i wartości. Tak bardzo pragniemy relacji, które dadzą nam wytchnienie, życie i siłę, a tak trudno je nam tworzyć.
Jako doradca rodzinny słyszę często jak ciężko jest się dogadać. Ze współmałżonkiem, dzieckiem i często też z samym sobą. W dodatku teściowa znowu się wtrąca, rodzeństwo kłamie, a współpracownicy wyznają tak odmienne wartości, że nie ma z nimi głębszej rozmowy o czymkolwiek. A pragniemy głębi. Spotkania. Takie prawdziwego, gdzie nie tylko możemy być sobą, ale czujemy się chciani i przyjęci tacy, jacy jesteśmy.
Kilka dni temu byłam na spotkaniu gdyńskiej wspólnoty małżeństw Kochać i Służyć. To, z czego zdałam sobie sprawę wracając, bardzo mnie zaskoczyło. Nie mam problemu by rozmawiać z ludźmi - o innych niż moje poglądach i wartościach - na tematy błahe. Nie mam też problemu by rozmawiać z nimi o rzeczach głębokich, choć zawsze staram się zachować w tym pewien umiar, by nie wywoływać niepotrzebnych, raniących komentarzy. Gdy w niedzielę rozmawiałam ze znajomymi ze wspólnoty, poruszaliśmy tematy bardzo głębokie. Osobiste, czasem trudne, takie których nie dotykamy z kimś, do kogo nie mamy zaufania. Takie rozmowy na wejście, a im dłużej trwało spotkanie, tym nasze dzielenie się codziennością było coraz bardziej osobiste. W dużym poczuciu zrozumienia, empatii i troski. To było takie spotkanie, które pokazało, że potrzebujemy siebie, wzajemnego wsparcia, zrozumienia, obecności. Wiele osób opuszczając budynek, miało podobną refleksję…
Dlaczego więc tak wiele osób czuje się samotnych i niezrozumianych? Czy to tylko kwestia tego, że nie zawsze potrafimy znaleźć swoją "małą wioskę"? Czy może dlatego, że rzeczywiście nie ma obok nas nikogo, kto zasługiwałby na nasze zaufanie? Czasem ci ludzie przecież są, a mimo to czujemy się niejednokrotnie bardzo samotni… Relacje są czymś co nas przemienia, czego nieustannie należy się uczyć. Czy jesteśmy ponieść realny wysiłek by uczyć się bycia z innymi i dla innych, by trwać gdy pojawią się konflikty i nieporozumienia? Wszak nic nie przychodzi ani samo, ani od razu…
Mamy końcówkę Wielkiego Postu. Niebawem usiądziemy do świątecznego stołu z najbliższymi, którzy często bliskimi są tylko z nazwy. Wiele osób kolejny rok z rzędu będzie zaciskać zęby, oby wytrwać i nie wywołać rodzinnej awantury i jak najszybciej zniknąć do swojej bezpiecznej kryjówki. Gdyby jednak w tym roku zrobić trochę inaczej? Wyrwać się z rodzinnego spotkania szybciej i spotkać z kimś, kogo dawno nie widziałem, a czyja obecność mnie po prostu koi? Jeśli nie mam takiego człowieka, to urwać się i posiedzieć w cichym kościele, albo zrobić coś co sprawi mi radość? To może wyglądać jak egoizm, ale tak naprawdę jest to czasem początek okazywania szacunku do swoich własnych uczuć, przeżyć i pragnień. Co jeśli rodzina nie zrozumie? Może tak być. Czy jednak nie warto zawalczyć też o siebie na inny sposób niż dotychczas? Szczególnie jeśli te sposoby stosowane wcześniej nic nie zmieniły…
"Nie jest dobrze, by człowiek był sam" - mówi Bóg. Tyle że my nie zawsze przejmujemy się Jego mądrością. Znajdujemy miliony wymówek i powodów by zrobić coś "kiedyś tam", nadal tkwiąc w swojej skorupie, która nie tylko od dawna już nie chroni, ale mocno zaczęła uwierać. Z kim dziś chciałbyś się spotkać? Może czas do tej osoby zadzwonić, znaleźć czas, umówić się na spotkanie? Jaki jest według ciebie idealny przyjaciel i co możesz zmienić dziś w samym sobie by stać się nim dla innych? - wszak każdą zmianę należy zaczynać od siebie. Dobre, zdrowe, życiodajne relacje są trudne. Jednak warto o nie walczyć. Każdego dnia, a zbliżające się święta mogą być mocnym weryfikatorem tego, czy potrafimy je jeszcze tworzyć i pielęgnować…
Skomentuj artykuł