Kolędowanie oczami księdza. Było sporo rozmów o "Klerze"
W tym roku nie obyło się bez tematu pieniędzy, o. Rydzyka i jego imperium, niemoralności księży i pedofilii. Nawet przeprosiłem za to, że nie jesteśmy idealni. Takie rozmowy też widocznie są potrzebne.
Jeśli mamy styczeń, świeżo po świętach i Objawieniu Pańskim, to oznacza jedno: większość portali internetowych będzie opisywać, co zrobić, by nie przyjąć księdza po kolędzie, co przygotować na wizytę duszpasterską, ile dać w kopertę, jak rozmawiać z księdzem, którego po prostu nie znam, po co to wszystko i że znowu łazi po domach… Wizyta duszpasterska w Polsce bowiem trwa na dobre. Nie ma chyba parafii, w której księża teraz nie kolędują. Samo zjawisko można oceniać różnie. Do obiektywnej oceny potrzeba jednak obustronnej relacji. To zjawisko ma bowiem dwie strony jednego medalu. Jak więc wygląda kolęda oczami księdza?
Mimo obiegowej opinii nie będę zrzędził, że kolęda to czas trudny. Nie będę narzekał na ludzi, do których wybieram się na wspólną modlitwę. Nawet nie będę wszystkim wmawiał, że jestem ideowcem i kopert nie zbieram, bo to czynię. Całkowicie subiektywnie opiszę tylko to, o czym myślę, jakie refleksje mi towarzyszą w tym kolędowym czasie.
1. KOLĘDA TO CZAS TRUDNY FIZYCZNIE
I nie użalam się nad sobą. Po prostu jest to zajęcie na tyle czasochłonne, że finalnie wyczerpujące. Oczywiście już słyszę tłumy tych, którzy krzyczą, że skoro mnie to męczy, to lepiej sobie odpuścić i nie nękać ludzi. Nie o taki rodzaj zmęczenia tutaj jednak chodzi. To pozytywne wyczerpanie, wynikające ze spotkań z wieloma, różnymi ludźmi. To intensywny czas spowodowany zetknięciem się z przeróżnymi problemami i rozterkami tych, którzy naprawdę chcą szczerze porozmawiać. Kolęda to czas intensywnego dodatkowego zajęcia (bo przecież podstawowych zajęć w parafii czy szkole na ten czas nikt księdzu nie zawiesza), więc śmiało można mówić o wyczerpaniu. Często nazywam ten okres "czasem spuszczonych rolet", bo kiedy wychodzę z mieszkania rano na Mszę św. (rolety jeszcze spuszczone), to wracam późnym wieczorem, po odwiedzeniu kilkudziesięciu rodzin (rolety już spuszczone). To jednak czas wyczerpania, które docelowo motywuje. Bynajmniej mnie. Podkreśliłem jednak, że to subiektywna opinia.
2. KOLĘDA TO CZAS PRAWDZIWYCH SPOTKAŃ
Mam to szczęście, że nigdy nie miałem większych problemów z nawiązywaniem kontaktów. Oczywiście, kiedy jest się 4. rok w tej samej parafii (to też szczęście), kolędowanie wygląda zupełnie inaczej niż za pierwszym razem i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale naprawdę bywają podczas tych duszpasterskich odwiedzin takie spotkania, które na długo zapadają w pamięć.
Kolęda to rozmowy często bardzo trudne (o mężu, który odszedł z niewiadomych przyczyn; o ukochanym, który zmarł po 50 latach wspólnego życia; o dzieciach, które dziś tak trudno wychować do wiary). Kolęda to często łzy, bo tak bardzo ktoś potrzebował być wysłuchanym. To rozterki na temat samotności, która w czterech ścianach mieszkania boli jeszcze bardziej; to analiza wielu chorób, pokazywanie wyników i radość z tego, że nie ma nawrotów czy przerzutów. To czasami rozmowy bez słów (bo jeśli ktoś dwa dni wcześniej dowiedział się, że jest nieuleczalnie chory, to nawet ja nie potrafię nic na to powiedzieć). Jest we mnie wielka radość z tego, że ludzie (ci, którzy otwierają swoje drzwi i przyjmują księdza) pragną rozmowy, czasami mają potrzebę bycia wysłuchanym. To radość z kapłaństwa, które polega na tym, by być blisko tych, do których jest się posłanym.
3. KOLĘDA TO CZAS SPOTKAŃ TRUDNYCH
Bo nikt z nas nie jest idealny, a oczekiwania są wielkie, czasami ponad miarę. I w tym roku nie obyło się bez tematu pieniędzy, o. Rydzyka i jego imperium, niemoralności księży i pedofilii. Wysłuchałem kilku bardzo pozytywnych recenzji filmu "Kler" (mam wrażenie, że go oglądałem, znam prawie każdy wątek), zachwalających odwagę reżysera, który wreszcie obnażył prawdę wszystkim powszechnie znaną. Posłuchałem, ile w nas (duchownych) jest zła. Nie usłyszałem żadnego konkretnego przykładu. Nikt nie podał nazwiska, nie zarysował konkretnej sytuacji. Wysłuchałem. Ba! Nawet przeprosiłem za to, że nie jesteśmy idealni. Takie rozmowy też widocznie są potrzebne.
4. KOLĘDA TO CZAS ROZMÓW SZTUCZNYCH
I paradoksalnie to te właśnie są najtrudniejsze. Bo kolędę przyjąć trzeba, bo wszyscy wkoło przyjmują. Bo wypada, bo jeszcze ksiądz nas nie pochowa. Rozmowy trudne, kiedy okazuje się, że po 4 latach obecności w parafii ktoś pyta: "Od kiedy ksiądz tu jest, bo my do kościoła nie chodzimy?", trudne, bo ile można rozmawiać o pogodzie, która nie nastraja dosłownie do niczego (Wielkopolska nie widziała jeszcze prawdziwego śniegu). Trudne, bo polityka nie jest moim konikiem i niekoniecznie zawsze muszę być utożsamiany z partią rządzącą. Trudna wreszcie, bo człowiek ma wrażenie, że ludzie chcą tylko odbębnić tradycyjny obrzęd i liczą sekundy do twojego wyjścia, a ty jesteś ideowcem i chciałbyś ich naprawdę poznać.
5. KOLĘDA TO ZJAWISKO MAŁO OBIEKTYWNE
I zdaję sobie z tego sprawę. Jestem stosunkowo młodym księdzem. Pracuję w parafii, w której ludzie są naprawdę cudowni. Pracuję na terenie, gdzie ksiądz mimo wszystko ma społeczne uznanie. Może dlatego jest mi łatwiej. Mało obiektywny będę, bo jestem z natury gadułą, a takiemu łatwiej. Mało obiektywny, bo nie mam proboszcza, który rozlicza mnie z każdej koperty, więc gdy widzę, że za tydzień braknie na leki dla tej starszej pani albo dzieci chodzą w podartych spodniach, to nie mam problemów, by zostawić datek (choć zawsze wiąże się to ze wstydem darczyńców). Nieobiektywna, bo jestem dziwnym idealistą, który nie widzi w kolędzie sposobu na zarabianie pieniędzy (tak, wiem, że są tacy księża i to w zatrważającej ilości). Nieobiektywny, bo o zgrozo! lubię kolędować! Choć męczy, to naprawdę motywuję.
Zostawiam. Może kogoś zainspiruje do dyskusji. A może ktoś zmieni zdanie o kolędnikach.
Tekst pochodzi z bloga nowacki.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł