Nie trzeba małżeństwa do zbawienia
Wielu chrześcijan, kiedy myśli o singlu, ma przed oczami skupionego wyłącznie na karierze, zapatrzonego w siebie egoistę, któremu absolutnie obce są sprawy duchowości. Tymczasem życie w pojedynkę również może być sposobem na realizowanie swojego powołania, choć... towarzyszą temu pewne trudności.
Trzecia droga w Kościele
Nietrudno jest zauważyć, że mniej więcej od II Soboru Watykańskiego Kościół szczególnie wiele uwagi poświęca małżeństwom oraz życiu rodzinnemu. Jana Pawła II nazywano przecież "papieżem rodziny", Franciszek powołuje w Watykanie Synod o Rodzinie, a w mainstreamowych mediach katolickich najwięcej miejsca poświęca się właśnie "podstawowym komórkom społecznym". Ma to, oczywiście, wiele dobrych stron - większość katolików żyje przecież w małżeństwie i pragnie posiadać dzieci, zatem nie byłoby niczym rozsądnym zostawianie małżonków samym sobie w ich codziennych zmaganiach; umniejszanie wagi małżeństwa i traktowanie go jako rozwiązania dobrego dla osób niezdolnych do zachowania dziewictwa dla Królestwa Bożego też wydaje się nieco passé. Nie powinniśmy jednak zapominać o tym, że przecież nie każdy z nas, wierzących, ma powołanie kapłańskie czy zakonne i nie każdy został wezwany do życia w małżeństwie. Istnieje w Kościele także grupa osób, które - pozostając świeckimi - pragną realizować swoje chrześcijańskie powołanie "solo" - czyli właśnie jako single. Ogromnym błędem byłoby traktowanie ich jako chrześcijan "gorszego sortu" i przyglądanie się im z nieufnością - w historii Kościoła nie brakowało singli, którzy zostali świętymi czy błogosławionymi!
Nieznośny ciężar singielstwa
Trudno jednoznacznie zdefiniować, kim w ogóle jest singiel. Niektórzy zaliczają do tego grona osoby, dla których samotność to stan przejściowy - dla nich życie w pojedynkę jest swoistym "pasem startowym" dla zawarcia małżeństwa. Sądzę, że oferta Kościoła dla nich jest całkiem bogata: rekolekcje, msze o dobrego męża i dobrą żonę oraz liczne konferencje pomagają "przetrwać" ten czas. Dużą popularnością cieszą się także grupy internetowe portale, które mają ułatwić samotnym katolikom znalezienie miłości swojego życia - przykładowo, facebookowa społeczność "Chrześcijańscy single" liczy już ponad 9600 polubień! Tacy "niezadeklarowani", poszukujący romantycznej miłości single - mniej więcej do magicznej granicy trzydziestu lat - nie budzą w nikim niechęci - co najwyżej współczucie, że jeszcze nie trafiły na tę wyjątkową osobę (które, rzecz jasna, również może być krzywdzące!).
Sytuacja komplikuje się, gdy katolik oświadcza, że brak obrączki na jego palcu nie wynika z tego, że nie znalazł jeszcze kogoś, kto miałby mu ją tam założyć, ale ze świadomego wyboru. Rezygnacja z małżeństwa i rodzicielstwa wielu chrześcijanom jawi się przecież jako wymysł lewaków, którzy są tak skupieni na sobie i pracy, że aż niezdolni do nawiązania bliskiej relacji z drugim człowiekiem. Tymczasem w katolicyzmie nie istnieje żaden nakaz zawierania małżeństw - jest ono, oczywiście, sakramentem, ale nie każdy ma obowiązek korzystania z niego. Małżeństwo - podobnie kapłaństwo - nie jest niezbędne do osiągnięcia zbawienia ani nie stanowi dowodu na to, że jesteśmy pełnymi miłości altruistami. Związek małżeński może być zawarty z bardzo niecnych, egocentrycznych pobudek; wybór drogi życia singla może natomiast zaowocować zdziałaniem wielkiej ilości dobra na rzecz innych.
Ponadto dojrzały i świadomy siebie singiel niewiele ma wspólnego z próżnym karierowiczem, którym straszą niektóre prawicowe media. Takie osoby mierzą się z wieloma trudnościami, do których należy wspomniana już niechęć części społeczeństwa, bycie "na drugim planie" dla krewnych i znajomych, którzy posiadają swoje rodziny, oraz konieczność radzenia sobie ze swoją seksualnością - decyzja o życiu w pojedynkę nie likwiduje przecież pociągu płciowego.
Katolicy poza schematem
Katolicki singiel nie ma więc łatwo. O to, czemu w takim razie służy wybór tej drogi życia i o towarzyszące jej trudności, zapytałam kilkoro katosingli, poznanych w jednej z facebookowych grup dla chrześcijan.
"Najgorsze w byciu singlem wcale nie są pytania babć i ciotek, o to, kiedy sobie kogoś znajdę" - mówi trzydziestoletnia singielka z Warszawy. "To jest myślenie o życiu solo w kategoriach staropanieństwa, które było powszechne jeszcze parę dekad temu, więc mnie to nie dziwi. Ale mnie się robi nieswojo, gdy na grupach chrześcijańskich na Facebooku lub na żywo wśród młodych chrześcijan wszyscy na mnie patrzą jak na kosmitę. A ja po prostu nie czuję powołania do małżeństwa, więc chcąc być w zgodzie ze sobą, żyję samotnie. I kiedyś usłyszałam, że jestem egoistką, bo nie chcę poświęcić się mężowi i dzieciom. Dajcie mi żyć po swojemu!".
Starszy o kilkanaście lat Artur mówi tak: "Kiedy byłem młodszy, wszyscy znajomi wierzący powtarzali mi, żebym się określił: albo seminarium, albo poszukiwania tej jedynej. Ale ja nie czuję powołania ani do kapłaństwa, ani do noszenia obrączki. Dlaczego niektórzy «dobrzy chrześcijanie» odmawiają mojemu życiu i wierze wartości, skoro - choć nie wpisuję się w tradycyjny schemat - nikogo nie krzywdzę? Nie chcę robić nic na siłę, to byłoby nieuczciwe".
O sensie bycia singlem trafnie mówi natomiast Jolanta: "Ja po prostu czuję, że będąc sama, mogę w pełni realizować swoje powołanie. Mogę być takim Bożym szaleńcem, pędzić tam, gdzie mnie powołuje w danej chwili Bóg. Jestem też podporą dla moich najbliższych. Jestem wdzięczna Bogu za to, że miał dla mnie inny pomysł, niż biała suknia ślubna - ja mam po prostu wyznaczoną inną drogę. Jestem wolna, ale nie dla mojej wygody - w ten sposób mogę odpowiedzieć na każde Boże zawołanie".
Zaangażowany politycznie Przemysław tłumaczy to nieco inaczej: "Ja się do małżeństwa nie nadaję. Nie chcę zawierać go tylko dlatego, że zdaniem większości osób, tak właśnie powinno się zrobić. Chcę skupić się na służbie Polsce oraz być dobrym chrześcijaninem - nie brak przecież w historii wybitnych osób, które dokonały takiego właśnie wyboru. Staram się choć trochę je naśladować".
Singiel - heros
Nie ulega wątpliwości, że istnieją sytuacje, kiedy to wybór życia w pojedynkę jest aktem wielkiej wiary, odwagi, a nawet heroizmu. Przykładem może być sytuacja osób rozwiedzionych czy porzuconych przez współmałżonka, które postanawiają dochować wierności słowom przysięgi małżeńskiej i żyć samotnie, skupiając się na pracy i - często - wychowaniu dzieci. Ludzie tacy żyją w pewnej podwójnej rzeczywistości - w sensie duchowym nadal są związani sakramentalnym węzłem małżeńskim (o ile, rzecz jasna, nie stwierdzono nieważności związku), ale w doczesności funkcjonują właśnie jako single. Nierzadko osoby takie są nawet namawiane przez bliskich (często wierzących) do zaangażowania się w relację z nowym partnerem, co czyni ich "powtórne singielstwo" jeszcze trudniejszym. Sądzę, że wiele dobra dla takich osób robi wspólnota trudnych małżeństw Sychar, w której single z nieswojego wyboru mogą znaleźć wsparcie.
Inną sytuacją, w której bycie singlem urasta do rangi heroizmu, jest zrezygnowanie z małżeństwa z uwagi na pewne osobiste problemy i obciążenia, jak na przykład niektóre choroby - HIV (gdy wiremia jest wysoka, czyli we krwi jest na tyle dużo wirusa, że łatwo jest zakazić drugą osobę), AIDS, nieustannie nawracające i charakteryzujące się ostrym przebiegiem zaburzenia psychotyczne czy niektóre głębokie zaburzenia seksualne. Niektóre osoby świadomie rezygnują też z małżeństwa z uwagi na obarczony wysokim ryzykiem charakter swojej pracy. Tacy ludzie są żywym zaprzeczeniem tezy, że katolik, który unika małżeństwa (i nie przyodziewa mnisiego habitu lub sutanny) jest zwykłym egoistą, a zatem katolikiem udawanym.
Czy bycie singlem jest katolickie? Nie. Tak samo jak życie w małżeństwie samo z siebie nie czyni z nikogo wzorowego chrześcijanina, tak też wybór życia "singielskiego" również nie daje nam aureoli z automatu. Zarówno wybór małżeństwa, jak i życia solo stanowi dopiero początek trudnej drogi do realizacji swojego powołania. Z pewnością jednak bycie singlem nie zamyka drogi do świętości i fascynującego, pełnego radości życia, w którym nie jesteśmy przecież sami - na każdej ze ścieżek towarzyszy nam Bóg, z którym - miejmy nadzieję! - spędzimy całą wieczność.
Małżonkami, księżmi, singlami będziemy natomiast tylko do śmierci.
Angelika Szelągowska-Mironiuk - psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł