Plaga niemęskich facetów? [WYWIAD]
Zadałem mu pytanie: jakie masz potrzeby relacyjne? Usłyszałem: nie wiem. Przy zdecydowanej kobiecie staje mężczyzna, który mówi: chciałbym mieć święty spokój.
Aleksandra Lągawa: Wymyśliliśmy sobie kryzys męskości, czy istnieje on naprawdę?
Jacek Masłowski: Rzeczywiście ma on miejsce, tak samo jak kryzys kobiecości. Rozumiany jest jako zmiana, czyli coś, co się zdezaktualizowało i w tym miejscu ma pojawić się nowe. Żyjemy w świecie, w którym panuje kryzys relacji. Właśnie z niego wzięły się te związane z męskością i kobiecością, czyli przedefiniowanie ról.
Wcześniej istniał punkt, w oparciu o który mogliśmy powiedzieć, że ktoś jest męski albo niemęski. Kryzys polega teraz na tym, że odniesienie przestało być jasne. Nastąpiła zmiana etosu, który kiedyś obowiązywał. Nowy dopiero się tworzy.
Czym był ten wcześniejszy punkt odniesienia?
Przez kilka tysięcy lat obowiązywało kilka równoległych etosów. Nasilniejszym z nich był wojownik. To właśnie w oparciu o ten etos definiujemy tradycyjnie rozumiane męskie cnoty, cechy charakteru i postawę.
Równolegle obowiązywał etos kapłana czy myśliwego. Dzisiaj nie mamy żadnych wzorców męskości, bo nie ma miejsca na ich realizację. W związku z tym trudno jest zdefiniować, co jest męskie i niemęskie.
Na czym polega kryzys kobiecości?
Dokładnie na tym samym, co męskości. W tej chwili jesteśmy w takim momencie życia kultury zachodniej, w którym tradycyjne role kobiet znów są zdezaktualizowane. Wiele spośród nich próbuje naśladować mężczyzn, włączając ten sposób postępowania w realizowanie kobiecości.
Jesteśmy więc na etapie zmiany. Do czego może nas ona doprowadzić?
Zauważam dwa trendy. Jeden to postępująca atomizacja społeczna. To znaczy, że coraz więcej osób unika wchodzenia w bliskie relacje, zwłaszcza w dużych miastach. Drugi trend to preferowanie powrotu do tradycyjnych wartości.
Czy jest w takim razie źródło, do którego zagubieni ludzie mogą się odnieść?
W poprzednich dekadach bardzo silnie demontowano tradycyjne role. Ten zabieg, który notabene nie sprawdził się, przebiegał pod hasłem całkowitej wolności w samorealizacji. Dzisiaj coraz więcej mężczyzn jest silnie sfrustrowanych próbą zdefiniowania siebie jako osób. Etosy, które kiedyś obowiązywały, zostały zdewaluowane.
W tej sytuacji wielu mężczyzn podjęło próbę określania siebie w oparciu o to, co czują. Próbując jednak w taki sposób zdefiniować męskość, jest się narażonym na uzyskiwanie informacji zwrotnych z różnych, często niespójnych źródeł. Będąc mężczyzną, od pani mogę usłyszeć, że jestem męski, a od pani koleżanki, że w ogóle. Ten poziom trudności w znalezieniu punktu odniesienia zbudował silny poziom lęku.
W związku z tym mężczyźni robią jeszcze jedną rzecz. Obserwujemy to w kulturze skandynawskiej, gdzie próbują oni naśladować kobiety. W Polsce ten pomysł nie zakorzenił się. Zauważamy pewien sprzeciw wobec płynnej ponowoczesności. Bunt jest wyrażony ostrym skrętem w prawo, czyli przywołaniem tego, jak było kiedyś. Z tego powodu mężczyźni zapuszczają brody. Chcą się odróżnić od kobiet.
Profesor Zimbardo w jednym z wywiadów stwierdził, że dzisiaj kobiety stały się silniejsze, a mężczyźni słabsi. To kobiety walczą o rodzinę, a mężczyźni przybierają często postawę roszczeniową.
Rzeczywiście tak jest, a powodów istnieje kilka. Wielu mężczyzn czuje bardzo silną złość do kobiet m.in. dlatego, że ich znaczna część była wychowywana przez samotne matki. To, o czym mówi Zimbardo, jest przejawem biernej agresji polegającej na tym, że w głowach mężczyzn pojawia się myśl: "Dziewczyny, skoro chciałyście być takie samodzielne, to sobie radźcie. Jeśli mówicie, że nie jesteśmy wam do niczego potrzebni, to trudno". Uciekają w pornografię, bo tutaj też nie trzeba spełniać oczekiwań kobiet.
Wraz z emancypacją mamy do czynienia z eskalacją potrzeb jasno wyrażanych przez kobiety. Kiedy rozmawiałem z mężczyznami, zadałem proste pytanie: "Jakie masz potrzeby relacyjne?" Usłyszałem: "Nie wiem". Przy zdecydowanej kobiecie staje mężczyzna, który mówi: "Chciałbym mieć święty spokój".
Mimo wszystko mężczyźni decydują się na małżeństwo. Tylko w 2014 roku zawarto ich w Polsce 188 488. Ich liczba jednak spada, np. w 2008 było 257 744 sformalizowanych związków.
Wielu mężczyzn stara się unikać małżeństw. Wiąże się to z tym, że jest coraz więcej kosztownych rozwodów. Mężczyźni nie chcą ryzykować. Nie mówimy tutaj o tych 20-kilkuletnich facetach, tylko takich, którzy mają pewien poziom świadomości i doświadczenia życiowego, czyli ponad 30 lat. Jeśli oni decydują się na małżeństwo, najczęściej robią to, by zadowolić kobietę.
Zmiana, która nastąpiła w sposobie funkcjonowania mężczyzn, ma jeszcze jeden ważny wymiar. W Polsce w okresie patriarchatu mężczyzna musiał wykazać się na różnych poziomach, żeby założyć rodzinę, np. posiadać odpowiedni zasób pieniędzy. Wtedy miał wiodącą pozycję, prestiż, zabezpieczenie bytu na starość w postaci dzieci. Stąd nazwa "patriarchat" - to nie jest dominacja mężczyzn nad kobietami, tylko ojców nad rodzinami.
Rodzina była czymś w nagrodę. Dzisiaj jest rodzajem kary dla mężczyzny, całą masą obowiązków bez gwarancji korzyści. Często mężczyźni prowadzą kalkulację. Mówią: "Ej, zaraz, w czasie, kiedy jest zdecydowana przewaga wyemancypowanych kobiet, które same inicjują seks, po co mam się obciążać dodatkowymi trudnościami. Mogę prowadzić spokojne, łatwe życie".
Co mają zrobić kobiety przed trzydziestką, które są wykształcone i chcą założyć rodzinę? Młodsi od nich mężczyźni są pogubieni, a starsi nie chcą się ustatkować.
Taką sytuację opisuje Susan Pinker w książce Paradoks płci. Atawizm [występowanie u osobnika cech jego przodków - przyp. red.] polega na tym, że większość kobiet dąży do zdobycia mężczyzny o podobnym lub wyższym statusie społecznym. Problem tkwi w tym, że kobieta, która już osiągnie taki status, siłą rzeczy ma zawężoną liczbę potencjalnych partnerów, z którymi mogłaby się związać. Takich mężczyzn jest tyle samo, jeśli nie mniej od nich.
W przypadku mężczyzny mamy zupełnie inną sytuację. Dla nich status społeczny kobiety, z którą chcą się związać, jest mocno wtórny. Pokazują to filmy typu Pretty Woman. Wyobraża sobie pani film, w którym wykształcona kobieta wychodzi za mąż za stewarda? Takich nie robią. W związku z tym mężczyźni o wysokim statusie społecznym kierują się innym atawizmem, czyli atrakcyjnością seksualną.
Mało tego, wielu mężczyzn, wybierając kobiety o niższym statusie, przejmuje kontrolę nad nimi. Dzięki temu nie muszą żyć w sytuacji, w której życie z kobietą pod jednym dachem staje się kolejnym miejscem wyzwań. Wielu mężczyzn woli mieć w domu przestrzeń, w której nie muszą udowadniać, że są sprawczy. Często partnerka o rozbudowanym wachlarzu potrzeb nie jest dla nich atrakcyjna. Po co mają się z nią wiązać, jeśli mogą wybrać tę, która ma obniżone potrzeby i wolny czas może spędzać tylko z ukochanym? Wielu mężczyzn wchodzących w stałe związki stosuje taką taktykę.
O ile chcą wejść w związek.
Coraz częściej tego nie robią. Kiedyś kobieca seksualność była obszarem deficytowym. Wtedy mężczyźni starali się zdobywać kobiety. Byli gotowi wziąć odpowiedzialność za związek i utrzymanie rodziny. Teraz tworzą wyjątkowy towar. Zdają sobie sprawę z tego, że mają prawo wyboru. Niekoniecznie wybiorą zgodnie z oczekiwaniami kobiet, tylko swoimi. Większość chce mieć święty spokój i woli unikać kobiet, które czegoś od nich chcą.
Co boli mężczyzn, którzy przychodzą ze swoimi dolegliwościami do Pana?
Najczęstszą trudnością jest frustracja rozumiana jako niezaspokojenie swoich potrzeb. Mężczyźni są zawiedzeni tym, jak funkcjonuje ich życie zawodowe, relacje z partnerkami, dziećmi i samymi sobą. Drugi problem to samotność dotykająca mężczyzn w związkach. Trzecim obszarem komplikacji jest zablokowana agresja popędowa, a czwartym problemy seksualne.
Jak te trudności wyglądają w praktyce?
Wyobraźmy sobie sytuację, w której mężczyzna wchodzi w kryzys wieku średniego. Zaczyna wówczas dostrzegać objawy starzenia się. Doświadcza pierwszych dysfunkcji, niemocy i bezsilności, np. szybciej męczy się podczas wysiłku. Drugi aspekt wiąże się z przewartościowaniem egzystencji. Wielu mężczyzn wybrało w młodości życie, które nie jest dla nich.
Niedawno pracowałem z człowiekiem, który zajmował wysokie stanowisko w międzynarodowej firmie. Pracował w niej od dwudziestu lat. Od pewnego czasu czuje jednak, że to nie jest zajęcie dla niego. Pomógł żonie założyć sklep, wynajął lokal, dostarczył środków finansowych. Dzięki niemu partnerka realizuje swoją pasję, jaką jest moda. W tym momencie mężczyzna zdał sobie sprawę z kryzysu, jaki przeżywa. Proszę sobie teraz wyobrazić, że przychodzi on do żony, mówi, że się starzeje i nie zrealizował swoich marzeń. Jak ona reaguje? Zaczyna zmagać się z trudnymi emocjami. Mężczyzna ma wybór: albo zataić swoje myśli i mieć spokój, albo zajmować się później jej napięciem. Uspokajać i tłumaczyć, że właściwie nic się nie stało.
Wielu mężczyzn jest uczonych, żeby nie mówić o trudnościach, które przeżywają.
Akurat tego mężczyznę samotnie wychowywała mama. Cały czas mówiła mu, że ma dbać o swoją żonę i postępować tak, żeby była zadowolona. Kiedy przyszedł moment sięgnięcia po coś, co dla niego byłoby korzystne, stanął w obliczu trudnej sytuacji i nie był gotowy na zmianę. Wielu przyszłych ojców, którzy dowiadują się o ciąży partnerki, wpada w strach. Nieliczni są w stanie opowiedzieć o tym swoim wybrankom. Otwierają się dopiero w gabinecie.
Jeśli jednak w związku między kobietą a mężczyzną panuje otwarta relacja, nie powinni ze sobą rozmawiać o wszystkim?
Kiedyś uczestniczyłem w treningu interpersonalnym. Sam wśród piętnastu kobiet. Przyjąłem wówczas bierną postawę, czyli schowałem się i nie okazywałem, co przeżywam. Po jakimś czasie dostałem sygnał, że też powinienem opowiedzieć o swoich uczuciach. Mówiąc, rozpłakałem się. Wtedy stało się coś niesamowitego. Grupa spolaryzowała się. Pierwsza część kobiet zaczęła mnie atakować. Do dzisiaj pamiętam zdanie: "Przestań się mazać, nie jestem Matką Teresą z Kalkuty". Druga część kobiet próbowała mnie bronić, mówiąc: "Zaraz, przecież same chciałyście, a teraz go kopiecie".
Dlaczego tak się stało?
Okazało się, że wszystkie kobiety, które mnie napadły, miały problemy z własnymi ojcami. Byli to alkoholicy, którzy rozklejali się, kiedy więcej wypili. Te kobiety musiały się potem nimi zajmować. Są to pewne klisze, przeniesienie wzorców emocjonalnych z sytuacji mających miejsce w dzieciństwie na obce osoby.
Wiele kobiet marzy, by odnaleźć mężczyznę pokazującego emocje. Takiego, który złości się i wstydzi. Tęsknią za nim dlatego, że w życiu go nie spotkały. W ich rodzinach ojciec był również niedostępny emocjonalnie. Paradoks polega na tym, że te same kobiety nie radzą sobie z mężczyzną pokazującym emocje. Żeby otwarcie rozmawiać o swoich uczuciach, obie strony muszą być dojrzałe emocjonalnie. Kiedy nie są, funkcjonują w grach, czyli udają.
W jaki zatem sposób mężczyźni powinni wychowywać swoich synów, żeby wyrośli na wartościowe i pewne siebie osoby?
Po pierwsze trzeba wziąć pod uwagę fakt, że dla dzieci ważne jest to, co im się pokazuje, a nie to, co się mówi. Jeśli chcę wychować syna na pewnego siebie, sam muszę taki być. Dla dziecka ważna jest obecność matki i ojca. Do prawidłowego rozwoju potrzebuje ono jak największej liczby różnorodnych doświadczeń.
Dopiero to daje podstawę do budowania tożsamości. Dobrze, żeby ojcowie mieli swoje życie, do którego zapraszają dzieci. Wielu mężczyzn oczekujacych na narodzenie się dziecka popada w skrajności. Część mówi, że nie ma czego nauczyć syna, druga połowa wymyśla oryginalne hobby. Nie ma to większego sensu, ponieważ każdy ma swoje życie. Polega ono na codziennych aktywnościach takich jak wynoszenie śmieci czy gotowanie. Jeśli ojciec lubi pielęgnować kwiaty, niech zaprosi do tego dziecko.
Czy to będzie męskie?
Są różni ojcowie, nie wszyscy muszą być osiłkami. Istnieją tacy, którzy po przyjściu z pracy zamieniają się w bierne osoby. Druga część uprawia nowoczesne ojcostwo. Tacy mężczyźni są bardziej świadomi tego, że chcą być ojcami i na tej kanwie odbudowują etos męskości. W tym momencie pojawia się jednak kolejne zagrożenie - tacierzyństwo, czyli naśladowanie matek.
Przeczytaj też rozmowę o niedokochanych ludziach. Dowiesz się, czy mężczyźni wolą zołzy, a kobiety drani i co myśli o tym psychologia: Wszyscy bywamy z Marsa [WYWIAD]
*
Jacek Masłowski - prezes Fundacji Masculinum. Na co dzień pracuje jako psychoterapeuta, trener i coach. Ukończył filozofię na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach oraz odbył liczne kursy w zakresie psychologii, psychoterapii i rozwoju.
Aleksandra Lągawa - w pracy zajmuje się promocją i marketingiem, po pracy opisuje i fotografuje świat.
Skomentuj artykuł