U nas nie biją. Przemoc domowa w nauczaniu Kościoła w Polsce
W nauczaniu Kościoła katolickiego w Polsce problemu przemocy domowej właściwie nie ma. Jeśli pojawia się on, to rzadko i w sformułowaniach ogólnych, bez powiązania z rodziną, a niemal zawsze z przywołaniem ewentualnych źródeł przemocy, które przyjmują charakterystykę zewnętrzną. Można to wyjaśnić co najmniej trzema przyczynami.
Zgodnie z publikowanymi przez polską policję danymi statystycznymi, co roku około 90 tysięcy osób w Polsce doświadcza przemocy domowej. Zliczam dane od 2012 roku do 2019 i to aż 727 106 tragedii. Trzy czwarte z ofiar to kobiety, 10% stanowią mężczyźni, a 15% to osoby niepełnoletnie. Dane policji są związane wyłącznie z interwencjami dotyczącymi procedury „Niebieskie karty”, ale obok nich funkcjonują również inne statystyki. Według słynnych, często przywoływanych badań z 2007 roku, których autorką jest prof. Beata Gruszczyńska z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, skala problemu jest jeszcze wyższa: aż milion Polek rocznie doświadcza przemocy fizycznej i seksualnej, a 150 z nich ginie na skutek przemocy. Innymi słowy to trzy kobiety tygodniowo.
Te porażające liczby muszą się pojawić, ilekroć powraca zagadnienie przemocy domowej, lecz przecież to nie liczby, a ludzie doświadczający realnego cierpienia, czy nawet śmierci. Nie sposób przeczyć temu, że przemoc domowa jest poważnym problemem, jaki istnieje w polskich domach i rodzinach. Tym bardziej dziwi, że właściwie go nie ma w nauczaniu Kościoła katolickiego w Polsce.
Nieszczęsna konwencja
Temat przemocy domowej i stanowiska Kościoła katolickiego w Polsce niedawno powrócił, bo powróciła dyskusja nad „Konwencją Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”, zwanej popularnie konwencją antyprzemocową czy konwencją stambulską. Dyskusja, obecna na poziomie politycznych zapowiedzi prób wycofania się Polski z konwencji ratyfikowanej przez polskie władze w 2015 roku, została wsparta głosem prezydium Episkopatu. Biskupi w oświadczeniu z 17 września 2020 roku jednoznacznie wzywają do odrzucenia konwencji. W swoim stanowisku krytykują konwencję stambulską za przywołanie pojęcia gender, czyli płci kulturowej, a także za wiązanie niektórych przypadków przemocy wobec kobiet i przemocy domowej z religią i tradycją. Polscy duchowni są zaniepokojeni tym, że konwencja może prowadzić do „zmiany społecznych i kulturowych wzorców zachowań kobiet i mężczyzn” oraz tym, że konwencja pragnie wprowadzić „do programów nauczania na wszystkich etapach edukacji (…) treści dotyczące równości kobiet i mężczyzn [a także] niestereotypowych ról społeczno-kulturowych”.
Autorzy oświadczenia deklarują, że wspierają wszelkie zmiany w prawie karnym, które mają zwiększać ochronę życia rodzinnego. Taki dokumentem jest, zdaniem prezydium Episkopatu, Międzynarodowa Konwencja Praw Rodziny, którą biskupi jednoznacznie wspierają. Ta konwencja de facto nie istnieje, bo ani nie jest międzynarodowa, ani nie została przyjęta nawet w samej Polsce. Jak na razie, to zaledwie dokument przygotowywany przez Ordo Iuris w ramach obywatelskiego projektu ustawodawczego. Mimo tego duchowni dostrzegają, że „głównymi źródłami kryzysowych zjawisk w życiu rodzinnym, przechodzących niekiedy w patologię i przemoc, są: alkoholizm, narkomania i inne uzależnienia, a także pornografizacja kultury masowej oraz związane z nią uprzedmiotowienie kobiety i dehumanizacja życia seksualnego”.
Najnowsze oświadczenie powiela zarzuty, które pojawiły się już we wcześniejszych dokumentach Episkopatu poświęconych konwencji stambulskiej. Takie same argumenty znajdują się w oświadczeniu prezydium KEP z 9 lipca 2012 roku, czyli jeszcze sprzed ratyfikacji, kiedy to biskupi przestrzegali przed szkodliwymi, ich zdaniem, zapisami konwencji. Podkreślają w nim, że konwencja może ingerować w obecny w Polsce system wychowawczy. Twierdzą, że konwencja jest zbudowana na fałszywych przesłankach ideologicznych, wśród których funkcjonuje uznanie przemocy za zjawisko systemowe o źródłach m.in. w religii, kulturze czy tradycji. Drugi problem, sygnalizowany również w oświadczeniu z 2020 roku, to pojmowanie płci jako społecznego konstruktu, co, zdaniem biskupów, „całkowicie pomija naturalne biologiczne różnice pomiędzy kobietą i mężczyzną, i zakłada, że płeć można wybierać”. Jest to o tyle problematyczne, że zdaniem prezydium KEP wiąże się z promowaniem w edukacji „homoseksualizmu i transseksualizmu”, czym wprowadza się tylnymi drzwiami postawy kolidujące z „wyznawanymi przez miliony rodziców w Polsce wartościami”.
Jeszcze bardziej bezpośrednio konsekwencje konwencji opisuje stanowisko Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Rodziny z 4 lutego 2015 roku. Biskupi twierdzą, że konwencja ma za zadanie wprowadzić „ideologiczną rewolucję kulturową”.
„Polega ona na redefinicji pojęcia płci jako zmiennego zjawiska społecznego, a nie biologicznego, oraz bezzasadnym obarczaniu odpowiedzialnością za przemoc podstawowych wspólnot, jakimi są małżeństwo i rodzina. Podobnie traktowana jest tradycja i dorobek cywilizacyjny” – precyzują biskupi w dokumencie. Konwencja, zdaniem krytyków, uderza w małżeństwo, rodzinę i dorobek cywilizacyjny, próbując „stworzyć nowy ład społeczny, w którym rodzina i tradycja będą zmarginalizowane, a państwo otrzyma instrumenty głębokiej kontroli nad nimi”.
Nie sposób przeczyć temu, że przemoc domowa jest poważnym problemem, jaki istnieje w polskich domach i rodzinach. Tym bardziej dziwi, że właściwie go nie ma w nauczaniu Kościoła katolickiego w Polsce.
Biskup zmienia zdanie
Pewnego podsumowania stosunku do konwencji antyprzemocowej dokonał 22 lipca 2012 roku abp Wiktor Skworc, który poruszył jej temat w trakcie sumy odpustowej w Bielszowicach. Arcybiskup przywołał konwencję, gdy mówił, że „mylą się różni, którzy uważają, że chrześcijaństwo przyczyniło się do pomniejszenia roli kobiety, a nawet do tworzenia podglebia dla aktów przemocy względem niej”.
„Mnie osobiście niepokoi, że w tytule [konwencji] znalazły się słowa: «i przemocy domowej», gdzie dom został dookreślony jako miejsce przemocy” – wyznawał arcybiskup, który twierdził, że sama konwencja jest przejawem „lewackiej ideologii”. Przywołuję tę wypowiedź sprzed ośmiu lat z pewnego bardzo istotnego powodu. W nauczaniu Kościoła katolickiego w Polsce problemu przemocy domowej właściwie rzecz biorąc nie ma. Jeśli pojawia się on, to rzadko i w sformułowaniach ogólnych, bez powiązania z rodziną, a niemal zawsze z przywołaniem ewentualnych źródeł przemocy, które przyjmują charakterystykę zewnętrzną.
Przemoc w rodzinach występuje, lecz nie jest ona „domowa”, a „alkoholowa” albo zależna od pornografii czy odczłowieczenia seksualności. To przyczyny zewnętrzne, nieuwikłane na przykład w model rodziny albo w relacje władzy, jakie w rodzinie zachodzą ze względu na powszechność kultury patriarchalnej. Główny argument polskich biskupów przeciwko konwencji stambulskiej dotyczy przecież dokładnie tego, że, zdaniem duchownych, założenie o kulturowym czy, nie daj Boże, religijnym źródle przemocy w rodzinie jest fałszywe. Dlatego przemoc domowa pochodzi z zewnątrz, spoza domu i przynoszą ją uzależnienia, a nie na przykład wzorce wychowawcze.
Wypowiedź abp. Skworca z 2012 roku przywołuję jeszcze z jednego powodu. W sierpniu 2020 roku ukazał się list pasterski arcybiskupa ogłoszony w związku z doroczną pielgrzymką śląskich kobiet do Piekar. To właśnie w tym liście następuje przełom na skalę całego kraju, bo wydaje się, że po raz pierwszy w kościelnym dokumencie przywołano pojęcie „przemocy domowej”. W czwartej części listu możemy przeczytać, że „trzeba wyrazić stanowczy sprzeciw wobec jakiejkolwiek agresji wobec Was [kobiet]. Nierzadko właśnie kobiety stają się ofiarami przemocy domowej. Nie możemy pozostawać bierni i głusi, wobec tego karygodnego zjawiska, które niestety nasiliło się podczas przymusowej kwarantanny” – pisze abp Skworc i dodaje, że „nikt nie ma prawa odzierać Was [kobiet] z godności i wolności”, a każda taka sytuacja winna zostać zgłoszona władzy państwowej.
Niedługo po arcybiskupie katowickim pojawia się podobna językowa zmiana po sierpniowym 386. zebraniu plenarnym KEP. W komunikacie ogłoszonym po zebraniu biskupi podkreślili, że „kwestia przemocy domowej” stanowiła przedmiot szczególnej analizy, a sami biskupi wyrażają „zdecydowany sprzeciw wobec wszelkich form agresji i przemocy w przestrzeni publicznej i ekonomicznej Bp Wiesław Śmigiel, odwołując się do tego punktu komunikatu, mówił, że „Kościół absolutnie jest przeciwko wszelkiej przemocy, w tym przemocy w środowisku domowym i boleje, jeśli taka przemoc kiedykolwiek ma miejsce”. Wydaje się więc, że jakaś zmiana w stosunku Kościoła do przemocy domowej nastąpiła i jest to zmiana poniekąd fundamentalna. Kościół w Polsce zauważył, że pojęcie „przemocy domowej” nie jest puste i dotyka rodziny w Polsce.
Przemoc przychodzi spoza rodziny
Brak kościelnej dyskusji wokół zjawiska przemocy domowej można wyjaśnić co najmniej trzema przyczynami. Pierwsze wyjaśnienie pojawiło się już powyżej, gdy pisałem o poszukiwaniu źródła przemocy poza rodziną. W takim duchu zjawisko doświadczania przemocy ujmuje choćby poświęcona rodzinom encyklika św. Jana Pawła II „Familiaris consortio”, w której doświadczenie przemocy jest powiązane z prześladowaniem rodzin ze względów religijnych. Problemu przemocy nie porusza również watykańska „Karta Praw Rodziny”, stanowiąca zbiór priorytetów dla władz świeckich, które mają za zadanie rodzinę bronić. Przemoc w takim świetle nie jest czymś wewnątrzrodzinnym, lecz pochodzącym z zewnątrz. Nie może zatem stanowić jakiegoś istotnego punktu refleksji, pozostając zredukowaną do innych patologii, takich jak uzależnienia albo seksualizacja.
Ponownie warto tu przywołać „Familiaris consortio”, gdzie przyczyn kryzysu rodziny szuka się choćby w ideologicznych manipulacjach (pkt. 76), a nie w przemocowych relacjach wewnątrz rodziny, które mogą prowadzić do jej ostatecznego rozpadu. Same przyczyny rozpadu małżeństwa też pomijają agresję jednego z małżonków albo wykorzystywanie. Uwzględniają raczej „brak wzajemnego zrozumienia” i „nieumiejętność otwarcia się na relacje międzyosobowe” (pkt. 83).
Niewłaściwa teologia w codzienności
Drugie wyjaśnienie braku problematyki przemocy domowej może polegać na argumentacji, że przecież to temat tak powszechnie znany, że właściwie nie ma co go poruszać. W niezmiernie ciekawym tekście „«Diadem zamiast popiołu» Rola wiary i nauki Kościoła w sytuacji przemocy domowej” s. Katarzyna Kubica analizuje pojmowanie przemocy w perspektywie Pisma Świętego, wskazując popularne błędy teologiczne, które wynikają z niewłaściwego zrozumienia pewnych prawd wiary.
Niejednokrotnie osoby doświadczające przemocy „na skutek otrzymanego wychowania religijnego identyfikują się z Jezusem jako samopoświęcające się ofiary. Myślą, że tego chce Bóg i rezygnują tym samym z aktywnego przeciwstawienia się spirali cierpienia i przemocy. Sądzą, że jeżeli zaczną szukać pomocy, to zdradzą Boga, porzucą krzyż”. W takiej sytuacji może nastąpić niebezpieczne usprawiedliwienie sprawcy przemocy, uznając jego działanie za element pracy krzyża w życiu chrześcijanina.
„Treścią krzyża Jezusowego nie jest bycie okaleczanym, poniżanym, wyśmiewanym, bitym. Taki krzyż nie zbawia, nie uwalnia do godności dziecka Bożego. Krzyżem Jezusowym, trudem i cierpieniem jest kroczenie drogą sprawiedliwości, która może się wielu osobom nie podobać i podzielić nawet złączonych więzami rodzinnymi (…). Krzyż to przyznanie się do wstydliwej prawdy, ryzyko zatelefonowania do pogotowia dla ofiar przemocy, zgłoszenie przestępstwa, zdecydowanie się na separację, znoszenie niezrozumienia ze strony najbliższych. To wszystko jest trudne, jest drogą krzyżową, która jednak prowadzi do wyzwolenia siebie i najbliższych z pętli złego” – podkreśla siostra Kubica i choć jej obserwacja jest trafna, to z pewnością niewiodąca.
Na ten problem zwraca uwagę również Mary Farrow w tekście „How the Church can better respond to the problem of domestic violence”, gdzie analizuje problem przemocy domowej w perspektywie Kościoła w Stanach Zjednoczonych. Farrow zauważa, że problem przemocy pozostaje w Kościele nieobecny, na co zwracają uwagę sami duchowni. Jednym z nich jest ks. Charles Dahm, który od kilkudziesięciu lat pracuje osobami, które jej doświadczyły. Ks. Dahm przyznaje, że wielu księży nie ma świadomości problemu, a jeśli go nie nagłaśniają, to sami wierni nie wiedzą, jak zareagować. Farrow zwraca uwagę na jeszcze dwa problemy funkcjonujące obok niewiedzy. Pierwszy to błędne założenie, że przemoc domowa nie występuje w środowisku osób religijnych, drugie to nieporozumienie związane z pojmowaniem cierpienia i sakramentem małżeństwa. Ofiary przemocy często milczą o swoich tragediach, ponieważ uważają, że publiczne przyznanie do bycia osobą skrzywdzoną byłoby zamachem na wierność współmałżonkowi. Co ciekawe Kościół katolicki w USA przygotował odpowiedni, obszerny dokument poświęcony wyłącznie problematyce przemocy domowej w 1992 roku, ale sama jego obecność nie jest w stanie przebić mentalnościowej bańki chroniącej sprawców krzywdy.
Czyny zamiast słów
Trzecia przyczyna nieobecności tematyki przemocy domowej w nauczaniu Kościoła w Polsce może wynikać z założenia, że o przemocy nie ma co gadać, lecz trzeba ją rozwiązywać. W przytaczanych wyżej odpowiedziach na konwencję antyprzemocową biskupi podkreślają, że Kościół inicjuje wiele działań, które mają na celu pomoc ofiarom przemocy. W tym sensie, choć o niej nie mówi, pomaga tym, którzy jej doświadczają.
Faktycznie, jest wiele kościelnych dzieł, które pomagają ofiarom przemocy. Są to diecezjalne poradnie, ale i kościelne stowarzyszenia, takie jak PoMOC kierowana przez siostrę Annę Bałchan, łódzkie Centrum Służby Rodzinie, czy „Linia Braterskich Serc” ks. Marka Dziewieckiego. W wielu miejscach w Polsce działają zorganizowane przez Kościół domy samotnej matki.
„Nie jest prawdą, że Kościół nienawidzi kobiet i zgadza się na stosowanie wobec nich przemocy” – pisała rok temu na łamach „Przewodnika Katolickiego” Monika Białkowska. „Nie zmienia to jednak faktu, że nauka Kościoła w tej kwestii wciąż jest zbyt mało czytelna, zbyt cicha i zbyt mocno obciążona tezami z przeszłości, od których zbyt mało kategorycznie się odcinamy” – dodaje i nie sposób nie zgodzić się z tą diagnozą. Brakuje całościowej wizji pomocy ofiarom przemocy domowej, albo nawet czegoś bardziej podstawowego, a mianowicie uznania i zdefiniowania problemu przez Kościół. Przyznania, że w domu też dzieje się zło, a za rozpad rodziny odpowiadają także czynniki wewnętrzne, jak agresja, molestowanie przez członka najbliższej rodziny czy uzależnienie finansowe.
Na tym tle zupełnie inaczej wygląda sytuacja u polskich luteranów, którzy przyjęli dokument Światowej Federacji Luterańskiej z 2001 roku: „Kościoły mówią «NIE» przemocy wobec kobiet”. Pomimo tytułowego ograniczenia, dokument dotyka problemu przemocy szerzej, uwzględniając też przemoc wobec mężczyzn, choć koncentruje się na tematyce kobiecej. Pojawiają się w nim definicje, jasne nazwanie problemu, ale i pewne rozliczenie z dotychczasowym stanowiskiem. Czytamy w nim bowiem, że: „Nie dość stanowczo wszakże wybrzmiało jak dotąd z ambon i znalazło wyraz w nauczaniu kościelnym potępienie przemocy wobec kobiet i wyznanie, iż Kościół nie był jak dotąd zdolny powstrzymać tego zjawiska, zarówno przez swoją niechętną postawę wobec takich działań, jak też niektóre mające w nim miejsce praktyki”.
W dokumencie pojawia się również analiza rodzajów przemocy, która uwzględnia nadużycia seksualne, psychiczne (m.in. wykluczenie, izolację, krytykowanie, groźby i wtórną wiktymizację) oraz ukazanie prawidłowości tzw. cyklu przemocy domowej, który więzi i ubezwłasnowolnia kobietę. Polega on na uzależnieniu kobiety od partnera i przyzwyczajenia do trzech etapów „miłości, nadziei i strachu”, które powtarzają się, powielając schemat nadużycia. Pojawia się także definicja „przemocy strukturalnej” i przyjęcie, że zarówno rodzina, jak i instytucje religijne, mogą być narzędziami przemocy, która zostaje w ich strukturze utrwalona. Luteranie ukazują tutaj mechanizmy patriarchalnej władzy i seksizmu, które wprost prowadzą do różnych form wykorzystywania. Krytyka dotyczy zarówno widzenia świata wyłącznie z męskiej perspektywy, ale także podwójnych standardów społecznych czy utrwalenia stereotypowych zachowań przypisywanych płci, jak choćby założenia i oczekiwania od kobiety, że to ona jest pierwszą opiekunką dzieci (a nie opiekunką równorzędną mężowi), czy też uznawanie za problem tego, gdy ktoś z tych schematów się wyłamuje (na przykład wtedy, gdy matka jest pierwszą żywicielką rodziny). Pojawia się wątek sztucznych podziałów obecnych w powszechnych przekonaniach, typu „kobiety są słabe, a mężczyźni silni”, które to przekonania przekładają się na całą wizję społeczną. Każda z tych rzeczy jest szkodliwym błędem, który może prowadzić do przemocy i nadużyć.
Diagnozy zostają uzupełnione o szczegółowe porady duszpasterskie dla kapłanów i dla wiernych, a także porady praktyczne, związane z potrzebą przemyślenia kulturowych modeli męskości i kobiecości, tak, aby zobaczyć co w nich jest fałszywe i niebezpieczne, a co stanowi dobre źródło wzrostu we własnej tożsamości. „Jest to własna, niezwykle merytoryczna i jasno opracowana wizja postępowania wobec przemocy w rodzinie w taki sposób, żeby zło nazwane było po imieniu, a wszelkie procedury odbywały się zgodnie z Ewangelią” – ocenia dokument Monika Białkowska i przyznaje, że nigdzie indziej nie trafiła na tak konkretny poradnik pomocy osobom skrzywdzonym.
Główny argument polskich biskupów przeciwko konwencji stambulskiej dotyczy przecież dokładnie tego, że, zdaniem duchownych, założenie o kulturowym czy, nie daj Boże, religijnym źródle przemocy w rodzinie jest fałszywe.
Nasza tradycja
Dokument Światowej Federacji Luterańskiej poświęcony tematyce przemocy wobec kobiet wyróżnia się jako wyjątkowa pozycja w nauczaniu chrześcijańskim, lecz nie można z tego wnioskować, że tematyka przemocy domowej w nauczaniu ściśle katolickim jest pominięta. Wręcz przeciwnie, w ostatnich latach zjawisko przemocy domowej zostało uwzględnione w nauczaniu Kościoła katolickiego, a nieprzeciętne zasługi posiada tu papież Franciszek i włączenie doświadczenia Kościoła katolickiego w Ameryce Łacińskiej w głos płynący z Watykanu.
Problem przemocy, której ofiarą padają kobiety, pojawił się już wcześniej, bo wspominał o nim św. Jan Paweł II w „Liście do kobiet” z 1995 roku. Papież zdecydowanie potępia w nim przemoc na tle seksualnym, której doświadczają kobiety oraz „agresywny maskulinizm”, jednak ponownie źródła tego zjawiska są widziane jako zewnętrzne, a podstawową przyczyną przemocy staje się kultura oparta na hedonizmie. Mają więc wymiar nie tyle władzy i problemu strukturalnego w samej rodzinie, co raczej są odczytywane czysto seksualnie.
Inaczej widzi to papież Franciszek, który wielokrotnie piętnował „nadmierną dominację mężczyzny” („Evangelii gaudium”, pkt. 69) widząc w niej czynnik kulturowy. W swoim programowym dokumencie, jakim jest adhortacja „Evangelii Gaudium” papież przywołuje kontekst tradycji ludowej i pewnego modelu męskości, jaki jest w niej reprezentatywny, a który sam Franciszek określa pojęciem „maczyzmu” (machismo), czyli toksycznej męskości. Często to pojęcie pozostaje związane z kulturami latynoskimi, ale jego opis strukturalny pozwala na obserwowanie maczyzmu w poprzek kultur, a zatem również w Polsce. Charakteryzuje go silna pozycja mężczyzny, którą uzasadnia sam zwyczaj i która zezwala na nadużycia ze względu na arbitralnie przypisywaną mężczyźnie władzę. Toksyczna męskość zanieczyszcza kulturę, która, zdaniem Franciszka, powinna być uzdrawiana przez Ewangelię i sama w sobie stanowi problem odrębny od alkoholizmu czy erotomanii. Tym samym papież wprowadził problematykę przemocy domowej wprost do nauczania Kościoła, dokonując jej wyraźnego potępienia.
Źródła myślenia Franciszka wywodzą się z południowoamerykańskiego doświadczenia duszpasterskiego, które ujmuje również słynny Dokument z Aparecidy, którego obecny papież był jednym z autorów. W dokumencie tym problem przemocy domowej zostaje przywołany trzykrotnie zwłaszcza w kontekście jej młodocianych ofiar, doświadczających przemocy w najbliższym otoczeniu. Również w tym dokumencie zostaje potępiona „mentalność macho” która nie liczy się z „nowością chrześcijaństwa” polegającą na przyjęciu równej godności i odpowiedzialności kobiety i mężczyzny. Nieprzypadkowo tematyka toksycznej męskości zostaje tam przywołana w podrozdziale związanym ze współczesnymi rodzinami, ponieważ właśnie w maczyźmie widzi się jedno z poważnych kulturowych zagrożeń, które stoi w kolizji z tym, co głosi religia i przynosi przemocowe, niechrześcijańskie reakcje do życia rodzinnego.
Jednak absolutnie fundamentalnym dokumentem wprowadzającym pojęcie przemocy domowej do nauczania Kościoła jest adhortacja „Amoris laetitia”. Jej głośna krytyka, skupiona na kwestii dopuszczania do Eucharystii osób rozwiedzionych, które znajdują się w nowych związkach, kompletnie zakryła wkład w takie dziedziny jak nowe rozumienie rodziny i problemów, z jakimi się mierzy. Franciszek opisuje relacje rodzinne również w tym bolesnym spektrum, przywołując zarówno kontekst biblijny, jak i oczyszczającą rolę wiary, która może uzdrawiać relacje międzyludzkie. Warto tu zacytować obszerny fragment z punktu 54 adhortacji:
„Pragnę podkreślić, że chociaż dokonano znacznej poprawy w uznaniu praw kobiet i ich uczestnictwa w życiu publicznym, to jednak jest wiele do zrobienia w niektórych krajach. Nie są bowiem całkowicie wyeliminowane niedopuszczalne praktyki. Przede wszystkim haniebna przemoc, jakiej czasami używa się wobec kobiet, molestowanie w rodzinie i różne formy niewolnictwa, które nie są oznaką męskiej siły, ale tchórzliwej degradacji. Przemoc werbalna, fizyczna i seksualna stosowana wobec kobiet w niektórych małżeństwach jest sprzeczna z samą naturą jedności małżeńskiej. (...) Historia obciążona jest śladami ekscesów kultur patriarchalnych, gdzie kobiety były uważane za osoby drugiej klasy, ale pamiętamy także o macierzyństwie zastępczym lub o «instrumentalnym traktowaniu ciała kobiecego i czynienia go towarem w dzisiejszej kulturze medialnej». Niektórzy twierdzą, że wiele problemów aktualnych ma miejsce na skutek emancypacji kobiet. Ale argument ten nie jest słuszny, «to fałsz, nieprawda, jest to forma seksizmu». Równa godność mężczyzny i kobiety prowadzi nas do radości, że dochodzi do przezwyciężenia dawnych form dyskryminacji oraz że w łonie rodzin rozwija się wzajemne współdziałanie. O ile pojawiają się formy feminizmu, których nie możemy uznać za właściwe, to podziwiamy również dzieło Ducha Świętego w bardziej wyraźnym uznaniu godności kobiet i ich praw”.
Celowo przywołuję tak duży kawałek papieskiego dokumentu, aby ukazać nowość myślenia papieża Franciszka. Ojciec Święty nie tylko zwraca w nim uwagę na problem toksycznej męskości, lecz także na kulturowy wymiar przemocy, który może determinować model relacji rodzinnych oraz krytykuje fałszywe przekonanie o źródle przemocy w tematyce emancypacyjnej. Papież przypomina o równej godności płci, a także nawołuje do respektowania kobiet i ich praw. W dalszych fragmentach dokumentu przemoc domowa pojawia się jeszcze kilkukrotnie i za każdym razem traktuje ją jako samodzielne zjawisko, nie redukując go do wymiaru zewnętrznego czym ogromnie wzbogaca katolickie nauczanie o nowy wymiar. To, jak poważne jest to wzbogacenie, widać zwłaszcza wtedy, gdy zestawi się refleksję dotyczącą przyczyn rozpadu rodziny z „Familiaris consortio” z paragrafem 241 „Amoris laetitia”, bo prócz dotychczasowego wzajemnego niezrozumienia małżonków, pojawiają się także wprost wypunktowane przemoc i brak szacunku dla drugiego człowieka. Takie przypadki, zdaniem papieża, prowadzą do sytuacji, w której separacja może okazać się konieczna z moralnego punktu widzenia, „by uchronić słabszego małżonka lub małe dzieci przed poważniejszymi ranami, powodowanymi przez znęcanie się i przemoc, upokorzenia i wyzysk, obcość i obojętność”.
„Czasami podziwiam na przykład postawę ludzi, którzy musieli rozejść się ze swoim małżonkiem, aby chronić się przed przemocą fizyczną, ale jednak ze względu na miłość małżeńską, która potrafi wyjść poza uczucia, byli w stanie działać na rzecz ich dobra, choć za pośrednictwem innych, w czasie choroby, cierpienia lub trudności. To także miłość mimo wszystko” – pisze papież w paragrafie 119 „Amoris laetitia”, czym tylko pokazuje wagę poruszania tematyki przemocy domowej wprost, a nie w okrągłych i ogólnikowych sformułowaniach.
Lekcja Franciszka
Zmiana kościelnego nauczania w sprawie przemocy domowej, uwzględnienie tego problemu do tematyki refleksji nad rodziną i potraktowanie go jako wyjątkowego fenomenu, który bywa powiązany z religią czy tradycją, jest ogromnym novum obecnego pontyfikatu. Wierzę, że właśnie ten bezpośredni głos Ojca Świętego zmieni również narrację obecną w nauczaniu Kościoła w Polsce, skoro nieśmiało pojawiają się głosy używające właśnie tej Franciszkowej terminologii.
Istotna jest jeszcze druga obserwacja. Papież nie boi się wskazywania na przemoc jako na zjawisko strukturalne, powiązane z modelem myślenia o rodzinie i relacjach, jakie w niej zachodzą. Widzi, że przemoc miewa swoje źródło w toksycznym modelu męskości, który przekłada się na zepsute ojcostwo i niszczenie małżeństwa. Warto, aby również polscy biskupi zobaczyli, że niebezpieczeństwa grożące rodzinie nie mają źródeł tylko w alkoholu, pornografii czy pozakościelnych ideologiach, lecz również w tradycyjnych modelach kulturowych, które niepoddane krytycznej refleksji i bezwarunkowo powielane, przenoszą ze sobą przemocowe schematy. Maczo żyją też nad Wisłą, a dom i rodzina są dla ofiar miejscem katorgi. Nie zagraża im zewnętrzny wróg, lecz ktoś kto powinien być bliskim, czułym i troskliwym opiekunem.
Skomentuj artykuł