Autor zdjęcia Tatr z jasnogórskiej wieży: Odkąd pamiętam, Jasna Góra była ważnym miejscem dla mojej rodziny
- Jasnogórskie sanktuarium jako dziecko odwiedzałem z tatą, a mój wujek pielgrzymował tam co roku. Potem pielgrzymowała do niego moja żona. Ja też kilkukrotnie byłem na pielgrzymkach, więc to miejsce i związana z nim symbolika, zawsze oddziaływały na moją duchowość - wyjaśnia w rozmowie z DEON.pl Paweł Kłak, fotograf i pasjonat dalekich obserwacji, autor strony "Dalekie widoki".
Tomasz Kopański: Dlaczego lubisz dalekie obserwacje?
Paweł Kłak: Od zawsze interesowało mnie to, co znajdowało się daleko na horyzoncie. Bliska była mi również geografia, szczególnie fizyczna, związana z ukształtowaniem terenu i górskim krajobrazem.
Pasja dalekich fotografii zaczęła się natomiast dość nietypowo, bo od spacerów z żoną i córkami, gdy wspólnie zdobywaliśmy Koronę Gór Świętokrzyskich. Wchodząc na kolejne szczyty, zastanawiałem się, co można z nich zobaczyć. O tym, że z Gór Świętokrzyskich widać Tatry, dowiedziałem się, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Mój tata powiedział mi wtedy, że ze Świętego Krzyża, w sprzyjających warunkach, można zobaczyć najwyższe pasmo Polski. Związana z tym ciekawość, była więc we mnie od dawna. Aparat wziąłem jednak do ręki stosunkowo niedawno, bo pięć lat temu. Wtedy kupiłem również sprzęt.
Piotr Kosiarski: Dalekie obserwacje nie są Twoją pierwszą pasją.
- W przeszłości zajmowałem się genealogią oraz indeksowałem stare akta metrykalne po łacinie. To mnie naprawdę wciągnęło, ale tylko na jakiś czas. W końcu doszedłem do przysłowiowej ściany i zacząłem szukać czegoś nowego. I tak zafascynowało mnie obserwowanie i fotografowanie odległych obiektów.
P. K.: Wspomniałeś, że pięć lat temu kupiłeś sprzęt. Skoro o tym mowa, domyślam się, że zdjęć odległych obiektów nie da się robić telefonem.
- To bardzo ciekawy temat. Sporo osób myśli, że do dalekich obserwacji potrzebny jest drogi sprzęt jak np. teleobiektyw. Okazuje się natomiast, że odległe obiekty można fotografować nawet smartfonem. Dobrym przykładem miejsca, z którego się to udaje, są wspomniane wcześniej Góry Świętokrzyskie - według mnie najlepsze miejsce w Polsce do dalekich obserwacji. Znajduje się tam sporo punktów widokowych, z których można zobaczyć obiekty odległe nawet o 200 kilometrów.
Właśnie w Górach Świętokrzyskich, w pierwszych dniach listopada, panowały doskonałe warunki do wykonywania dalekich fotografii. A ponieważ tematyka ta staje się ostatnio popularna, sporo ludzi wybrało się wtedy w góry z nadzieją, że uda im się coś dostrzec na horyzoncie. Efekt? Dostałem na skrzynkę sporo fotografii obiektów znajdujących się 200 kilometrów od Gór Świętokrzyskich. Były to zdjęcia wykonane również smartfonami.
Gdy jednak mówimy o obserwacjach rekordowych, które są znacznie trudniejsze do wykonania, bo obiekt znajduje się za horyzontem i jest ledwo widoczny, to nie ukrywam, że rzeczywiście przydaje się teleobiektyw o ogniskowej w granicach 150-500 milimetrów. Taka ogniskowa w Polsce w zupełności wystarczy.
T. K.: Jaki najdalszy obiekt udało Ci się sfotografować?
- Mam do czynienia głównie z obserwacjami pasm górskich. W Polsce są to zazwyczaj Tatry, które udaje mi się fotografować z odległości ponad 200 kilometrów. Wydaje się, że moje najciekawsze osiągnięcie to fotografia Tatr wykonana z okolic Bełchatowa, dokładnie z Góry Kamieńskiej. Jest to odległość ponad 230 kilometrów. Drugim, równie odległym miejscem, z którego sfotografowałem Tatry, jest skraj Wyżyny Lubelskiej - Potok Wielki. To już praktycznie Roztocze. Do tego dochodzą obserwacje Tatr z ponad 200 kilometrów z kilkunastu miejsc w Polsce - Starego Miasta w Sandomierzu, wspomnianych Gór Świętokrzyskich, z Góry Chełmo w województwie łódzkim oraz z Góry Świętej Anny na Opolszczyźnie.
Równie interesujące są obserwacje obiektów industrialnych i antropogenicznych. Należy do nich na przykład fotografia Warszawy ze Świętego Krzyża - to odległość wynosząca prawie 160 kilometrów. Na zdjęciu udało mi się uwiecznić centrum Warszawy. Natomiast z Varso, najwyższego wieżowca stolicy, uchwyciłem w kadrze Łódź, co jest najdalszą obserwacją z terenu województwa mazowieckiego. Obserwacje te są jednymi z ważniejszych, jakich dokonałem.
T. K.: Wiemy, że bardzo ważne jest dla Ciebie zdjęcie Tatr wykonane z Jasnej Góry. Dlaczego postanowiłeś sfotografować Tatry z jasnogórskiej wieży?
- Bo chyba nikt wcześniej tego nie zrobił (śmiech). Mniej więcej rok temu udzielałem wywiadu, w którym padło pytanie o moje cele. Odpowiedziałem wtedy, że jako pierwszy chcę sfotografować Tatry z Jasnej Góry. Wykonanie tego zdjęcia było niezrealizowanym celem wielu pasjonatów dalekich obserwacji. O tym, że jest to możliwe, mówiono już parę lat temu. W sieci istniała już wtedy lista najbardziej wyczekiwanych obserwacji i zdjęcie Tatr z Jasnej Góry było na niej jedną z głównych pozycji. Nikomu jednak nie udało się tego wcześniej zrobić, a przynajmniej nie było to dotąd potwierdzone na zdjęciach.
Fotografia Tatr z Jasnej Góry jest dla mnie wyjątkowo ważna z uwagi na symbolikę tego miejsca. Czym innym jest zdjęcie z pól na Wyżynie Lubelskiej lub z bezimiennych wzniesień Gór Świętokrzyskich, a czym innym z jasnogórskiej wieży. Jasna Góra jest po prostu ważna dla Polaków. Dlatego obserwacja Tatr z tego miejsca była tak długo wyczekiwana.
P. K.: Post w którym podzieliłeś się w mediach społecznościowych zdjęciem Tatr z Jasnej Góry był wyjątkowy.
- Pisząc podobne posty, skupiam się najczęściej na kwestiach technicznych - obserwacji, dystansie, technikaliach. Wpis o zdjęciu z Jasnej Góry był natomiast - jak zauważył mój kolega - emocjonalny, przypominał artykuł na blogu. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Odkąd pamiętam, Jasna Góra była ważnym miejscem dla mojej rodziny. Jasnogórskie sanktuarium jako dziecko odwiedzałem z tatą, a mój wujek pielgrzymował tam co roku. Potem pielgrzymowała do niego moja żona. Ja też kilkukrotnie byłem na pielgrzymkach, więc to miejsce i związana z nim symbolika, zawsze oddziaływały na moją duchowość. Ale Jasna Góra to nie jedyne miejsce w Polsce, które jest dla mnie ważne z religijnego punktu widzenia. Równie istotny jest Święty Krzyż, najstarsze polskie sanktuarium.
P. K.: Jasna Góra nie jest najbardziej odległym miejscem w Polsce, z którego można sfotografować Tatry. Dlaczego więc było to takie trudne?
- Trudność wynikała z ukształtowania terenu na linii obserwacji. Odległość oczywiście też nie jest mała - to w końcu 200 kilometrów. Ale w tym przypadku ważniejsze jest to, co znajduje się między Tatrami i Jasną Górą. Po drodze mamy na przykład wzniesienia Jury Krakowsko-Częstochowskiej, za którymi w normalnych warunkach Tatry są schowane. Żeby zrobić zdjęcie Tatr z Jasnej Góry musiałem zatem przewidzieć wystąpienie zwiększonej refrakcji atmosferycznej.
T. K.: To znaczy?
- Zwiększona refrakcja atmosferyczna to zjawisko polegające na większym niż zwykle załamywaniu się światła. W praktyce oznacza to, że światło trochę mocniej „ugina się” w atmosferze, dzięki czemu możemy sfotografować obiekty, które normalnie znajdują się za horyzontem. Refrakcja w pewnym stopniu występuje w przyrodzie zawsze i wynika to z właściwości ziemskiej atmosfery. W przypadku ekstremalnych obserwacji kluczowe jest jednak nietypowe załamanie światła, które występuje sporadycznie. Dzięki niemu na horyzoncie ukazuje się na przykład więcej szczytów górskich. Istotną rolę odgrywa tu odpowiednia termika atmosfery.
P. K.: Załóżmy, że chcę zrobić zdjęcie odległego obiektu. Na co powinienem zwrócić uwagę, oglądając prognozę pogody?
- Przede wszystkim na przejrzystość powietrza. To jest najważniejsza kwestia, gdy chcemy sfotografować odległy obiekt. W powietrzu nie może być aerozoli i pyłów, dlatego trzeba uważnie śledzić ich stężenie. W przypadku refrakcji atmosferycznej sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, bo choć da się ją przewidzieć, trzeba też liczyć na łut szczęścia. Do ustalenia czy będziemy mieć do czynienia ze zwiększoną refrakcją służy specjalne narzędzie - radiosondaż atmosfery. Śledząc pochodzące z niego dane, powinniśmy zwrócić uwagę na wystąpienie inwersji temperatur w miejscach krytycznych. Takimi przewidywaniami zwiększonej refrakcji pod kątem dalekich obserwacji zajmuje się według mojej wiedzy jednak tylko kilka osób w Polsce, a pochodzące z nich dane dotyczą wyłącznie obserwacji ekstremalnych, na przykład fotografowania Warszawy z Gór Świętokrzyskich. W normalnych warunkach Warszawa schowana jest bowiem za horyzontem. Podobnie jest w przypadku wspomnianych już wcześniej obserwacji Tatr z Wyżyny Lubelskiej, Góry Kamieńskiej i jasnogórskiej wieży. Są możliwe natomiast dwustukilometrowe obserwacje, gdzie nie potrzebujemy zwiększonej refrakcji. Wystarczy bardzo dobra przejrzystość powietrza. Jako ciekawostkę dodam, że z Gór Świętokrzyskich przy odpowiednich warunkach atmosferycznych Tatry są widoczne nawet gołym okiem.
T. K.: Jak godzisz swoją pasję z życiem rodzinnym?
- Fotografuję wyłącznie z pasji. Z pasji wydaję pieniądze na sprzęt i paliwo. To nie jest tak, że jedziesz na Jasną Górę i od razu fotografujesz Tatry. Bywa, że nie ma cię w domu kilkanaście godzin, a ty wracasz z niczym. To naprawdę czasochłonne zajęcie. A gdy jeszcze jesteś ojcem trójki dzieci, wygospodarowanie czasu na taką pasję jest bardzo trudne. Chciałbym w tym miejscu podziękować swojej żonie Marcie.
Pasja wynika z miłości do tego, co się robi. Wtedy przynosi to frajdę. Fotografie dalekich obiektów zazwyczaj wykonywane są rano, przed wschodem słońca albo po jego zachodzie. Być w jakimś miejscu o wschodzie słońca to coś wspaniałego. Piękno przyrody rekompensuje więc nieudany wyjazd.
P. K.: Na stronie internetowej, którą prowadzisz opublikowane jest szokujące zdjęcie. To fotografia Alp, wykonana ze Śnieżnika w Sudetach. Nie wiedziałem, że zobaczenie Alp z Polski jest możliwe.
- To fotografia Krzysztofa Strasburgera, naukowca z Politechniki Wrocławskiej, który już kilka lat temu postawił sobie za cel sfotografowanie Alp z Polski. Zrobienie takiego zdjęcia wymagało jednak skomplikowanych przygotowań - obliczeń, analiz, symulacji, oczekiwania na odpowiedni moment. Krzysztof Strasburger zrobił to historyczne zdjęcie 2 stycznia 2020 roku. Jest to jak do tej pory najdalsza obserwacja naziemna, wykonana z terytorium Rzeczpospolitej. Ukazuje ona obiekt odległy od fotografa o ponad 290 kilometrów.
T. K.: Chciałbyś pobić ten rekord?
- Tu już wchodzimy w zagadnienia teoretyczne. Ciężko znaleźć miejsce w Polsce, z którego można byłoby sfotografować coś bardziej odległego. Teoretycznie istnieje możliwość zrobienia zdjęcia alpejskiego szczytu Schneeberg z Tatr. To dystans 330 kilometrów. Taka obserwacja wymagałaby jednak zwiększonej refrakcji i byłaby bardzo trudna do wykonania. Inna sprawa, że szczyt z którego byłoby to teoretycznie możliwe - Baraniec - leży już po słowackiej stronie. Nie mówię jednak, że pobicie rekordu Polski jest niemożliwe z innych miejsc. Kiedyś byliśmy przekonani, że nie da się sfotografować Tatr z Polski Środkowej, a udało się to zrobić z Góry Kamieńskiej, leżącej na Nizinie Mazowieckiej.
Jako społeczność cały czas uczymy się dalekich obserwacji, mimo że temat jest popularny od kilku, może kilkunastu lat. Natomiast realnie rzecz biorąc, będzie bardzo trudno pobić rekord Krzysztofa Strasburgera.
T. K.: A jednak rekord świata w dalekich obserwacjach wynosi niemal 500 kilometrów. Chodzi o zdjęcie najwyższego szczytu Ameryki Południowej - Aconcagui, wykonane z góry Cerro Champaqui w Argentynie.
- Miałem kontakt mailowy z autorami tych fotografii. Jako ciekawostkę powiem, że zaraz po zrobieniu tych zdjęć, trafiły one na moją skrzynkę, a także do Łukasza Wawrzyszka i Michała Skiby prowadzących strony o podobnej tematyce. Jako pierwsi mieliśmy możliwość analizowania tych fotografii i spędziliśmy nad nimi dobre kilka godzin. Po analizie stwierdziliśmy, że został pobity rekord świata, a uwieczniona na zdjęciach góra to rzeczywiście Aconcagua.
P. K.: Nie mogę się powstrzymać od stwierdzenia, że płaskoziemcy będą zafascynowani naszą rozmową (śmiech).
- Jakiś czas temu z kolegą stwierdziliśmy, że gdybyśmy przeszli na stronę płaskoziemców, moglibyśmy być dla nich guru (śmiech). Ale my trzymamy się nauki, logiki i zdrowego rozsądku. Nie trzeba być naukowcem, żeby zauważyć ewidentne dowody na krzywiznę Ziemi wokół nas. Zwolennicy teorii spiskowych znajdą się zawsze.
P. K.: Wróćmy do tematu rekordu świata i zdjęć Aconcagui. Dlaczego ich autorzy wysłali je do analizy Polakom?
- Nie chcę się chwalić, ale Polacy wiodą prym w fotografowaniu dalekich obiektów. Aktualnie mam również kontakt z profesorem z Uniwersytetu w Brandenburgii, który zainteresował się naszymi zdjęciami oraz metodami wyliczania refrakcji. Dzięki niemu informacje o naszych zdjęciach trafiły do publikacji naukowych.
T. K.: Opowiesz o swoich planach na przyszłość?
- Wspomniana wcześniej lista celów miłośników dalekich fotografii staje się coraz krótsza. Nie zmienia to jednak faktu, że jest jeszcze trochę obiektów do sfotografowania, na przykład - Dania i Szwecja z polskiego wybrzeża.
T. K.: To możliwe?
- Teoretycznie tak. Oczywiście nie ma jeszcze takich zdjęć, ale matematyka, fizyka i optyka dają szansę na ich wykonanie. Mam również marzenie, aby w przyszłości pobić rekord świata w Ameryce Południowej.
P. K.: To brzmi jak marzenie podróżnika.
- Tak (śmiech). Wcześniej pytałeś o moje pasje - podróże to pierwsza z nich. Pochodzę z małej miejscowości. Człowiek zawsze chciał się z niej wyrwać, aby zobaczyć świat. Kiedy byłem młody, jeździłem autostopem po Europie i Azji, a później z żoną Martą podróżowaliśmy po kilku kontynentach. Gdy pojawiły się dzieci, musieliśmy ograniczyć podróże.
Uprzedziłem już żonę (śmiech), że kiedy dzieci trochę podrosną, to połączymy pasję podróżowania i dalekich obserwacji na innych kontynentach. Plany są więc ambitne.
Skomentuj artykuł