Egipt: Polacy pomogli w odbudowie świątyni Hatszepsut
Świątynię Hatszepsut wzniesiono w 15 lat, jej rekonstrukcja trwa ponad wiek. Jest jednak proces dużo bardziej złożony, niż sama budowa. W prace od lat zaangażowani są Polacy.
W badania świątyni Hatszepsut, usytuowanej obok Luksoru w Górnym Egipcie, zaangażowani byli wszyscy najważniejsi badacze starożytnego Egiptu. Wśród nich znaleźli się odkrywca grobowca Tutanchamona - Howard Carter i egiptolog, który rozszyfrował enigmatyczne hieroglify, Jean-François Champollion - podkreślił prof. Janusz Karkowski z Instytutu Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych PAN. O budowli opowiadał podczas wykładu z okazji 60-lecia utworzenia Zakładu Archeologii Śródziemnomorskiej PAN (obecnie - Instytutu Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych PAN). Pracownicy tej instytucji od początku uczestniczą w polskich pracach wykopaliskowych na Bliskim Wschodzie.
W latach młodości Howard Carter zajmował się wykonywaniem rysunków portyków gigantycznej świątyni królowej Hatszepsut. - W ten sposób w początkach swojej kariery po prostu sobie dorabiał - mówił prof. Karkowski.
O istnieniu świątyni wiadomo było już kilkaset lat temu. I choć była niemal całkiem zasypana gruzem i piachem, jej zarys zdołali uchwycić geodeci towarzyszący militarnej misji Napoleona Bonapartego do Egiptu w latach 1798-1801. W ocenie prof. Karkowskiego dawnym rysownikom udało się uchwycić istotę świątyni: jej tarasy i długą aleję, częściowo ograniczoną z dwóch stron sfinksami, ciągnącą się aż do krawędzi pól uprawnych.
W XIX i na początku XX w. zrujnowaną świątynię badało wielu naukowców, wśród nich Karl Richard Lepsius, który przetransportował fragmenty świątyni do Muzeum Berlińskiego. Prawdziwego postępu w odrestaurowywaniu przybytku dokonała jednak brytyjska misja pod kierunkiem Eduarda Naville’a, który do usuwania zwałów gruzu użył specjalnie przygotowanej torowej kolejki. W jej ramach prace rekonstrukcyjne nadzorował głównie Howard Carter. Od tamtej pory kluczowa była selekcja odkrytych, zwalonych fragmentów świątyni, i ponowne ich ustawienie w odpowiednim, pierwotnym kształcie.
Aby dostać się do reliktów faraońskiej świątyni sprzed kilku tysięcy lat, niezbędne okazało się zniszczenie wybudowanego na niej klasztoru koptyjskiego (chrześcijańskiego). To od niej wzięła nazwę skalna dolina, w której położona jest świątynia. Deir el-Bahari po arabsku oznacza "północny klasztor".
Jak zauważył prof. Karkowski, wcześniejsi badacze i rekonstruktorzy świątyni popełnili szereg błędów i niepoprawnie umieścili bloki świątyni. Wśród nich był Emile Baraize - archeolog francuski, który odtworzył m.in. szereg ścian i kolumnad.
W ekspedycji Naville'a jak główny rysownik pracował Howard Carter. - Tempo dokumentacji było nieprawdopodobne, ale Naville skarżył się, że jego rysownik pracuje za wolno - opowiadał Karkowski. Konsekwencją tego tempa były niedokładnie przerysowane hieroglify - dodał. W jego ocenie przyszły odkrywca grobowca Tutanchamona miał jednak talent, gdyż rysunki dokumentacyjne wykonywał od ręki. - Był to artysta o dużej swobodzie rysowania - podkreślił. Dziś archeolodzy stosują metodę przerysu: do ścian przykładają specjalną folię, na której przerysowują widoczny pod nią relief.
Archeolog dodał, że przez długi czas rysunki Cartera były dla naukowców najważniejszym źródłem informacji na temat przedstawień zawartych na ścianach portyków świątyni Hatszepsut. Dopiero od lat 80. ubiegłego wieku publikacje kolejnych tomów nt. różnych zagadnień dotyczących świątyni rozpoczęli Polacy.
Po II wojnie światowej badania świątyni wznowił, z ramienia kairskiej stacji Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Kazimierz Michałowski. - W latach 60. w Egipcie, Sudanie i Syrii zaczęła się ogromna ofensywa polskich archeologów. Badacze byli obecni również w Tell Atrib i Aleksandrii, a później w Faras ratowali zabytki sprzed potopu - wyliczał Karkowski.
W obrębie świątyni prof. Michałowski bywał rzadko. Był zaangażowany w zbyt wiele projektów jednocześnie, dlatego do każdego z przedsięwzięć mianował kierowników. - Rola profesora była niezwykle silna. Pojawiał się w Deir el-Bahari zaledwie 2-3 razy do roku (...). Orientował się doskonale w postępie prac i problemach, przed którymi stała ekspedycja, spędzając wiele czasu na rozmowach z kierownikiem misji i wszystkimi członkami misji (...). Ta wiedza pozwalała mu podejmować strategiczne i personalne decyzje - opowiadał naukowiec.
Zdaniem prof. Karkowskiego słabością działań w tym czasie była słaba stabilność zatrudnienia w projekcie. W pierwszej dekadzie prac w obrębie świątyni co roku przyjeżdżali tam inni specjaliści - zarówno archeolodzy, jak i architekci. Podobnie było w przypadku egiptologów.
W przypadku konserwatorów i architektów tendencję tę udało się odwrócić (i zapewnić stabilność kadr) dzięki umowie zawartej w latach 60. z Polskimi Pracowniami Konserwacji Zabytków (PKZ). Pierwszym kierownikiem został Zygmunt Wysocki - architekt zasłużony podczas rekonstrukcji gdańskiej starówki. W prace w świątyni zaangażowany był też Mieczysław Samborski - jeden z czołowych architektów pracujących nad rekonstrukcją Zamku Królewskiego w Warszawie.
Praca polegająca na rekonstruowaniu starożytnej świątyni bywała niebezpieczna. W czasie przerwy śniadaniowej pod koniec lat 60. w Egipcie zdarzyło się trzęsienie ziemi. Z pobliskiej ściany skalnej zeszła kamienna lawina, niszcząc rusztowanie, na którym pracowali egipscy robotnicy i polscy architekci. Szczęśliwie spożywali wtedy posiłek z dala od rusztowana.
Polacy nie mieli wyboru. Musieli oczyścić świątynię z piargu naniesionego z lawiny. Przy okazji dokonano ciekawego odkrycia. Okazało się, że starożytni budowniczowie świątyni wykuli w skale specjalną półkę, na której miały zatrzymywać się kamienne lawiny. Polska misja odtworzyła ten element architektoniczny, który do dziś osłania świątynię przed katastrofą.
W pierwszej fazie prac w obrębie świątyni uczestniczyli też kamieniarze. Niestety polska misja miała problem ze znalezieniem siły roboczej, gdyż dobrzy specjaliści w tej dziedzinie byli cenieni i szybko znajdowali zatrudnienie w Kairze. Z Polski przyleciał wówczas kamieniarz z PKZ, Wincenty Surzyn, który spełniał rolę majstra odbudowy, bezpośrednio szkoląc i kierując robotnikami egipskimi. Między innymi szkolił też kamieniarzy. Według prof. Karkowskiego była to praca bez końca, bo bardziej uzdolnieni kamieniarze, wyszkoleni przez Surzyna, często odchodzili do lepiej płatnej pracy.
Przez kolejne dekady prace postępowały powoli, a dla ruchu turystycznego otwierano kolejne części świątyni. Najwyższy, trzeci taras, udostępniono częściowo w 2002 r., a w 2015 r. otwarto dodatkowo znajdujący się tam Kompleks Kultu Solarnego. Świątynię wzniesiono w 15 lat. Jej rekonstrukcja jest jednak zadaniem dużo bardziej skomplikowanym - zaznaczył prof. Karkowski.
PAP - Nauka w Polsce
Skomentuj artykuł