"Trudno jednym słowem określić to, co robię"

"Trudno jednym słowem określić to, co robię"
(fot. m4tik / flickr.com / CC)
MenStream.pl

Przygodę z tłumaczeniem zaczynał od instrukcji i pytań ankietowych. Potem były filmy przyrodnicze, aż trafił do kina. Pierwszą kreskówką, jaką przetłumaczył, był Miś Jogi, zasłynął jednak brawurowymi dialogami w "Shreku". Tłumaczył takie kinowe hity, jak "Asterix i Obelix: Misja Kleopatra", "Potwory i Spółka" oraz kolejne filmy z serii Madagaskar. - Średnio pięć procent tego, co słyszą widzowie w tych filmach, to moje pomysły - opowiada Bartosz Wierzbięta, jeden z najbardziej rozchwytywanych polskich tłumaczy i dialogistów.

Tak naprawdę trudno jednym słowem określić to, co robię. Tłumacz niewiele ma wspólnego ze scenarzystą, a scenarzysta to nie to samo, co script doctor. Ważąc jednak wszystkie te zajęcia, w moim przypadku najwięcej jest chyba dialogisty i tłumacza. Zajmuje się głównie przekładem tekstów sztuk, oraz tłumaczeniami tekstów, które nazywa audiowizualnymi - tłumaczy Wierzbięta. A chodzi o najbardziej popularne filmy animowane, które w ostatnich latach przewinęły się przez ekrany polskich kin i telewizorów. Najnowsza produkcja, spod jego ręki, czyli "Madagaskar 3" niebawem wejdzie do polskich kin.

Mówi, że najważniejsze dla niego, to wiernie przekazać sens wypowiedzi. Każdy tłumacz już według własnego uznania dobiera słowa i składnię. Nie może być dysonansu, między tym, co widać na ekranie, a tym, co mówią bohaterowie. Niezmiernie istotny jest kontekst kulturowy. Zdarza się, że w amerykańskich czy angielskich produkcjach trzeba szukać polskich odpowiedników do pewnych porównań czy odniesień. Dla polskiego widza pewne historie czy ludzie są nierozpoznawalni, muszę więc szukać polskich analogii. Wtedy to, co jest w polskiej wersji, z jednej strony różni się od oryginału, z drugiej działa tak samo - opowiada Bartosz Wierzbięta.

DEON.PL POLECA

Zawsze z tyłu głowy ma, kto będzie grał daną postać. Dla jednego trzeba pisać trochę gęściej dla drugiego trochę rzadziej. Tekstem można przecież popychać w taką, a nie inną interpretację tekstu. Pod tym względem, najwięcej swobody jest na początku, czyli w przypadku, gdy bohaterowie nie są jeszcze znani publiczności, bo film dopiero wchodzi na ekrany. Tak było w przypadku "Shreka" czy pierwszego "Madagaskaru".

- Pomaga mi wtedy znajomość możliwości poszczególnych aktorów. Na przykład Artur Żmijewski, który jest lwem Alexem. Mimo że wcześniej z nim nie pracowałem, to jednak wiedziałem jakim jest aktorem, jak gra, jak szybko mówi. Zawsze staram się to brać pod uwagę i stworzyć aktorowi takie warunki, by mógł się skupić wyłącznie na interpretacji. Tekst przy tym musi być nie tylko dobry gramatycznie, ale też musi się układać. Chodzi o to, by to, co mówił polski aktor, układało się zgodnie z ruchem warg postaci, którą widać na ekranie. Żeby wargówki były zamknięte, u żeby było tam gdzie jest u. Oczywiście, nie zawsze tak się dzieje, ale, mając doświadczenie, wiem, kiedy mogę oszukiwać tak, by widz tego nie zobaczył - mówi.

Filmem szczególnie przez niego ulubionym jest "Rango". Nie tylko tłumaczył, ale też reżyserował jego polską wersję. Ale nawet gdybym nie pracował nad tym filmem, uważałbym go za jedną z najlepszych animacji, które dane mi było oglądać - opowiada.

Wierzbięta ubolewa, że w Polsce wciąż dubbinguje się prawie wyłącznie filmy dla dzieci. Obowiązuje kryterium, czy widz da radę przeczytać tłumaczenie, czy nie. Dzieciaki nie dają rady, stąd decyzje o dubbingu. Mam nadzieję, że przy okazji także rodzice przekonają się do dubbingu. Tłumaczenie przez lektora, czyli szeptanka utrudnia odbiór filmu, a nie ułatwia. Głos aktorów jest przecież wyciszany, wraz z nimi ciszej brzmi muzyka, która ilustruje film - przekonuje.

Cały wywiad z Bartoszem Wierzbiętą przeczytać można w portalu MenStream.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Trudno jednym słowem określić to, co robię"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.