Drzewo Krzyża Świętego. Tajemnicze zniknięcie lubelskich relikwii
31 lat temu, w nocy 9 na 10 lutego 1991 roku z kościoła oo. Dominikanów przy ulicy Złotej w Lublinie zniknęła relikwia Drzewa Krzyża Świętego. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że był to jeden z trzech największych na świecie fragmentów krzyża, na którym - według tradycji chrześcijańskiej - umarł Jezus.
Kilka minut przed szóstą, zakrystian brat Iwo, jak co dnia, szedł do kościoła, by otworzyć drzwi wiernym, którzy przyjdą na pierwszą mszę świętą. Był luty i na zewnątrz panowała jeszcze ciemność. Padał śnieg. Brat Iwo zapalił światło i nagle zauważył, że w kościele są już ludzie. Ruszył czym prędzej w stronę drzwi i zdziwił się, bo były otwarte. Złe przeczucie ścisnęło mu serce, więc nie zważając modlących się, pobiegł do prawej nawy, gdzie w kaplicy Firlejów przechowywano relikwie. Tu brat Iwo odetchnął i uspokoił się nieco, gdyż krata od kaplicy była zamknięta. Otworzył przejście, podszedł do ołtarza i tu w przerażeniu aż przyklęknął na stopniach... Dużego relikwiarza nie było. Zginął też drugi, mniejszy.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że był to jeden z trzech największych na świecie fragmentów krzyża, na którym - według tradycji chrześcijańskiej - umarł Jezus. Drewno relikwii miało kształt krzyża greckiego o wymiarach 30 na 30 cm. Pęknięte w poprzek fragmenty zabezpieczał złoty drut.
Relikwiarz był ciężki. Ważył 17 kg i miał ponad metr wysokości. Dwa kawałki drewna ułożone były w kształt krzyża. Każdy miał 30 cm długości i 3-4 cm grubości. W każdy piątek i niedzielę wystawiano go w ołtarzu głównym. Przez cały rok, w każdy piątek, odprawiana była z nim droga krzyżowa. Wierni dostawali relikwie do ucałowania. Dwa razy do roku - 3 maja, w Święto Znalezienia Krzyża i 14 września, w Święto Podwyższenia Krzyża - w bazylice był uroczysty odpust.
Ten niezwykły religijny skarb znajdował się pod opieką lubelskich dominikanów przez blisko sześć wieków.
Historia relikwii Krzyża Świętego
Historia relikwii lubelskiej zaczęła się w Jerozolimie. Przypomnijmy sobie znaną z Ewangelii scenę Męki Pańskiej, gdy Chrystus skonał na krzyżu. Żołnierze połamali golenie dwóm złoczyńcom, a Jezusowi przebili bok włócznią. Ciało Chrystusa zdjęto z krzyża. Józef z Arymatei i Nikodem, zawinęli ciało swego Pana w białe płótno i zanieśli do grobu wykutego w skale w pobliskim ogrodzie. Na Golgocie zostały trzy krzyże.
Święta Helena, matka cesarza Konstantyna Wielkiego, odbyła w roku 324 (lub 326) pielgrzymkę do Ziemi Świętej. W towarzystwie biskupa Jerozolimy Makariusza szukała śladów życia i męki Chrystusa. Jej wysiłki i wiara zostały sowicie nagrodzone. Najcenniejszym znaleziskiem było drzewo Crux Vera - krzyża, na którym skonał Jezus. W pustej cysternie, tuż obok Golgoty, znaleziono wiele drewnianych krzyży, pozostawionych tam po egzekucjach. Aby znaleźć ten właściwy, cesarzowa przeprowadziła eksperyment. Tradycja mówi, że sprowadzono nieuleczalnie chorą kobietę, którą dotykano wydobywanymi z cysterny kawałkami drewna. Kiedy dotknęła pierwszego i drugiego, nic się nie wydarzyło. Dotknięcie trzeciego ją uzdrowiło. Uznano, że tylko ten z krzyży, który wykazywał moc uzdrawiania chorych, jest tym, na którym ukrzyżowano Chrystusa. Crux Vera został odnaleziony.
Drzewo Krzyża Świętego podzielono na mniejsze relikwie, w tym trzy najznaczniejsze. Jedna została w Jerozolimie, przechowywana w ufundowanej przez cesarza Konstantyna Bazylice Grobu. Drugą wysłano do Rzymu i umieszczono w bazylice Santa Croce del Gerusalemme, ufundowanej przez papieża Sylwestra I. Trzecią przekazano do Konstantynopola i tymczasowo ulokowano w pałacu cesarskim. Cesarz Justynian Wielki wystawił w Konstantynopolu wspaniałą świątynię Hagia Sophia, którą ukończono w roku 537 i do tej świątyni przeniesiono najświętszą relikwię.
W 614 r. Persowie zdobyli Jerozolimę i zburzyli świątynię, a relikwie Krzyża zabrali ze sobą. Kilkanaście lat później cesarz bizantyjski Herakliusz odzyskał święte relikwie i wprowadził je uroczyście do Jerozolimy (stąd Święto Podwyższenia Krzyża). Gdy Jerozolimie ponownie zagroził najazd arabski, wszystkie cenne relikwie, w tym także Drzewo Krzyża Świętego, przewieziono do Konstantynopola. Stamtąd relikwia jerozolimska trafiła w 988 roku do Kijowa, wraz z bizantyjską księżniczką Anną, oddaną za żonę ochrzczonemu właśnie księciu Rusi, Włodzimierzowi.
Jak relikwie Krzyża Świętego znalazły się w Lublinie?
Już w średniowieczu istniały przynajmniej dwie legendy, opisujące przybycie Drzewa Krzyża Świętego do Lublina. Dziś trudno rozstrzygnąć, czy był to dar czy "święta kradzież".
Jedna z legend mówi, że cudowną relikwię przywiózł już w XIV wieku książę ruski Grzegorz, który został pozbawiony tronu w wyniku waśni rodowych. Książę, zmuszony do ucieczki z Kijowa, wykradł i zabrał ze sobą cenną relikwię.
Bardziej znana legenda głosi, że relikwię przywiózł w 1420 roku dominikanin, biskup kijowski, Andrzej. Legenda opowiada, jak to książę kijowski Iwan, w zamian za spaloną przez Tatarów katedrę katolicką, dał jako rekompensatę dla jej biskupa - Andrzeja - tę świętą relikwię. Dlaczego jednak biskup Andrzej nie podążał najkrótszą droga do Krakowa, ale kluczył, nadkładając drogi przez Lublin, jakby unikając pogoni ? Tak czy inaczej biskup Andrzej, w drodze do Krakowa, zatrzymał się na odpoczynek u dominikanów w Lublinie. Następnego ranka przygotowano wozy do dalszej drogi, jednak konie nie chciały ruszyć z miejsca, dopóki nie zdjęto z wozu skrzyni z relikwią. Biskup, zrozumiawszy nadprzyrodzony sens zdarzenia, postanowił zostawić Drzewo Święte w Lublinie. Zapragnął jednak odjąć małą cząsteczkę dla kościoła w Krakowie. Niestety, kiedy uderzył, dłuto ześlizgnęło się i przebiło mu dłoń. Biskup Andrzej zrozumiał wolę Bożą i święte relikwie zostały u oo. Dominikanów lubelskich w całości.
Lubelskie legendy związane z relikwiami Krzyża Świętego
Przez kilkaset lat bazylika lubelskich dominikanów, w której przechowywano największy na świecie fragment Drzewa Krzyża Świętego, była miejscem pielgrzymek. Liczba wiernych modlących się przed relikwiami była porównywalna z liczbą wiernych przybywających na Jasną Górę przed obraz Czarnej Madonny.
Przez stulecia opisano wiele cudownych zdarzeń, świadczących o opiece Bożej nad Kozim Grodem za sprawą relikwii Drzewa Krzyża Świętego. Najbardziej spektakularne stały się kanwą kolejnych lubelskich legend. Można znaleźć je na obrazach w kaplicach bazyliki dominikańskiej.
Pewien kupiec gdański, Henryk, skradł relikwię z kościoła dominikanów, ale nie ujechał daleko. Konie bowiem zaparły się i nie chciały iść dalej. Skruszony kupiec, zawrócił relikwie w ręce przeora i na miejscu cudownego zdarzenia zbudował drewniany kościółek pod wezwaniem Świętego Krzyża (dziś znajduje się w tym miejscu kościół uniwersytecki KUL).
Nadszedł rok 1649. Bohdan Chmielnicki stanął na czele wojska pod Lublinem. Przerażeni mieszkańcy zaczęli modlić się o ocalenie relikwii w dominikańskim kościele. Przeor zgromadzenia zarządził procesję z Drzewem Świętego Krzyża. I oto na ściemniałym nagle firmamencie ukazał się potężny i groźny, przedziwnej jasności miecz, ciskając błyskawice na całe niebo, jakby hufce anielskie wyległy przeciwko wrogowi. Gdy Kozacy ujrzeli znaki na niebie, uciekli w popłochu.
W 1651 roku, król Jan Kazimierz oddał losy bitwy pod Winnicą pod cudowną opiekę Drzewa Krzyża Świętego. Po walnym zwycięstwie Krzysztof Tyszkiewicz, wojewoda czernichowski, z polecenia królewskiego złożył u dominikanów w Lublinie jako wotum buławę i siedem zdobytych chorągwi.
W 1719 roku wybuchł w mieście groźny pożar. Dominikanie ponownie ruszyli w procesji, a płomienie ustępowały przed cudowną relikwią. Wkrótce pożar ugaszono bez większych strat.
We wrześniu 1939 roku, podczas potwornego nalotu niemieckiego na Lublin, ruszyła przez Stare Miasto procesja wiernych z Drzewem Krzyża Świętego. Część miasta, przez którą przeszła procesja, nie została zniszczona, choć pobliska ulica Jezuicka (przy której znajduje się słynny "kamień nieszczęścia") legła w gruzach.
Tak było aż do feralnej nocy 10 lutego 1991 roku.
Tajemnicze zniknięcie relikwii Świętego Krzyża
Jak doszło do kradzieży? Dlaczego nie znaleziono sprawców ani samych relikwii? Kto stał za ich zniknięciem? Te pytania, po ponad 30 latach, nadal pozostają bez odpowiedzi. Czy był to zwykły rabunek czy współczesna "święta kradzież"?
Pierwsza hipoteza wydaje się mało prawdopodobna, gdyż w kaplicy, z której skradziono relikwie, przechowywane były liczne wota, ofiarowane przez wiernych jako podziękowanie za otrzymane łaski. Żadne nie zginęło, choć ich wartość materialna była o wiele większa niż relikwiarza. Możliwe, że ktoś spłoszył złodziei i dlatego nie zdążyli zabrać więcej kosztowności.
Scenariusz drugi zakłada, że była to kradzież na zamówienie, dobrze przygotowana i przeprowadzona przez fachowców. Jest to niestety o wiele bardziej prawdopodobne.
Śledztwo trwało kilkanaście miesięcy. Przesłuchano kilkaset osób, przeprowadzono ponad 100 rewizji, przeszukano 255 obiektów i pomieszczeń, pobrano odciski palców od 160 osób i porównano je z tymi, które zabezpieczono w bazylice. I nic. Śledztwo umorzono, choć głośno mówiło się o opieszałości policji i prokuratury, które nie zabezpieczyły wszystkich śladów, nie przesłuchały niektórych osób.
W 2010 roku miasto obiegła wieść, że pojawiła się szansa na rozwiązanie zagadki świętokradczej kradzieży. Nauczyciel z zawodu, dziennikarz z zamiłowania - Bogdan Wagner, prowadząc prywatne śledztwo, wpadł na konkretny trop. Według jego ustaleń kradzieży dokonała grupa osób z tzw. półświatka ze Starego Miasta, jednak zleceniodawcy znajdowali się znacznie dalej. Wagner twierdził, że trop prowadzi do Mukaczewa, na Ukrainę. Niestety samozwańczy poszukiwacz zachorował i musiał przerwać swoje śledztwo.
Dzisiaj sprawę przejęło policyjne Archiwum X. Nowe teorie są dość sensacyjne choć nie zaskakujące. Nie od dziś mówi się przecież, że relikwie zostały wywiezione na wschód. Na oficjalne rozwiązanie zagadki musimy jeszcze poczekać.
Dla wiernych z Lublina najważniejsze jest to, że bazylika dominikańska nie pozostała bez relikwii. Miejsce skradzionego dużego relikwiarza i mniejszego pacyfikału zajął relikwiarz z Drzewem Krzyża Świętego pożyczony z krakowskiego klasztoru dominikanów. Po dwóch latach lubelscy dominikanie otrzymali niespodziewanie relikwie Krzyża Świętego z odpowiednimi atestami i dokumentami, potwierdzającymi ich autentyczność od prywatnej osoby z Holandii. Drzewo Krzyża Świętego nadal strzeże Koziego Grodu nad Bystrzycą.
Skomentuj artykuł