Ksiądz, który jest strażakiem: Podchodzę do ognia z wielkim szacunkiem. To żywioł nieprzewidywalny

Na terenie Polski działa wiele jednostek ochotniczej straży pożarnej. Tworzą je ludzie na co dzień wykonujący różne profesje i zawody. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety, starsi i młodzi. Wśród nich są również osoby duchowne. Nie tylko kapelani strażaków, szczególnie widoczni podczas uroczystości z okazji Dnia Strażaka, pogrzebów czy poświęcenia sprzętu strażackiego. Niektórzy duchowni, posiadający kwalifikacje i odpowiednie przeszkolenie, angażują się w akcje ratownicze, by ratować życie i mienie ludzi. I ja do nich należę - mówi ks. Roman Sękalski.
Od 1995 roku służę w Ochotniczej Straży Pożarnej. Wstąpiłem w jej szeregi w moich rodzinnych Domaniewicach, zanim zostałem księdzem, a nawet pomyślałem, że mogę służyć Bogu i ludziom jako duszpasterz. Od tego czasu wiele się zmieniło w wyszkoleniu i sprzęcie strażackim, dlatego staram się na bieżąco - podobnie jak inni strażacy - zdobywać coraz większe kwalifikacje poprzez szkolenia, a przede wszystkim udział w akcjach ratowniczo-gaśniczych. Obecnie jestem członkiem OSP w Łowiczu, ponieważ znajduje się w bliskiej odległości od kurii, w której pracuję, a także członkiem OSP w Jesionce, miejscowości należącej do parafii, gdzie posługuję jako proboszcz. Cieszę się z tego, ponieważ uczestnictwo w akcjach ratowniczych umożliwia znalezienie się tam, gdzie nigdy bym nie był, posługując tylko jako ksiądz.
Ponadto pełnię funkcję kapelana strażaków w powiecie łęczyckim, a zatem duszpasterzuję wśród tych, którzy ryzykują własnym życiem, poświęcają swój czas, odkładają na później własne obowiązki, by spieszyć z pomocą innym. Robią to - jak głoszą hasła na sztandarach - "Bogu na chwałę, ludziom na ratunek". Ponieważ jestem jednym z nich, łatwiej mi ich zrozumieć i stać się dla nich kimś, komu mogą zaufać i powierzyć swoje troski.
Z gaśnicą w ręku
W ciągu prawie trzydziestu lat przynależności do zacnego grona strażaków wiele razy brałem udział w działaniach ratowniczo-gaśniczych. I choć obecnie pośród różnych wezwań te do walki z pożarem stanowią mniejszość, właśnie walka z ogniem jest zawsze najtrudniejszym wyzwaniem.
Jako strażak do ognia podchodzę z wielkim szacunkiem, ponieważ jako żywioł jest on nieprzewidywalny. Dostrzegam jego potęgę. Wielokrotnie biorąc udział w akcjach ratunkowych, spotykałem ludzi, którzy rozpoznawali we mnie księdza. Oczywiście wielu moich znajomych wie, że jestem strażakiem i nie budzi to ich zdziwienia, ale w nieznajomych ksiądz w strażackim ubraniu wywołuje zdziwienie, zwłaszcza gdy z widłami w ręku pracuje przy pożarze stodoły, wyrzucając z niej tlące się siano czy słomę. Tymczasem dla poszkodowanych jest to szansa, aby porozmawiać z osobą duchowną w sytuacji utraty dobytku. Jeszcze ważniejsze, wręcz nieodzowne, staje się to w przypadku wypadków komunikacyjnych, kiedy życie kogoś bliskiego jest zagrożone. Zdarzyło się nawet, że dowodzący akcją ratowniczą przy dużym wypadku z kilkoma ofiarami śmiertelnymi nie pozwolił mojej drużynie odjechać, ponieważ potrzeba było wsparcia duchowego dla rodziny, którego starałem się udzielać już po zakończeniu działań ratowniczych. Jadąc do akcji, staram się zawsze mieć przy sobie naczynko z olejami świętymi, aby gdy przyjdzie konieczność, udzielić namaszczenia chorych i rozgrzeszyć tych, których życie jest zagrożone. Nie sposób opisać wszystkich sytuacji, w których bycie księdzem strażakiem przyniosło pozytywny skutek.
Niewątpliwie moja działalność w straży pożarnej wpłynęła na sposób, w jaki posługuję jako ksiądz. Wobec wielkiego pożaru, mimo użycia zaawansowanego sprzętu przeciwpożarowego i wielu godzin szkoleń i doświadczeń, człowiek może poczuć się zupełnie bezradny, a jednocześnie uczy się pokory wobec potęgi o wiele większej. Staram się ukazywać niezwykłą symbolikę ognia w Piśmie Świętym i duchowości katolickiej. Łatwiej też dostrzegam potęgę Boga, który jest mocniejszy od każdego z żywiołów. Jako duszpasterz strażaków mam ten przywilej, że bardzo często przebywam z tymi, którzy na co dzień ryzykują swoim zdrowiem i życiem, aby pomagać innym. Również dla nich ważne jest, że ksiądz potrafi zrozumieć ich problemy i dylematy, a także lęki, które im towarzyszą. Niejednokrotnie ze zwykłych pogawędek prowadzonych od tak podczas zdarzeń wynikały rozmowy dotyczące życia codziennego, zawodowego czy rodzinnego. Nie staram się wtedy głosić, ale po prostu wysłuchać i po przyjacielsku porozmawiać.
Chociaż zadaniem księdza jest głosić miłość i miłosierdzie Boga do człowieka i wskazywać, jak naśladować te postawy Jezusa wobec drugiego człowieka, nie ma na to lepszego sposobu niż przykład własnego życia. Bycie jednocześnie strażakiem daje szansę na okazanie ewangelicznej prawdy, iż "nie ma większej miłości, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich". Moi przełożeni wiedzą oczywiście o tym, że jestem strażakiem, i z entuzjazmem akceptują ów fakt, z czego się cieszę, gdyż taka ich postawa utwierdza mnie w tym, że postępuję we właściwy sposób.
Z Dobrą Nowiną
Chociaż strażacy mają za zadanie walczyć z ogniem, który może stać się zagrożeniem dla życia i mienia ludzi, w duchowości chrześcijańskiej jest on znakiem Bożej mocy. Kojarzy się z ciepłem, a zatem z życiem i miłością, dlatego mówimy, że ma w sobie funkcję integrującą, przemieniając w siebie to, z czym się zetknie. Ten obraz spotykamy na przykład w tekstach św. Jana od Krzyża. "Ogień materialny ogarniając drzewo, najpierw zaczyna je osuszać, wyrzucając zeń wilgoć i sprawiając, że woda, która się w nim znajduje, z zyskiem wycieka. Następnie czyni je czarnym, ciemnym i brzydkim oraz sprawia, że wydziela ono swąd. W miarę jednak osuszania go, ogarnia je coraz bardziej płomieniem i usuwa z niego wszystkie ciemne i brzydkie przypadłości, będące przeciwieństwem ognia. W końcu, ogarnąwszy je zewnętrznie, rozpala je, zamienia w siebie i czyni tak pięknym, jak sam ogień" (Noc ciemna, II, 10, 1).
Niejednokrotnie, szczególnie przy pożarze budynku mieszkalnego, trzeba ewakuować mieszkańców. Często są to chwile pełne emocji, gdyż towarzyszy nam przekonanie, że choć ludzie tracą dorobek życia, przybyliśmy na czas i uratujemy ich samych. Najbardziej osobistym doświadczeniem jest wynoszenie poszkodowanych na własnych rękach, a po wyniesieniu podjęcie zakończonej pomyślnie resuscytacji. Odczuwam wtedy nie tylko satysfakcję, ale przede wszystkich wdzięczność do Boga, że daje siłę do walki o ludzkie życie. Moje serce wzrusza także niesamowita radość i wdzięczność najbliższych uratowanego. Nawet trudne doświadczenie może zatem przynieść pozytywny skutek, gdy pozwoli docenić to, co posiadamy.
Cała duchowość Kościoła katolickiego widzi w symbolice ognia pewnego rodzaju tajemnicę Bożego istnienia i działania w życiu ludzi. Doświadczenie jego mocy niejednokrotnie doprowadziło do zbliżenia się do Boga.
Ks. Roman Sękalski - kapelan strażaków powiatu łęczyckiego, a także czynny członek Ochotniczej Straży Pożarnej w Domaniewicach, Łowiczu i Jesionce. Doktor teologii, wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym w Łowiczu, referent Wydziału Duszpasterstwa i Wydziału Nauki Katolickiej Kurii Diecezjalnej Łowickiej, a także duszpasterz honorowych dawców krwi. Posiada uprawnienia do kierowania pojazdami uprzywilejowanymi i autobusami. Założyciel grupy teatralnej "NieZwykły Teatr na Korabce" w Łowiczu, w której jest też aktorem.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru "Głosu Ojca Pio". Więcej znajdziesz tutaj.
Skomentuj artykuł