Bartosz Bielenia z "Bożego Ciała": czasem zapominamy, po co nam kapłani, co nam może dać ich obecność
Zobaczyłem, jakie to trudne być księdzem w parafii. Jaką nagle zyskuje się siłę. Ile jest pokus - mówi odtwórca głównej roli w nominowanym do Oscara filmie.
W wywiadzie z Anną Goc Bartosz Bielenia wspomina m.in., jak mocno oddziaływała na niego scena, w której towarzyszył umierającej kobiecie. "Myślałem potem sporo o tamtej scenie. O tym, że czasem zapominamy, po co nam kapłani. Co nam może dać ich obecność. Ile jest momentów, gdy potrzebujemy takich ludzi."
Kiedy udało mu się naprawdę wykreować postać Daniela? Wskazuje pracę nad sceną, gdy robił zakupy za pieniądze ukradzione z tacy. Kiedy rekwizytorka spytała, co kupiłby sobie, wskazał wodę, cukierki i papierosy. "Jeśli dobrze pamiętam, w filmie nie ma zbliżenia na koszyk z zakupami. Ale to był dla mnie ważny trop - Daniel jest trochę dzieckiem, a trochę dorosłym" - opowiadał Bielenia.
Aktor mówi też o tym, co odkrywał, wcielając się w księdza na planie w Jaśliskach: "Zobaczyłem, jakie to trudne być księdzem w parafii. Jaką nagle zyskuje się siłę. Ile jest pokus. I nie mówię tylko o tych fizycznych, z których mój bohater nie potrafi zrezygnować, ale też o duchowych. Łatwo przychodzi myśl: skoro jestem księdzem, znaczy, że wiem lepiej, co jest dobre. Mam prawo decydować, kto zostanie wywyższony, a kto poniżony."
Wskazuje także, że ceni papieża Franciszka, "zwraca uwagę ludzi na sprawy, wobec których mogliby być sceptyczni" i "wykorzystuje swój autorytet, by szerzyć dobro".
"Łatwo przychodzi myśl: skoro jestem księdzem, znaczy, że wiem lepiej, co jest dobre. Mam prawo decydować, kto zostanie wywyższony, a kto poniżony"
Bielenia podkreśla, że - podobnie jak filmowy Daniel - wierzy w moc modlitwy. "Jeśli tysiące osób zwracają się wspólnie w modlitwie różańcowej w jakiejś intencji, wysyłają w rzeczywistość słowa, to one się roznoszą falą. Mają moc. Dlatego tak przeraziła mnie akcja „Różaniec do granic” – wykorzystano modlitwę przeciwko innym ludziom. Podobnie działa hejt w internecie."
Skomentuj artykuł