Jasiek Mela: nie zawsze trzeba iść pod prąd
- Kiedyś w dedykacji do książki wpisałem: „Z życzeniami wiary w to, że nie ma rzeczy niemożliwych”. I zaraz pomyślałem, że to jest zdanie, w które już nie wierzę... Nie wszystko jest możliwe. Nie zawsze trzeba iść pod prąd – mówi Jan Mela w rozmowie z o. Tomaszem Nowakiem OP.
Tomasz Nowak OP prowadzi na swoim youtube’owym kanale „Strefa Wodza” serię „A myśmy się spodziewali”. Jego ostatnim gościem był Jan Mela, wciąż kojarzony przede wszystkim ze zdobywaniem biegunów i gór. Jak sam mówi, dla dużej części Polaków zawsze już będzie chłopcem od biegunów.
- Nawet, jeśli jestem zapraszany na spotkanie zupełnie nie związane z tamtą częścią życia - rekolekcje, świadectwo wiary, szkolenie motywacyjne dla firmy - ktoś zawsze pamięta, że Jasiek Mela to był taki piętnastolatek i ludzie są zdziwieni, że przyjeżdża koleś z brodą – mówi.
Nie można żyć przeszłością
W podejściu do ważnych rzeczy, które już minęły, o. Tomasz i Jan Mela są zgodni: nie można żyć przeszłością. Wyprawy, zdobywanie biegunów były ważną częścią jego życia, dały mu w tamtym czasie poczucie sprawczości, pozwoliły zbudować poczucie własnej wartości. Jednak minęło już osiemnaście lat.
- Życie się zmienia, idzie do przodu nie zawsze w takim kierunku, w jakim ludzie dookoła ciebie oczekują. Każdy z nas, niezależnie od tego, kim jest, nieustannie mierzy się z oczekiwaniami ludzi względem siebie – mówi Jan Mela.
Jak zauważa, często dzieci spotykają się z jasnym komunikatem rodziców: „rób to, czego chcesz, pod warunkiem, że to się mieści w granicach, w jakich sobie ciebie wyobrażamy”. Sam o sobie mówi, że miał szczęście: rodzice nie wtłaczali go w ramki, dawali mu wolną rękę. Jednak przez wyprawy na bieguny, na Kilimandżaro, na Elbrus wszedł w rolę chłopaka, który swoim życiem musiał nieustannie udowadniać, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Ciągle medialny i uśmiechnięty? Nie o to chodzi
- To jest tak, że jak przebiegniesz 10 km, to oczekują, że zrobisz maraton. Byłeś na jednej górze - trzeba wejść wyżej. W którymś momencie się zatrzymałem i zapytałem siebie: czy ja żyję w wolności, czy tylko spełniam cudze oczekiwania? – mówi Mela.
Wspomina, że gdy założył fundację, zaczął organizować wyprawy integracyjne dla osób z niepełnosprawnościami. Na miejsce wybrał Beskid Niski. Ludzie mówili: zaraz, zaraz. Jasiek Mela i Beskid Niski? Przecież chodził po pięciotysięcznikach. O co chodzi? Boi się? Nie ma pieniędzy?
Jak podsumowuje gość o. Tomasza – to było dla niego trudne, żeby sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chce być ciągle medialny, zadowolony, uśmiechnięty. Bo gdy oczekiwania są za duże, to sprawia, że ciągnie go w drugą stronę – by się zbuntować, pokazać inną twarz. A jedynym sposobem jest szukanie środka.
- Też wyznaje zasadę, że należy uważać, żeby się nie stać niewolnikiem spełniania oczekiwań ludzi. Bo można się złapać na tym, że nawet błędy się popełnia nie swoje, ale cudze. Że granice są ważne – komentuje na YouTube Monika.
Niepełnosprawność rodzi oczekiwania
Bardzo ważnym wątkiem, docenionym w komentarzach przez oglądających nagranie na YT, jest wątek oczekiwania po osobach z niepełnosprawnością, że będą robiły wielkie rzeczy, dokonywały niemożliwego.
- Kiedy ma się jakąś przywarę, taką jak niepełnosprawność, nie jest tajemnicą, że taka osoba musi się wykazać trochę bardziej, bo jest w pierwszym momencie postrzegana przez pryzmat słabości, litości. To mnie mobilizowało i bardzo dużo mi dało, bo gdy widziałem z czyichś oczach litość, myślałem: to ja ci pokażę, ile jestem wart. Z drugiej strony trochę się uzależniłem od tego, żeby działać, kozaczyć, zdobywać – mówi Jan Mela.
W rozmowie z o. Tomaszem Nowakiem przywołuje spotkanie z człowiekiem, który był po amputacji nogi. Ktoś mu powiedział: o, nie masz nogi, to jaki sport uprawiasz? – jakby obowiązkiem osoby z niepełnosprawnością było wykazywanie się, robienie czegoś wielkiego. Wtedy Jasiek Mela zdał sobie sprawę z tego, że media od pewnego czasu zaczęły pokazywać tylko tę drugą stronę niepełnosprawności. Jeśli ktoś traci obie nogi, to musi zacząć robić coś spektakularnego, biegać, jeździć na nartach, pokazywać, że nic nie jest dla niego niemożliwe.
- Jeśli chce, to jasne, niech to robi, ale nie musi. Pomyślałem sobie, że jest w tym działaniu medialnym trochę mojej winy, w tym pokazywaniu, że trzeba cisnąć cały czas – dzieli się gość „Strefy Wodza”. - Jest takie zagrożenie płynące z niepełnosprawności, że się próbuje pokazywać ją w drugą stronę. A gdy się tak dzieje, łatwo można popełnić błąd i robić na przekór światu, tylko po to, żeby pokazać, ile może dokonać osoba z niepełnosprawnością.
"Robiłem na odwrót z uporem maniaka"
- Miałem w życiu tak, że mnie wpieniało, kiedy ludzie mówili: jak niepełnosprawny, to powinien to, a tamtego nie. I polazłem za bardzo w drugą stronę, robiłem na odwrót z uporem maniaka i dla zasady – mówi Jasiek Mela.
Tymczasem teraz, gdy ma już 33 lata, żonę i dzieci, widzi, że kluczowe jest nie to, żeby coś robić, a czegoś innego nie robić, ale żeby zadać sobie fundamentalne pytanie: po co? Ta potrzeba określenia celu jest bardzo ważna w życiu. Pomaga też zrozumieć pewne ograniczenia, z którym wszyscy – osoby sprawne i z niepełnosprawnościami – muszą się mierzyć. Nie zawsze jest to łatwe, często brakuje odpowiedzi na pytanie: po co mam to robić? Czemu mam czegoś nie robić? Jednak szukanie jej jest podstawą dobrego życia.
- Po co są dane wartości? Po co są dane ograniczenia? Przecież każdy z nas je ma – mówi Mela i wyjaśnia: są bardzo potrzebne, bo uczą pokory. Jak opowiada, nie mając nogi i części ręki, może zrobić bardzo wiele rzeczy - ale nie wszystkie.
- Uważam, że to jest Boży dar, taki prztyczek, żeby się uczyć pokory. Nie miałem w życiu dużego problemu, żeby sięgać po rzeczy, które się wydają niemożliwe. Natomiast mega problemem dla mnie jest przyznawać się do swoich słabości albo prosić o pomoc. Wyrastałem w paradygmacie życiowym, że muszę być silny, samodzielny, samowystarczalny, bo jestem facetem. A to jest bzdura – podsumowuje.
Całą rozmowę Jana Meli z o. Tomaszem Nowakiem OP obejrzysz tutaj:
Źródło: Strefa Wodza / YouTube / mł
Skomentuj artykuł