Na Jasną Górę dotarliśmy w rocznicę naszego ślubu [WYWIAD]

Na Jasną Górę dotarliśmy w rocznicę naszego ślubu [WYWIAD]
(fot. archiwum prywatne)

- Po pierwsze, chcieliśmy pokazać naszym bliższym i dalszym znajomym, że da się pielgrzymować razem z dziećmi i że jesteśmy po prostu ludźmi wierzącymi. Po drugie, jesteśmy przekonani, że intencje przy takim trudzie muszą zostać wysłuchane - podkreślają Joanna i Michał Litmanowscy.

Julia Bondyra: Początek Waszej znajomości wiąże się z pielgrzymką, jak się poznaliście? Od kiedy pielgrzymujecie?

Joanna i Michał Litmanowscy: Pielgrzymowanie zaczęliśmy w gimnazjum. Na początku chodziliśmy w różnych grupach, a potem już się poznaliśmy. Od tego czasu chodziliśmy co roku już w jednej grupie, tak stworzyliśmy paczkę przyjaciół, w której jesteśmy do dziś. Dwa razy także wybraliśmy się na Camino de Santiago: w 2015 roku (trasą portugalską) i w 2013 roku (trasą hiszpańską). W tym roku chcieliśmy wyruszyć z wrocławską pielgrzymką, ale przez epidemię koronawirusa jej forma zupełnie się zmieniła, więc postanowiliśmy zorganizować własną, zabrać naszych synków (jeden ma dwa lata, drugi osiem miesięcy) i spróbować.

Od czego zaczęliście przygotowania?

DEON.PL POLECA

Od spojrzenia na mapę, zaplanowania trasy. Na szczęście pierwszego dnia mogliśmy spać u rodziców Michała, a drugiego u cioci, dzięki czemu pierwsze dwa dni mieliśmy dość spokojne, idealne na rozruszanie się. Na kolejne dni zaplanowaliśmy noclegi w namiocie. Raz spaliśmy w agroturystyce, żeby chłopcy się mogli wykąpać. Przed samą Częstochową mieliśmy nocleg u salezjanów, dzięki czemu dzień przed wejściem mieliśmy takie odświeżenie.

Jak udało Wam się spakować wszystkie potrzebne rzeczy?

Dużą trudnością było spakowanie rzeczy dla dzieci. My jako dorośli jesteśmy w stanie sobie poradzić w różnych warunkach, ale dzieci już nie, więc większość bagaży to były ich rzeczy, które, oczywiście, okazały się niepotrzebne. Do jednego wózka Michał specjalnie doczepił stelaż bagażowy zrobiony z listewek aluminiowych i sklejki. Tam zmieścił się namiot, termos, jedzenie i pościel. Oprócz tego Michał niósł duży plecak, a ja nosidło. Jeżeli dziecka nie było w nosidle, to niosłam w nim bagaże, a jeśli było, to bagaże były w wózku. Nasz starszy syn, Adaś, miał ze sobą rowerek, którym w sumie pokonał około 30 km, to nas bardzo zaskoczyło. Mieszko ma 8 miesięcy i jego ulubione zajęcie to przekąski, wtedy nie narzekał i chętnie siedział w wózku.

(fot. archiwum prywatne)(fot. archiwum prywatne)Jak urozmaicaliście dzieciom czas?

Postoje robiliśmy najchętniej na placach zabaw albo na boiskach, gdzie chłopaki mogli się trochę wyżyć, pobiegać, rozprostować nogi. Podróżowaliśmy od placu zabaw do placu zabaw. 

Czy szliście cały czas zaplanowaną trasą czy coś się zmieniło?

Musieliśmy nieco zmienić trasę, ponieważ w lesie było bardzo dużo komarów. Mieliśmy taki odcinek przed Kluczborkiem, że weszliśmy do lasu i przez 6 km biegliśmy ze łzami w oczach, pchając wózki. Zmieniliśmy trasę, wsiedliśmy w pociąg, objechaliśmy Częstochowę z drugiej strony całkowicie eliminując odcinki leśne i wędrowaliśmy polami, wioskami, pomniejszymi dróżkami. W sumie w 6 dni przeszliśmy ponad 100 km, a dziennie pokonywaliśmy 20 km. Gdyby nie zmiana trasy, to nie zdążylibyśmy na naszą rocznicę ślubu, a dzięki temu na Jasną Górę dotarliśmy w dzień rocznicy. Mamy taki zwyczaj, że co roku na rocznicę wybieramy się na Jasną Górę do Maryi podziękować za dar małżeństwa. 

Czy nie brakowało Wam pomocy innych pielgrzymów w opiece nad dziećmi w czasie drogi?

Najbardziej uciążliwe było wieczorne przygotowywanie ich do spania. Gdybyśmy szli w pielgrzymce z innymi ludźmi, to w ciągu dnia na pewno mieliby więcej atrakcji, coś by się działo, ludzie by zgadywali, tego trochę brakowało. Musieliśmy ich z kilometra na kilometr motywować. Były takie momenty, że już im się nie chciało, że chętnie by zostali w tym miejscu, co są, a my wiedzieliśmy, że musimy jeszcze trochę przejść dzisiaj. 

(fot. archiwum prywatne)(fot. archiwum prywatne)

Co było najpiękniejsze, a co najtrudniejsze?

Bardzo nas cieszył czas, który mogliśmy razem przeżyć. Mogliśmy wyjść poza szablon myślenia o tym, że nie da się pójść na pielgrzymkę z dziećmi. Można to zrobić. Oprócz tego tak jak na Santiago czuliśmy taką wolność i radość drogi, którą przebywaliśmy, to jest nie do opisania. 

Najtrudniej było popołudniami, kiedy chłopcy byli tak zmęczeni, że już bez powodu płakali, my byliśmy wykończeni, ale trzeba było się całkowicie na nich skupić i właściwie gdzieś do 20-21 dopóki nie zasnęli, to cały czas był dla nich. Przy dzieciach nie ma chwili wolnego.

W jakiej intencji przemierzaliście kilometry?

Naszą główną intencją było podziękowanie za dar małżeństwa. Oprócz tego codziennie rano wybieraliśmy intencję na każdy dzień. W pierwszym dniu modliliśmy się za nasze rodziny, w drugim za chrześniaków, w trzecim za księży o wytrwanie i nowe powołania, w czwartym za nawrócenia, w piątym w intencji osobistej.

Po co iść na pielgrzymkę? Po co tak się męczyć?

W normalnych warunkach powiedzielibyśmy, że po to, żeby poznać fantastycznych ludzi i poczuć cudowną atmosferę, przeżyć rekolekcje. Brakowało nam konferencji, ale dlaczego podjęliśmy ten trud? Po pierwsze, chodziło nam o ewangelizację. Chcieliśmy pokazać naszym bliższym i dalszym znajomym, że się da i że jesteśmy po prostu ludźmi wierzącymi. Po drugie, jesteśmy przekonani, że intencje przy takim trudzie muszą zostać wysłuchane. 

(fot. archiwum prywatne)(fot. archiwum prywatne)

Kim jest dla Was Maryja?

Maryja na pewno jest orędowniczką wszelkich naszych spraw w Niebie, wszystko zawsze staramy się zanosić przez jej wstawiennictwo do Boga. Czujemy moc modlitwy różańcowej, to właśnie przez nią wiele naszych intencji zostało wysłuchanych. 

Czy zachęcilibyście innych do pielgrzymowania indywidualnego?

Oczywiście, że zachęcamy. Dzięki pielgrzymowaniu można się niesamowicie poznać. My już tyle razy razem pielgrzymowaliśmy i wiemy doskonale, czego się w takich trudnych warunkach po sobie spodziewać. Myślimy, że małżeństwom coś takiego bardzo by się przydało, a dzieciom przydałby się czas bez telefonów, bez telewizora, bez internetu. Czuliśmy się bardzo wolni. 

Dziennikarka i redaktorka, często ogarniacz wielu rzeczy naraz od terminów po dobrą atmosferę. Na co dzień pisze autorskie teksty oraz zajmuje się działem "Inteligentne życie" i blogosferą blog.deon.pl. Prowadzi także bloga wybieramymilosc.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
św. Ignacy Loyola

Jednakże w tym [następstwie myśli] była taka różnica: kiedy myślał o rzeczach światowych, doznawał w tym wielkiej przyjemności, a kiedy znużony porzucał te myśli, czuł się oschły i niezadowolony. Kiedy znów myślał o odbyciu boso...

Skomentuj artykuł

Na Jasną Górę dotarliśmy w rocznicę naszego ślubu [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.